Finał "Love island" lada moment. Dlaczego widzowie kochają podglądać innych?
Przed nami wielki finał czwartej edycji "Love Island: Wyspa miłości". Widzowie od tygodni emocjonują się wydarzeniami w hiszpańskiej willi, a w social mediach internauci już typują swoich faworytów do zwycięstwa. Dlaczego tak emocjonujemy się miłosnymi perypetiami nieznajomych i na czym polega sukcesów programów randkowych? Są nawet na to naukowe teorie!
Wyniki oglądalności nie kłamią - od kilku sezonów przeżywamy prawdziwy renesans programów randkowych, choć ich formuła nie różni się specjalnie od produkcji tego typu, które gościły na ekranach naszych telewizorów już przed wieloma laty. Zmieniają się jedynie okoliczności, na milsze dla oka: chłodne studia telewizyjne zamieniono na słoneczne lokacje w tzw. "ciepłych krajach".
Zasady pozostają niezmienne. Zderzamy ze sobą grupę obcych dla siebie ludzi i czekamy na rozwój wydarzeń i hormonalną burzę, w której jedni połączą się w pary, innymi zawładnie jedynie chwilowe zauroczenie, a ktoś w ogóle nie będzie w stanie się zdecydować na co (i na kogo) ma ochotę. Jest to o tyle ciekawe, co do pewnego stopnia przewidywalne, a jednak nie potrafimy odwrócić wzroku od tego, co widzimy. Gdzie tkwi sekret?
Zabrzmi to banalnie, ale telewidzowie szukają prawdy - prawdziwych ludzi, sytuacji i wydarzeń. Z rezerwą podchodzimy do celebrytów i osób publicznych, bo zdajemy sobie sprawę z tego, że ich wizerunek i zachowania mogą być wykalkulowane. W końcu w przypadku jakiegokolwiek "błędu" mają wiele do stracenia.
W przypadku naturszczyków, uczestników reality shows, te wątpliwości znikają, nawet jeśli pojawiają się głosy, że takie programy również bywają w różnym stopniu reżyserowane. Występującym w nich osobom dajemy jednak kredyt zaufania, bo zazwyczaj ujmują nas swoją naturalnością, brakiem autocenzury i bezwstydnością.
W końcu brak poczucia tradycyjnie rozumianego wstydu to wymagana przy takich produkcjach cecha, skoro twoje dramaty i igraszki mają oglądać miliony widzów i internautów. Bezwstyd połączmy z ekstremalnymi warunkami: w jednym domu zamykasz kilkanaście osób i stwarzasz im warunki do tego, żeby nawiązywali ze sobą bliższy kontakt.
To sytuacja daleka od naturalnej, to jak randki na dopingu przez kilka tygodni, dzień w dzień. Oczywistym jest, że wszystko co się wydarzy pod dachem takiej hiszpańskiej willi jak ta w "Love Island", będzie hiperbolą rzeczywistości i nieco przerysowanym obrazem tego, czego możemy doświadczać w "zwykłym" życiu. I to właśnie sprawia, że nie możemy przestać patrzeć. Na ludzi, ich interakcje, zachowania, szczęście i łzy.
Mimo okoliczności, których nie każdy telewidz jest w stanie doświadczyć, historie, których jesteśmy świadkami, są nam bliższe, niż mogłoby się wydawać. Miłość od pierwszego wejrzenia, natychmiastowa chemia albo biegun przeciwny - czyli platoniczne uczucie, brak zainteresowania ze strony potencjalnego adoratora, odrzucenie czy nawet zdrada.
Każdy z nas może przywołać przynajmniej jedną taką sytuację z naszego życia, wspomnieć ją i zgadywać, jakie decyzje podejmowalibyśmy na miejscu uczestników i uczestniczek.
Czasami mogą oni być spełnieniem naszych fantazji i robić rzeczy, na które nigdy sami byśmy się nie odważyli, ale zżera nas ciekawość "co by było, gdyby...". Co by było, gdybym na dyskotece podeszła do tego chłopaka i go po prostu pocałowała. Oglądając programy randkowe, często nie musimy się już nad tym zastanawiać, bo uczestnicy robią to za nas. Jest akcja - reakcja.
