Ewa Wachowicz radzi, jak jeść ciasta w święta i nie przytyć!
Była Miss Polonia Ewa Wachowicz (45 l.) do dziś pamięta cudowny zapach wypieków mamy, która nie wyobrażała sobie niedzielnego obiadu bez świeżego ciasta. Przy okazji świąt gospodyni programu "Ewa gotuje" radzi, jak jeść smakołyki, by nie przybrać na wadze.
Gdy gwiazdy telewizji i estrady zajadają się w święta sushi, ona wraca do potraw, którymi delektowała się w rodzinnym domu.
Chcąc odciążyć mamę w obowiązkach domowych, już przed laty przeniosła święta z Klęczan do Krakowa.
W tym roku specjalnie na Wielkanoc wróciła wcześniej z Ameryki Południowej - na początku marca wybrała się na Ojos del Salado (6893 n.p.m), najwyższy wulkan Ziemi znajdujący się na granicy Chile i Argentyny.
Wcześniej zdobyła już pięć szczytów tzw. Korony Świata Wulkanów, pozostały jej jeszcze tylko dwa.
- Nie wyobrażam sobie Wielkanocy poza domem. Jestem tradycjonalistką i w ten czas zawsze przebywam w domu - podkreśla. Zwłaszcza że dokładny plan przygotowania wielkanocnych potraw ułożyła sobie jeszcze przed wyjazdem.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Gotuje zawsze w Wielki Piątek i zarazem pości. Tego dnia pije tylko wodę mineralną, mimo że akurat wtedy jest czas pieczenia pasztetów, mięs i gotowania szynek. Zapachy drażnią nozdrza, ale stara się niczego nie próbować. Jest wierna tradycji.
Wieczorem robią z córką Olą pisanki, a w Wielką Sobotę niosą je do kościoła w koszu i zawsze jest w nim kawałek chrzanu. Oprócz niego jajka barwione w łuskach cebuli, pęto kiełbasy, chleb, sól, ciasto drożdżowe, masło, ser biały i baranek. Po powrocie do domu można już zacząć próbować świątecznych specjałów.
- W naszym domu dzielenie się jajkiem podczas niedzielnego śniadania wygląda w ten sposób, że kroi się jedno jajko na tyle kawałeczków, ile osób zasiada przy stole. Każdy zjada swoją część. Wcześniej musimy wziąć na język maleńki kawałek chrzanu - abyśmy byli zdrowi przez cały rok - opowiada Ewa.
Uwielbia jeść, w co trudno uwierzyć, patrząc na jej szczupłą sylwetkę. - Mam jedną zasadę, której się trzymam: ciasto zrobione w sobotę, a jedzone w niedzielę ma mniej kalorii. Po prostu wypieki, które wychodzą z pieca, muszą swoje odstać, wtedy tracą kaloryczność - zdradza.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Pierwszym nauczycielem gotowania była dla małej Ewy mama. Zarówno ona, jak i babcie z obu stron były doskonałymi gospodyniami.
- U nas niemal wszystko robiło się samemu, począwszy od wędlin i kiełbas, a skończywszy na pieczeniu chleba i robieniu przetworów. Świniobicie było przynajmniej dwa, trzy razy do roku - wspomina Ewa.
Do dziś pamięta cudowny zapach wypieków mamy, która nie wyobrażała sobie niedzielnego obiadu bez świeżego ciasta. W jej rodzinnym domu panowała zasada, że nic tak nie łączy, jak zjedzony wspólnie posiłek. Zapamiętali to z bratem Arturem na całe życie.
Brat jest od Ewy sześć lat starszy. Teraz różnica jest niewielka, ale w dzieciństwie stale musiał się nią opiekować. Gdy chciał pograć w piłkę stawiał Ewunię na bramce. Nie mogła płakać, gdy dostała piłką w twarz.
Dziś rodzeństwo pracuje razem przy produkcji programów telewizyjnych.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Kuchnia w jej domu jest zarazem planem zdjęciowym. Tu razem z ekipą telewizyjną przygotowuje kolejne odcinki swojego programu "Ewa gotuje".
Jak mówi, postanowiła wpuścić ekipę do domu, bo w swojej kuchni wie, co gdzie jest. Nie szuka mąki, przypraw. Jednak nie ma wątpliwości, że za każdym razem, gdy koledzy rozstawiają swój sprzęt na podłodze, jej tata Józef by się zapłakał. Wszędzie rozstawiają oświetlacze, ciężkie statywy, a przecież on osobiście wystrugał parkiet z drzewa wiśniowego i drży, że zostanie zniszczony.
Rodzice Wiesława i Józef są u córki, już na kilka dni przed świętami. Cieszą się, że Ewa znów jest szczęśliwa. Mama pamięta, jak córka przyjechała do niej, by się zwierzyć. Mówiła o rozwodzie, najtrudniejszej decyzji w życiu, czuła, że to porażka. Powiedziała jej wtedy:
"Brałaś ślub, płakałam, i teraz znów płaczę. Tylko nie wiem, za którym razem bardziej. Ale to jest twoje życie".
Pomogła jej przetrwać najgorsze i powtarzała, że w życiu, tak jak w pogodzie, po burzy zawsze wychodzi słońce. I wyszło. Ewa od dwóch lat nie siada za świątecznym stołem samotnie, u jej boku jest Sławek.