Ewa Kuklińska: szokujące kulisy jej życia!
Bigamista, alkoholik, damski bokser... Ewa Kuklińska (63 l.) przyciągała mężczyzn trudnych. Potem wstydziła się swoich wyborów. Po jednym z nich targnęła się na swoje życie. Teraz wreszcie odnalazła szczęście i spokój ducha.
"Miłość jest dla mnie najważniejszym uczuciem w życiu. Żałuję tylko, że przychodziła do mnie i odchodziła, jakby się płoszyła. Może to była kwestia braku szczęścia, a może dokonywałam złych wyborów" - wyznaje Ewa Kuklińska w książce Anny Morawskiej "Twarze depresji".
"Nie spotkałam jeszcze człowieka, z którym mogłabym przejść przez całe życie. Zawsze to jakoś się komplikowało" - stwierdza.
Bliskości łaknęła oddziecka. Jej ojciec był lekarzem i dyrektorem uzdrowiska w Szczawnicy Zdroju.
"Był bardzo zapracowany, mniej obecny w domu, a w moim życiu tym bardziej" - wyznaje.
Mając 10 lat, opuściła rodzinne strony i zamieszkała w internacie szkoły baletowej w Warszawie.
Rodziców widywała w czasie świąt i dwa razy w roku, gdy ją odwiedzali.
Miała 20 lat, gdy spotkała przystojnego, działającego we Francji architekta. Było cudownie, ale nagle szczęście prysło. Ktoś zadzwonił do jej rodziców i poinformował ich, że mężczyzna jest bigamistą.
Dopiero wtedy przyznał on, że owszem ma żonę, ale próbuje się z nią rozwieść.
Najbardziej pamięta wszechogarniający wstyd.
"Nie wiedziałam, jak wytłumaczyć rodzicom, że byłam aż tak nieostrożna, niedojrzała, nieodpowiedzialna, żeby związać się z takim złym człowiekiem. Miałam wtedy dwadzieścia lat. Byłam na początku życia, a już popełniłam poważny błąd" - opowiada kobieta.
Złożyła pozew o unieważnienie małżeństwa, ale mężczyzna nie przyjmował tego do wiadomości. Przepraszał, sądząc, że namówi Ewę na kolejny ślub. Ponieważ pozostawała nieczuła na argumenty słowne, zaczął stosować siłowe.
"Koncertowałam wówczas z zespołem Sabat. Na rejestrację programu telewizyjnego w katowickim Spodku przyjechałam z widocznymi śladami pobicia. Wyglądałam okropnie. Byłam zaszczuta. Osiągnęłam taki poziom beznadziei i niemocy, że nie chciałam dłużej żyć" - relacjonuje.
Pewnego dnia postanowiła się otruć. Kupiła tabletki przeciwbólowe i połknęła wszystkie. Obudziła się w szpitalu prowadzonym przez siostry zakonne.
"Kiedy zorientowałam się, że przeżyłam i gdzie jestem, przeraziłam się, że powiadomią moich rodziców. Prosiłam personel, żeby tego nie robił. Wstydziłam się i było mi strasznie źle. Odwracałam się od nich wszystkich. Leżałam przodem do ściany. Nie mogłam poradzić sobie z tą koszmarną sytuacją" - wyznaje.
Gdy jej bliscy ją odwiedzili, udawali, że nie znają powodów, dla których się tam znalazła. Nie rozmawiała z nimi o tym. Blokowało ją poczucie wstydu.
"Targnęłam się na swoje życie, ale nie kojarzyłam tego z depresją. Wydawało mi się, że jest to zbrodnia w afekcie na samej sobie" - mówi.
Gdy ból przeminął, świadomie weszła w kolejny trudny związek. Zakochała się w mężczyźnie żonatym. Był przystojny, władał czterema językami, posiadał mocną pozycją zawodową.
Spotykali się głównie zagranicą, podczas jej tournée. W końcu ukochany zostawił rodzinę w Polsce i wyemigrował do Szwajcarii. Kuklińska miała do niego dołączyć 18 grudnia. Pięć dni przed wyjazdem ogłoszono stan wojenny.
Wtedy los ją złączył z drugim mężem. Odpowiadał jej kryteriom. Jego prawdziwe oblicze poznała dopiero po ślubie.
"To był Dr Jekyll i Mr. Hyde. Kiedy żyliśmy oddzielnie, ja na stypendium, on na swoim kontrakcie, było cudownie. Liściki, prezenty. Na co dzień preferował przemoc w rodzinie" - opowiada.
Gdy zwierzyła się przyjaciółce okazało się, że znajomi wiedzieli o jego skłonnościach do przemocy. "Sądziłam, że to lubisz!" - usłyszała, gdy zapytała, dlaczego nikt jej nie ostrzegł.
Wróciła do poprzedniego, żonatego partnera. Zwłaszcza, że i on o niej nie zapomniał. Gdy wyjeżdżała zagranicę, w hotelu czekały na nią kosze kwiatów.
Z czasem wyjazdy okazały się coraz trudniejsze. Powodem była zbieżność nazwisk z płk. Ryszardem Kuklińskim. Sądzono, że są rodziną, podejrzewano ją o szpiegostwo.
Zaryzykowała i zdecydowała się na trzecie małżeństwo z Holendrem, choć wiedziała, że ma problemy z alkoholem. Wierzyła, że wyleczy go z nałogu. Udało się, ale na krótko.
"Ostatnie dwie doby, jakie spędziliśmy razem, były horrorem. Nie spałam, bojąc się o życie. Nie chciałam się kompromitować, wzywając policję. Wykorzystałam moment, gdy wyszedł z domu, i już nie wpuściłam go za próg" - zdradza.
Wiążąc się z Tomaszem Stockingerem, liczyła, że nareszcie zbuduje trwały związek. Czekała, aż syn aktora dorośnie. Wtedy ukochany obiecał, że odejdzie od żony. I rzeczywiście, rozwiódł się z nią, a potem porzucił też Ewę.
"Takie rzeczy po prostu bolą. Traci się wiarę w ludzi, w miłość" - przyznaje artystka.
Dziś mówi, że znalazła sobie inne cele w życiu. Jej największą miłością jest praca. Choć, gdyby mogła cofnąć czas, zostałaby lekarzem.