Ewa Minge zamieszana w seksbiznes? Szokujące słowa projektantki: „Zamiast słynnych wybiegów, są mniej słynne burdele”
Ewa Minge (55 l.) postanowiła odrzeć z tajemnic show-biznes, w którym, jak się okazuje, nie brakuje okrutnych praktyk. O zadziwiających mechanizmach, rządzących światem mody, opowiedziała w swojej najnowszej powieści „Gra w ludzi”. W rozmowie z Pomponikiem zdradziła, czego doświadczyła na własnej skórze, a także odniosła się do plotek, które sugerują, że jest zamieszana w seksbiznes. Jaka jest prawda?
Ewa Minge zasłynęła na świecie za sprawą swoich niepowtarzalnych projektów. Stworzone przez nią stroje nosiły na sobie chociażby Cheryl Cole czy Rihanna. Artystka miała okazję prezentować modową twórczość m. in. w Berlinie, Mediolanie, Wiedniu czy Barcelonie, a co więcej, jako pierwsza Polka w historii, została zaproszona na pokaz na Schodach Hiszpańskich w Rzymie podczas imprezy Donna Sotto Ie Stelle. Ponadto w 2008 roku wystąpiła ze swoimi luksusowymi wyrobami na Festiwalu Filmowym w Cannes.
Liczne sukcesy i bogactwa nie zdołały omamić Minge, która surowym okiem spogląda na świat show-biznesu. Chociaż, jak sama przyznaje, ceni sobie piękno i estetykę, nie potrafi zapomnieć o podstawowych wartościach, które wyznaje.
Z tego też względu show-biznes nie zdołał jej "zepsuć". Nauczył Ewę ostrożności i pokazał, jak okrutni potrafią być ludzie, którzy za pieniądze są w stanie kupić lub zrobić wszystko.
W swojej najnowszej powieści "Gra w ludzi" Ewa Minge opisała przerażającą prawdę o życiu niektórych celebrytek. Publikacja od dnia premiery wzbudza wiele kontrowersji, a autorka książki jest oskarżana między innymi o udział w seksbiznesie!
Ewa Minge zdradziła nam, skąd zaczerpnęła informacje potrzebne do stworzenia "Gry w ludzi". Szczerze i bez ogródek podsumowała zachowania niektórych swoich znajomych. Ma już dość kłamstw?
Pomponik: Dlaczego poruszyła Pani w swojej książce tak trudny i skrzętnie ukrywany temat? Biorąc pod uwagę fakt, że to Pani pierwsza powieść, wybór szokuje. Wielu fanów zapewne spodziewałoby się raczej przyjemnej opowieści ze świata mody.
Ewa Minge: - Świat mody jest obecny w mojej powieści na wielu poziomach. Z jednej strony ukazuje cały blichtr, którego jest częścią, a z drugiej pełni on funkcję wabika. Jest też trzecia strona odpowiedzialna za marzenia. Pragnieniem wielu ludzi jest stan posiadania, modne gadżety, kluby, towarzystwo. Dla tych zabawek czy miejsc są w stanie zrobić wiele, poświecić swoją godność i zapomnieć o etyce.
Wabik to nic innego jak sposób na złowienie młodych naiwnych dziewczyn na obietnice kariery w międzynarodowym modelingu. Okazuje się jednak, że zamiast słynnych wybiegów są mniej słynne burdele. Świat mody jest widoczny, mocno doświetlony, ale niezwykle iluzoryczny. Tę iluzoryczność trzeba pokazywać. Chciałam pokazać trudny temat, bo mało kto ma odwagę je poruszać.
Co w Pani powieści jest prawdziwe? Wydarzenia są podkoloryzowane w trosce o dynamiczną akcję? Czy w postaciach możemy doszukiwać się konkretnych osób znanych ze świata show-biznesu?
- Cały rdzeń powieści jest prawdziwy. Anna istnieje, choć oczywiście zmieniłam jej imię. Bruno także, ale w świecie rzeczywistym nie mieszka w Polsce. Adam to także postać prawdziwa. Piotr i wielu innych. Myślę, że czytelnik poradzi sobie z przypisaniem poszczególnych postaci do pewnych grup społecznych nawet na swoim podwórku.
