Ewa Minge planuje swój pogrzeb i opowiada, jak będzie wyglądał: „Czerwone róże, wesoła muzyka”...
Ewa Minge (55 l.) od lat zmaga się z poważnymi problemami zdrowotnymi, związanymi z wrodzoną wadą wątroby. Dokuczają jej też alergie, jednak nie z powodu zdrowia zaczęła myśleć o własnym pogrzebie. Natchnął ją do tego udział w polskiej edycji „Fortu Boyard”.
Ewa Minge od lat tłumaczy się ze swojej oryginalnej urody, odpierając zarzuty, jakoby była ona wynikiem operacji plastycznych. Kosztowało ją to sporo nerwów, nie wspominając już o pieniądzach wydanych na prawników. Jak żaliła się w „Pytaniu na śniadanie”:
"Jest mi przykro, że jestem taka brzydka. Przykro mi, że mam korzenie tatarskie. Przyzwyczaiłam się do tego. Nie jestem ofiarą operacji plastycznych i nieudanych liftingów twarzy, co mi się zarzuca notorycznie".
Na wygląd projektantki ma też wpływ wrodzona i nieuleczalna wada wątroby. Minge ujawniła, że od urodzenia żyje z niedorozwojem tego organu, należącego co kluczowych w ludzkim organizmie. To oznacza, że musi właściwie całkowicie zapomnieć o alkoholu i tłustych potrawach, a najlepiej także o niektórych lekach. I tu się robi problem, bo projektantka cierpi też na alergie, które dają tak ciężkie objawy, że konieczne jest zastosowanie mocnych leków sterydowych. Te zaś szkodzą wątrobie i robi się błędne koło.
Jednak nie problemy zdrowotne skłoniły Minge do rozmyślań o śmierci. Tą myślą natchnął ją udział w polskiej edycji „Fortu Boyard”.
W opartym na francuskim formacie programie dwie drużyny, składające się z trzech celebrytów, walczą o zdobycie 7 kluczy do skarbca. Zanim jednak dojdzie do jego otwarcia, uczestnicy muszą rozwiązać szereg zadań, wymagających, a czasem niebezpiecznych na terenie twierdzy La Rochelle, otoczonej wodami Zatoki Biskajskiej.
Minge przyjęła ofertę uczestnictwa w drugim sezonie, z nadzieją na przygodę życia. Z czasem jednak ogarnęły ją wątpliwości, co zaowocowało… planowaniem własnego pogrzebu. Jak wyznała w rozmowie z Pudelkiem, nie chce, by była to smutna ceremonia:
"Pakiet jest taki, że mają być czerwone róże, muzyka ma być wesoła, wszyscy kolorowo poubierani. Ma nie być żadnej żałoby. Nie chcę trumny. Chciałabym jednak, żeby mnie spalili. Z urną mają radośnie przejść i rozsypać mnie, gdzie się da".
Póki co, polska ustawa o cmentarzach i chowaniu zmarłych z 31 stycznia 1959 r. nie przewiduje takiej możliwości. W praktyce inspektorzy sanitarni mają prawo sprawdzić, co stało się z prochami wyłącznie wtedy, gdy ktoś złoży donos. Jest też w planach nowa ustawa, która zliberalizuje zasady pochówku, dopuszczając możliwość rozsypania prochów z powietrza, wody, a także na terenie ogrodów pamięci.
Minge na razie się tym nie przejmuje, nie tylko dlatego, że ma zaledwie 55 lat, ale również dlatego, że w ogóle nie jest zainteresowana rozsypywaniem prochów w Polsce. Do kwestii swojego pochówku podchodzi dużo bardziej globalnie:
"Moi synowie mają zapowiedziane, że mają mnie powkładać w probówki, i jak gdzieś będą w świat latać, to mają mnie w ładnych miejscach świata wysypywać".
Zobacz też:
"Fort Boyard Polska" z nowym sezonem. Piróg, Gwit, Minge i kto jeszcze?
Ewa Minge po rozwodzie nie miała gdzie mieszkać. Syn chciał odebrać sobie życie
Brooke Burke ma 51 lat! Gwiazda świętuje w Malibu
***