Ewa Farna wściekła na czeskich dziennikarzy: Niszczą ludzi. Doprowadzają do samobójstwa!
Ewa Farna (23 l.) nie kryje, że w Polsce może sobie pozwolić na znacznie więcej niż w Czechach. To zasługa... dziennikarzy!
Niedawno media pisały, że wyszłaś za mąż w Los Angeles, co okazało się nieprawdą. Denerwują cię takie plotki?
- Jestem osobą publiczną i świadomie narażam się na plotki. Ale denerwuję się, gdy dziennikarze zakłócają spokój mojej rodzinie, bo ona nie godzi się na to. Jeśli chodzi o tę plotkę o ślubie - zabolało mnie to, że moi fani uwierzyli w tę bzdurę. Pomyślałam, że chociaż śpiewam dla nich już jedenaście lat, oni nadal mnie nie znają. Przecież ja nie wzięłabym ślubu w Los Angeles w towarzystwie jakiegoś faceta przebranego za Elvisa Presleya.
A gdy naprawdę weźmiesz ślub, pochwalisz się światu?
- Na pewno podzielę się tą radością z fanami. Ale nie będę tego faktu ogłaszać przez media.
Gdzie według ciebie dziennikarze są bardziej natarczywi - w Czechach czy w Polsce?
- Polacy mają trochę klasy. Czesi są bardziej bezczelni, nie znają granic. Zdarza się, że niszczą ludziom życie. Pamiętam, jak dwa lata temu dziennikarz oświadczył, że doprowadzi pewną kobietę do samobójstwa. I rzeczywiście, tak na nią napierał, że w końcu odebrała sobie życie. On czekał, aż ona to zrobi.
Jeśli już mowa o presji, odczuwasz ją jako jurorka w "Idolu"?
- Trochę. Wiesz, co jest najzabawniejsze w tym programie? Że my, jury, jesteśmy od tego, by oceniać innych. Ale naprawdę to my jesteśmy najbardziej oceniani. Staram się jednak tym nie przejmować. Gdybym się przejmowała, nie byłabym ani autentyczna, ani naturalna, ani wesoła.
Nieustannie bym się stresowała, że ten napisze o mnie to, a inny tamto. A muszę zachować zimną głowę i dobrze wykonać swoją robotę.
W jury jesteś tą miłą, która nie chce nikogo urazić?
- Wiem od uczestników, że na to właśnie liczyli. Ale ja przede wszystkim staram się być szczera wobec siebie i innych. Chcę, żeby wierzyli, że mówię im to, co myślę.
Rozmawiała KAMILA GREGOREK/FORUM