Gra, którą opisuję, autentyczna gra w ludzi, jest lekko zliftingowana, natomiast jej skala i przestępstwa na tle seksualnym, już nie. Handel ludźmi to nic nowego. Tworzenie celebrytów jak produktów wciąż ma miejsce. Ekskluzywne nowoczesne formy prostytucji to fakt, a nie mrzonki. Nowe czasy, nowe mechanizmy, nowe technologie. Żyjemy w zepsutym świecie, który wymaga często ekstremalnych bodźców, żeby się podniecić.
Czy w związku z powyższym uważa Pani, że show-biznes to półświatek tworzony przez ludzi, którzy zapomnieli o moralnych zasadach?
- Nie jest to nowe oblicze, może tylko bardziej to naświetliłam. Show-biznes już w swojej nazwie ma dwoistość wartości i ich zależność. Trzeba odebrać niezłe show, żeby biznes się powiódł. Show-biznes jest od zawsze oparty na iluzji, niedomówieniach i luźnej interpretacji.
Im bardziej da się po nim pływać, tym większą ma wartość. Ten świat jest zbudowany na wyjmowaniu emocji na wierzch. Żyjemy w czasach, kiedy te emocje trzeba już wypruwać na żywca, nie parząc na konsekwencje i straty. Nie liczy się dzisiaj, ile głów zadepczemy, aby wspiąć się do góry, oraz jak bardzo obnażymy swoje życie. Goła dupa niestety jest w cenie - pokazują to i statystyki, i algorytmy.
Czy nie obawiała się Pani ocen ze strony kolegów i koleżanek z branży po opublikowaniu "Gry w ludzi"?
- Mam nadzieję, że moje koleżanki i moi koledzy są wolni od kupczenia własnym ciałem. Zadziało tu chyba "uderz w stół...". Przecież absurdem byłoby wsadzać wszystkich do jednego worka i ogłaszać, że świat celebrytów jest zły do szpiku kości, a każda gwiazda to sztuczny wytwór. W moim środowisku jest wiele wspaniałych postaci, wybitnych, pracowitych, zdolnych.
Ogólnie świat, jak wszystko, dzieli się na to, co dobre i złe. Jeżeli ktoś chce sprzedawać siebie w postaci usług cielesnych, to nic w tym złego. Złe jest to, że nadaje się temu rangę wyjątkowości i promuje osoby, które nie powinny być idolami. Złe jest także niewolnictwo, bo poza dobrowolną prostytucją istnieje ta z przymusu. Pokazuje techniki pozyskiwania niewinnych kobiet do swoistych burdeli. Nam ten przybytek kojarzy się z domkiem z czerwoną latarnią i stadkiem szczęśliwych kurtyzan. To nie te czasy, nie ta rzeczywistość.
Marcin Tyszka skomentował "Grę w ludzi" następującymi słowami: "ja się dziwię, czego ludzie nie wymyślą, by promować swoją książkę". Czy ma Pani podejrzenia, dlaczego tak krytycznie ocenił Pani twórczość?
- Znam Marcina i dziwie się, że nie czytając książki, w ogóle się na jej temat wypowiedział. To tak jakbym nagle zaczęła wypowiadać się na temat jego zdjęć, nie widząc ich. W mojej ocenie kompletnie nie zrozumiał tematu choć... jeżeli ktoś mówi jasno: "znam tych ludzi, przyjaźnię się z nimi....", to ja zaczynam się zastanawiać, skąd Marcin wie, o kim ja napisałam.
Wiem, że była wrzawa, że były gorące linie telefoniczne w niektórych środowiskach, ale o co chodzi? Nie padły żadne nazwiska. W kontynuacji powieści pojawią się osoby realne - nawet z nazwiska - ale one o tym wiedzą i zgodziły się na taki zabieg. Co więcej, Marcina koleżanka Joanna Krupa powiedziała dla odmiany, że wie, iż takie historie się zdarzają i osobiście była ich świadkiem. Bardzo cieszy mnie fakt, że po przeczytaniu mojej powieści, wielu ludzi do mnie napisało i opowiedziało mi swoje historie.
