Reklama
Reklama

Ewa Wawrzoń najpierw pochowała męża, a później tragicznie zmarłego wnuka. Wielka rozpacz!

Ewa Wawrzoń (81 l.) miała wszystko, o czym kobieta może tylko marzyć. Niezwykłą urodę, talent i miłość wspaniałego mężczyzny. Gdy odszedł, jej świat runął jak domek z kart... A to nie był koniec nieszczęść. Wydarzyła się kolejna tragedia…

Byli dla siebie stworzeni, kochali się i nigdy nie mielis iebie dosyć. Ewa Wawrzoń i Janusz Bukowski (†64 l.) lubili też razem pracować. Połączył ich teatr, który zawsze był ich największą pasją. Kiedy aktorka pokonała nowotwór, wydawało im się, że zaczynają kolejny, wspaniały rozdział w swoim życiu. Los jednak chciał inaczej...

W 2005 r. Bukowski pojechał do Pragi, żeby reprezentować Związek Zawodowy Aktorów Polskich, którego był współzałożycielem i prezesem. Już nie wrócił - zmarł tam na zawał serca. Choć jego żona znalazła oparcie w kochających dzieciach, od tamtej pory nie uśmiecha się jak dawniej. Dla niej zakończył się najpiękniejszy etap życia, które - choć przyniosło wiele cudownych chwil - wystawiło za nie słony rachunek.

Reklama

Musiał o nią zawalczyć

Poznali się w Teatrze Powszechnym, gdy jego dyrektorem był Adam Hanuszkiewicz. Nie od razu zostali parą. Bukowski miał wtedy żonę i syna Krzysztofa, a Ewa wychowywała córkę Agnieszkę z pierwszego małżeństwa. Mimo to Wawrzoń od razu wpadła w oko Januszowi.

- Była prześliczną dziewczyną, grała już wielkie role, a ja właściwie dopiero czekałem na swój lepszy czas. Byłem nią zauroczony, lecz nawet nie pomyślałem, że mógłbym starać się o jej względy - wspominał.

Los jednak trochę mu pomógł, bo zaczęli wspólnie występować na scenie. Ewa grała Izabelę Łęcką w słynnej adaptacji "Lalki" Hanuszkiewicza, a Bukowski subiekta Markiewicza. To właśnie wtedy koleżanki zwróciły jej uwagę na przystojnego aktora, ostrzegając jednocześnie, że ma on opinię hulaki, podrywacza i łamacza niewieścich serc.

- Chwyciłem się za głowę, bo z prawdą niewiele to miało wspólnego. Jednak ta niechlubna wówczas opinia na coś się przydała, bo Ewa zaczęła mi się przyglądać ciekawiej, a ja, gdy tylko zauważyłem te jej spojrzenia, ośmieliłem się i przystąpiłem do działania - zdradził aktor.

Odtąd przychodził do jej garderoby, którą dzieliła z Zofią Kucówną, siadał sobie w kąciku i... nic. Spokojnie siedział. Słuchał ich rozmów, przyglądał się. Kiedy się przebierały, wychodził, potem wracał i znów obserwował.- Specjalnie nam nie przeszkadzał. Oczywiście domyślałam się, z jakiego powodu tam siedział, ale ułatwiać mu niczego nie zamierzałam. Niech siedzi, myślałam, zobaczymy, co z tego wyniknie - opowiadała Wawrzoń.

Po jakimś czasie wyjechali w zagraniczną podróż ze spektaklem, z której wrócili już jako para. Szybko zorganizowali ślub i wesele w słynnej Piwnicy Wandy Warskiej. Choć klepali biedę, nigdy się nie kłócili. - Ważne było, że jesteśmy razem, a w jakich warunkach, nie miało najmniejszego znaczenia - tłumaczył Janusz.

Gdy na świat przyszedł ich ukochany syn Michał, Ewa na jakiś czas zrezygnowała z pracy, a potem zabierała go ze sobą do teatru. W efekcie sam skończył studia aktorskie, choć dziś zajmuje się biznesem.

Pytany o rodziców, wyznaje: "Byli ze sobą tak bardzo związani, że to po prostu wydaje się niemożliwe. Kiedy mama zachorowała na nowotwór piersi, miłość ojca uratowała ją. Nie zastanawiał się, czy ta choroba odbierze jej kobiecość, jak uważała, czy nie. Dla niego przez całe życie była tą najpiękniejszą dziewczyną, w której zakochał się przed laty. I została nią także w chorobie".

Na szczęście Wawrzoń wyzdrowiała. Zaczęła otwarcie opowiadać o tym, co przeszła. Chciała dodać otuchy innym zmagającym się z rakiem kobietom, zachęcić je do regularnych badań piersi. Pamiętała doskonale, jak sama koszmarnie bała się mastektomii.

Zawsze mogła liczyć na wsparcie męża, który nie odstępował jej na krok, dając dowody największej miłości. Przekonywał, że musi być zdrowa, bo on nie wyobraża sobie bez niej życia. Ta jego miłość dała jej siły do walki o swoje zdrowie. Dlatego tym bardziej nie mogła sobie darować, że nie było jej przy nim, gdy odchodził...

Los zabrał jej także wnuka

Kiedy Bukowski wyjeżdżał w podróż do swojej ulubionej Pragi, jego żona nie mogła przypuszczać, że widzą się po raz ostatni. Był zdrowy, energiczny, w pełni sił twórczych i witalnych. Gdy wypełnił obowiązki, poszedł na dobry obiad z kolegami. Ale potem źle się poczuł...

Wiadomość o śmierci męża spadła na Wawrzoń jak grom z jasnego nieba. Gdyby nie syn, który dopilnował wszystkich formalności, nie byłaby nawet w stanie zająć się pogrzebem. - Mama zawsze była twarda, więc i teraz w końcu pozbierała się, ale bez taty nie jest już tą samą osobą - wyznał Michał.

Niestety, w kolejnych miesiącach los nie oszczędził Ewy... Ledwie pochowała męża, zdarzyła się kolejna tragedia. Jej ukochany nastoletni wnuk wpadł pod nadjeżdżający pociąg, przechodząc przez tory kolejki. Nie miał szans w starciu z rozpędzoną maszyną.

Wawrzoń szalała z rozpaczy. Tragicznie zmarłym wnukiem wraz z mężem opiekowała się przecież od chwili jego narodzin. Bliscy sądzili, że bez wsparcia Bukowskiego Ewa nie przeżyje tej tragedii. W końcu Janusz zawsze był jej podporą...

Do dziś aktorka nie odzyskała dawnej radości życia. Stara się jednak nie obnosić ze swoim cierpieniem. Jest już na emeryturze, ale od czasu do czasu udziela się zawodowo. Jeśli zdarzy się ciekawa propozycja, przyjmuje ją. Ostatnio grała w spektaklu radiowym.

Czasem jeździ do Paryża odwiedzić córkę Agnieszkę i wnuki, rzadko spotyka się z przyjaciółmi. W domu nic nie zmieniła - jest tak, jak wtedy, gdy Janusz wyjechał w swą ostatnią podróż. We wrześniu minie 13 lat, odkąd go pożegnała...

*** 
Zobacz więcej materiałów:

Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Ewa Wawrzoń
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy