Ewa Złotowska wciąż nie pogodziła się ze śmiercią ukochanego męża!
Ewa Złotowska (71 l.) z mężem Markiem Frąckowiakiem (+67 l.) przeżyli ponad ćwierć wieku. Aktorka wciąż nie może uwierzyć, że jej ukochanego już przy niej nie ma...
Przez lata bawiła kilka pokoleń dzieci jako "Pszczółka Maja". Niestety, dziś w życiu Ewy Złotowskiej nieczęsto świeci słońce.
Wkrótce minie pierwsza rocznica śmierci jej ukochanego męża, Marka Frąckowiaka, który przegrał walkę z okrutną chorobą nowotworową…
Spotkali się ćwierć wieku temu, w pracy. Pani Ewa miała już za sobą dwa małżeństwa.
Gdy na jej drodze pojawił się przystojny, wysoki aktor, który akurat też był świeżo po rozwodzie, nie myślała o nim jako o kandydacie na męża. Jednak któregoś dnia poprosiła go, by poprowadził jej koncert, a potem zaprosiła go na działkę nad Jeziorkiem Czerniakowskim.
"I tam mój pies Felek się w nim zakochał" – wspominała po latach artystka.
Ich dom we wsi Bielawa koło podwarszawskiego Konstancina zawsze był pełen zwierząt, ale i one nie są dziś w stanie osłodzić jej dni.
"Czuję wokół siebie pustkę. Nie mam z kim podzielić się wrażeniami, przemyśleniami, opowiedzieć o tym, co się wydarzyło w ciągu dnia…" – opowiada ze smutkiem pani Ewa w niedawnym wywiadzie.
Drobna, niewysoka, nie ukrywa, że ciężko jej żyć w pojedynkę. W dodatku przekroczyła już siedemdziesiątkę i sama potrzebuje opieki.
"Ale jakoś wszystko organizuję" – wzdycha aktorka.
"Sąsiad wykonuje najcięższe prace, kosi trawę traktorem. Przyjaciele i znajomi pytają, czy potrzebuję pomocy, ale przecież nie zaproszę ich, by sprzątali mi w domu czy pielili! Od sierpnia do mnie przychodzi osoba, która raz w tygodniu przyjdzie posprzątać, a menadżerka Marka pomaga mi w uporaniu się ze sprawami urzędowymi, opiekuje się domem i zwierzętami, gdy wyjeżdżam" - mówi.
Jedyne, co trzyma ją przy życiu, to wspomnienia. Siada przy kominku i patrzy na olejny portret męża…
"On był jak chiński mur, może w niektórych miejscach dziurawy, ale mocno stał. A ja mogłam się na nim oprzeć" – dodaje Ewa Złotowska.
***