Czy była Pani - nawet pośrednio - świadkiem opisanych przez Panią nadużyć stosowanych wobec kobiet i nie tylko? Jeśli nie, czy posiada Pani wiarygodne źródło informacji?
- Posiadam wiarygodne źródło informacji i osobiście byłam świadkiem wielu patologicznych sytuacji. Sama niegdyś dostawałam różne propozycje.
Po opublikowaniu "Gry w ludzi" pojawiły się przypuszczenia, że jest Pani zamieszana w seksbiznes, o którym Pani napisała. Zdementowała Pani te plotki. Jak Pani sobie radzi z podobnymi sytuacjami? Z czego wynikają te "rewelacje"?
- Całe życie byłam o coś oskarżana, dorysowywano mi rogi i kopyta. Przywykłam. Ludzie są różni i mają swoje wizje życia innych ludzi. Swoje przegrane przenoszą na tych, którym się udaje. Deprecjonując ich sukces, mają nadzieję, że na jego tle sami urosną. Jestem odporna na absurdalną krytykę, a mądrą przyjmuję jak błogosławieństwo. Trudno jest mnie zdeprecjonować. Dowodem mojego sukcesu jest 35 lat historii, setki ludzi, z którymi pracowałam i wciąż pracuję, a ponieważ nie można mi przypisać sponsora, bogatego partnera, męża czy zamożnych rodziców, którzy podali mi na tacy karierę, to pozostało ku***o.
Kiedy byłam młoda i atrakcyjna, miałam różne propozycje, ale zawsze odpowiadałam "nie". Jednoznaczne dowody na to można było znaleźć we włoskiej prasie codziennej, kiedy dałam publicznie kosza Berlusconiemu. A przecież przez ten romans pewnie byłabym dzisiaj dużo dalej, ale w życiu nie chodzi o skok na bank, a o uczciwe dojście do celu. Moim celem nigdy nie był jacht czy prywatny odrzutowiec. Lubię realizować swoje marzenia, ale one mają inny wymiar.
Mechanizm, który Pani ukazała, niejednego człowieka może zaskoczyć. Czy uważa Pani, że można jakoś przeciwdziałać rozwijaniu się podobnych praktyk wśród wpływowych i majętnych ludzi? Przecież ofiary niejako "godzą się" na wejście do tego świata, zwiedzione blichtrem i obietnicami. Jak można im pomóc? I właściwie, jak można powstrzymać tych złych?
- Niestety wiele z nich nie oczekuje pomocy i tu jest wszystko ok. Jest podaż, jest popyt i nie ma niczyjego dramatu. Strony się godzą, jest cennik, jest biznes. Tam gdzie zostaje nadużyte zaufanie, gdzie łowi się na odebrane uczucie miłości, obietnice spełnienia marzeń bez pokrycia - tam warto interweniować. Ale cała praca powinna być wykonywana tu i teraz. Musimy głośno mówić, jak jest i pokazywać mechanizmy, które rządzą tym procederem. Edukacja to jedyna, droga żeby nie trzeba było interweniować.
"Gra w ludzi" w sposób nader dokładny i drobiazgowy opisuje świat bogaczy, którzy pragną uciech i mogą je kupić. Skąd zaczerpnęła Pani informacje potrzebne do napisania powieści? Czy w publikacji próżno szukać Pani prywatnych doświadczeń, czy może są skrzętnie ukryte, przemycone?
- Moja praca to nieustanny kontakt z zamożnymi ludźmi. Moi niektórzy przyjaciele mają potężne majątki, tak w Polsce, jak i na świecie. Często byłam i jestem zapraszana na różne wydarzenia i bacznie się przyglądam, jak to funkcjonuje. Jest tam wielu wspaniałych, uczciwych ludzi, ale są też jednostki obarczone pewnymi skazami. Są mechanizmy i ludzie, którzy ich używają, aby dostać się do tego świata.