Nie ma się co oszukiwać i wybielać, kręcą nas ludzkie dramaty i seks. A to wszystko zapewniają randkowe programy. W "Love Island" i jemu podobnych nie uświadczymy wprawdzie scen na pograniczu pornografii, ale atrakcyjne ciała uczestniczących osób, fizyczny kontakt między nimi, pocałunki - to po prostu i po ludzku może nas podniecać albo chociaż intrygować. I w takich reakcjach nie ma nic złego, one mogą tłumaczyć nasze żywe zainteresowanie tym, co widzimy w telewizorze.
A paradoksalnie im mniej widzimy w "kulminacyjnych" momentach, tym bardziej pobudzona jest nasza wyobraźnia... no i my sami. Podobny mechanizm działa przy obserwowaniu mających tam miejsce dramatów - kłótnie, łzy, zerwania, powroty, krzyki. To są żywe i prawdziwe emocje, których doświadczamy w życiu codziennym, a tutaj możemy podejrzeć, jak radzą sobie z nimi nieznajomi.
Oglądając takie programy, szybko wybieramy swoich faworytów, jak i tych, którym nie kibicujemy, ba, wręcz ich nie lubimy. Publiczność niemal dzieli się na drużyny i strefy kibiców, które żywo komentują przebieg randkowych wydarzeń, nie tylko w sieci, ale i w rozmowach ze znajomymi czy przyjaciółmi. "Widziałaś co Paweł zrobił Monice???" - tego typu pytania nie muszą już dotyczyć osób z naszego najbliższego otoczenia, równie mocno potrafimy się emocjonalnie zaangażować w dramaty ludzi nam zupełnie obcych.
A co na to nauka i specjaliści? Okazuje się, że oni również mają swoje zdanie na ten temat. Jednym z kluczowych powodów, dla których randkowe show tak nas fascynują, jest fakt, iż do przedstawionych tam osób i sytuacji możemy się po prostu odnieść i mamy na koncie podobne doświadczenia.
"W takich programach widzimy różne charaktery i typy osobowości oraz archetypy relacji, do których widzowie mogą się odnieść i porównać. Na przykład postać doświadczająca nieodwzajemnionej miłości może rezonować z tobą, jeśli przechodzisz przez to samo doświadczenie.
Niektórzy mogą też traktować to jako inspirację. Weźmy uczestniczkę, która przez długi czas była w relacji, gdzie się rozstawali i schodzili na nowo, aż w końcu wylądowali na ślubnym kobiercu. To może dawać nadzieję tym, którzy są na takim emocjonalnym rollercoasterze w swoim życiu" - ocenia riserczerka Marisa T. Cohen dla serwisu "Good Housekeeping".
Ostatecznie, biorąc pod uwagę teorie naukowe czy nie, telewizja rozrywkowa w samym swoim zamierzeniu jest rodzajem uzależniającego eskapizmu. Możemy zapomnieć o problemach i zmartwieniach dnia codziennego i po prostu dobrze się bawić.
Wygląda na to, że programy randkowe nie wyjdą prędko z mody. W końcu miłość, emocje, dramaty i seks będą wzbudzały nasze zainteresowanie i ciekawość zawsze, a telewizja jest po to, by je zaspokajać. Zasiądziecie w niedzielę przed telewizorami, żeby obejrzeć finał "Love Island"
Oglądajcie finałowy odcinek już w niedzielę o godz. 22.10 na antenie Polsatu!
Wszystkie odcinki 4. sezonu "Love Island" można oglądać bezpłatnie również w nowym serwisie Polsat Go na stronie polsatgo.pl lub w aplikacji Polsat Go.
Love Island #NEWS!
Gorące emocje w kryjówce i... mega rozpacz w "Love Island"!
Blanka Lipińska pręży się w kostiumie. Zdradziła kto zrobił zdjęcie!