Ewa Drzyzga: Udało jej się utrzymać dzieci z dala od rozgłosu!
Swoim dwóm dorastającym synom stara się wskazywać dobrą drogę.
Nie pierwszy raz pracodawcy Ewy Drzyzgi (48 l.) grozi wysoka kara w związku z jej programem "Rozmowy w toku". W 2010 roku musiał zapłacić 300 tys. złotych. Tym razem stawka toczy się o niewiele mniejszą kwotę, bo o ćwierć miliona złotych. Kilka dni temu warszawski Sąd Okręgowy odrzucił odwołanie stacji TVN od nałożonej przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji kary za "niedopuszczalne treści" w autorskim talk-show dziennikarki.
- Tematy, owszem, często są bardzo kontrowersyjne, ale Ewa robi program o prawdziwym życiu. To się dzieje w różnych miejscach w Polski. Tak jest naprawdę - broni dziennikarki jej współpracownica. Tym razem poszło o cztery odcinki programu Ewy Drzyzgi nadane w 2012 roku: "Po co talent, po co szkoła - ja pozować będę goła!", "Jak imprezuje ćpunka z gimnazjum?", "Na randkach spotykam samych zboczeńców!" i "Popatrz na mnie! Widzisz przed sobą pustaka?". KRRiT uznała, że zawierały treści nieprzeznaczone dla osób nieletnich.
- Stwierdzono, że w porze chronionej wyemitowane zostały przekazy, mogące mieć negatywny wpływ na prawidłowy fizyczny, psychiczny lub moralny rozwój małoletnich, z uwagi na sposób prezentacji omawianych problemów, a także dobór tematyki, dotyczącej głównie sfery obyczajowej - czytamy w oficjalnym komunikacie KRRiT.
Ewa Drzyzga z zasady nie komentuje zarzutów. Zainteresowanych odsyła do prawników swojego pracodawcy. Nie zaprzecza natomiast, że dobrze wie, jak często i jak wielkie emocje budzą tematy "Rozmów w toku". W niej także. Pamięta historie nawet sprzed kilkunastu lat. Sama wyciąga wnioski dla siebie z doświadczeń innych. Z programów dotyczących problemów młodych ludzi szczególnie. Wszak sama jest mamą dwóch nastolatków.
Syna Stanisława urodziła 11 lat temu, drugiego - Ignacego - prawie 9. Wtedy była już bardzo rozpoznawalną twarzą show-biznesu, ale w podkrakowskim domu udało jej się utrzymać synów z dala od rozgłosu i blasku fotograficznych fleszy. Nie kryje, że nie jest pełnoetatową mamą. Większość domowych obowiązków przejął jej mąż, dziennikarz Marcin Borowski, bo ona z pracy wraca zwykle o 9 wieczorem. Ale za to każdą wolną chwilę spędza z synami.
Stara się dużo z nimi rozmawiać, by szybko wyłapywać trapiące ich problemy. Zamiast pouczać, woli doradzać i wskazywać dobrą drogę. Reporterzy "Życia na gorąco" spotkali ją ostatnio z jednym z synów w Krakowie. Poszli na mszę do bazyliki oo. Dominikanów, a potem na długi spacer.