Nuworysza łatwo poznać. Będzie pokazywał, co ma i gdzie ma, rozmawiał głównie o pieniądzach i tym, co za nie nabył. Prawdziwe pieniądze, te przechodzące z pokolenia na pokolenie, to zupełnie inna kategoria. Klasy niestety nie można kupić, ale można się nauczyć pewnych mechanizmów i zasad i wtedy wtopić się w tłum. Bardzo bogaci ludzie nie błyszczą słowem i diamentami, nie noszą ogromnych metek na sobie i nie mówią "ja, ja, ja". Nie muszą nikomu niczego udowadniać.
W Pani powieści pojawia się postać projektantki mody, która ogląda wybory Miss ze zniesmaczoną miną, obserwując "zgniliznę" otaczających ją ludzi. Jak wiadomo, była Pani jurorką w konkursie Miss Supernational 2017, który odbywał się w Krynicy-Zdrój. Czy wspomniana scena powstała na bazie Pani wspomnień z tego wydarzenia? Utożsamia się Pani z ową projektantką?
- Faktycznie jest to taki wątek osobisty.
W jednym z wywiadów, udzielonym portalowi telemagazyn.pl, powiedziała Pani, że młode kobiety, które startują w konkursach piękności, powinny mieć "duży mózg". Czy sugerując to, miała Pani na myśli ostrożność w obyciu z mężczyznami? Czy właśnie o seksbiznes chodziło?
- Kobiety ogólnie powinny stawiać na rozwój intelektualny. Mamy niezwykły atut w ręku w postaci urody, kobiecości i jeżeli opakujemy ten urok zewnętrzny w niezwykłą inteligencję, mamy przewagę nad mężczyznami w każdej dziedzinie. Minęły czasy kiedy mówiło się "piękna, ale głupia". Kobiety dzisiaj są liderkami intelektu, rozwoju osobistego. Robią obłędne kariery. Czy są nam potrzebne konkursy piękności? Nie. To jest upokarzające, kiedy kobieta chodzi po scenie jak koń po wybiegu i pokazuje kopyta.
Ma to tyle cech niezrozumiałych dla mnie, że osobiście odradzam każdej dziewczynie takich doświadczeń. W latach 80. i 90. było trochę inaczej, lecz dzisiaj jest to zupełnie zbędne. Kobiety ogólnie powinny myśleć, żeby istnieć samodzielnie i nie dać się złapać na błyskotki. Same możemy kupić sobie wiele marzeń, a na inne zapracować.
Pośród hordy negatywnych postaci, które swoim zachowaniem promują zarówno to, co obłudne, a niekiedy także obleśne i mówiąc wprost okrutne, umieściła Pani postacie Anny i Brunona. Ta dwójka wielką miłością darzy swoje pociechy. Czy Pani - w prywatnym życiu - podziela te odczucia? Jaką jest Pani mamą? Stawia Pani na rodzinne ciepło czy surowe i chłodne wychowanie?
- O to należałoby zapytać moich synów. Mamy rewelacyjne przyjacielskie relacje. Na dzień matki dostaje kwiaty, a na dzień ojca sushi. Wychowałam ich sama, a nie było to łatwe. Przez długie lata była z nami ich niania Krysia i to także bardzo nam pomogło. Jesteśmy przyjaciółmi i to z kategorii tych najlepszych. Oskar na moje urodziny, kilka lat temu, wytatuował sobie napis: "to kim jestem, zawdzięczam mojej mamie" - i to chyba najlepsza odpowiedź. W naszym domu, podobnie jak w moim z dzieciństwa, jest równość zdań, dyskusja, obrady, a nie tresura i narzucanie swoich racji. To rozwija intelektualnie i emocjonalnie.
Zapowiedziała już Pani kontynuację powieści. Kiedy możemy się jej spodziewać? Czy następna książka również może zszokować czytelników? Czy dalej będzie Pani opisywała mechanizmy rządzące zakulisowym życiem celebrytów?
- Kolejna książka jest kontynuacją "Gry w ludzi", czyli dalej brnę w temat, a wiadomo, że im głębiej, tym gorzej. Myślę, że zaskoczę moich czytelników rozwojem sytuacji.
Zobacz też:
Ewa Minge ujawniła, jak choroba odbiła się na jej wyglądzie. "Wątroba nie przerabia leków..."
Kim Kardashian ma w nosie susze? Przekroczyła stanowy limit o milion litrów!