Film o Przybylskiej trafi na Netflixa. Zaskakujące plotki o działaniach rodziny aktorki
Film dokumentalny o polskiej aktorce Annie Przybylskiej niedługo stanie się dostępny dla użytkowników Netflixa. Rodzina aktorki przewidziała ten scenariusz i nieźle się na to przygotowała. Osoba z ich otoczenia ujawniła prawdę o cenzurze.
Film o Annie Przybylskiej, która odeszła po długiej walce z chorobą w 2014, po wielu latach starań w końcu ujrzał światło dzienne. Zeszłoroczna premiera "Ani" poruszyła widzów w całej Polsce i po tym, jak osiągnęła sukces kinowy, trafiła na serwisy streamingowe TVP. Z czasem twórcy i rodzina postanowili ułatwić dostęp produkcji fanom gwiazdy i podjęli współpracę z Netflixem.
"Projekt zaczął się 7 lat temu. Reżyserzy - Michał Bandurski i Krystian Kuczkowski - co roku wysyłali do Jarka [Jarosława Bieniuka - przyp.red.] maila z propozycją, żeby ten film zrealizować. Ponad trzy lata temu doszło do pierwszego spotkania - bardzo wyraźnie padło, że jednym z warunków tego, żeby w ogóle pomyśleć o tym, żeby powstał, jest to, żeby cała rodzina, czyli mama Ani, siostra, Jarek i dzieci, miała wpływ na to, jaki to będzie film" - podaje portal ShowNews, cytując osobę z otoczenia rodziny aktorki.
Rodzina od razu zakładała, że przekaże reżyserom wiele materiałów, które do tej pory były dostępne jedynie do ich wglądu. Podzielenie się wspomnieniami ze światem niosło za sobą ryzyko, więc chcieli nadzorować proces powstawania filmu.
"Wiadomo było, że dużą część produkcji będą stanowiły archiwa prywatne, więc tym bardziej rodzina chciała mieć wpływ. To było takie wspólne dzieło, w którym każdy coś załatwi z Anią. Część się pożegnała, część, tak jak Cezary Pazura, miała okazję powiedzieć coś, czego Ani nie zdążyła przekazać. Każdy coś zamknął w ten sposób" - wyjaśnił informator.
Okazuje się, że najbliżsi Anny Przybylskiej dokładnie przejrzeli każdy kadr filmu i zdecydowali, czy nadaje się do pokazania opinii publicznej. Chcieli wspólnie pokazać światu, jaka była Przybylska w ich oczach, gdy wracała do domu po pracy w blasku fleszy.
"Każdy mógł swoje materiały przejrzeć i autoryzować, ale nie trzeba było tego robić, bo były to bardzo dyskretne, normalne pytania. Nie było w nich kontrowersji i szukania sensacji. Nie chodziło o to, żeby cenzurować film, ale żeby stworzyć go razem. Gdy pierwszy raz zobaczyliśmy "Anię" na zamkniętym pokazie, płakaliśmy wszyscy. Spodziewano się filmu o umieraniu, o raku, bo to jest najbardziej klikalny temat, a tak nie jest. Ważne dla Krystyny Przybylskiej, mamy Ani, było to, żeby była to jej Anka. Ważne też było, żeby ktoś, kto ten film zobaczy, po projekcji zabrał coś dla siebie, żeby zobaczył, co jest w życiu ważne"- sprecyzował informator.
Zobacz też:
Przejmujące wyznanie córki Przybylskiej. Widok grobu Ani łapie za serce
Syn Anny Przybylskiej wspomina matkę. Jego słowa chwytają za serce