Frycz: Jem tylko to, co sama przygotuję
Po telewizyjnej sadze "Dom nad rozlewiskiem" nikt już nie powie, że Olga Frycz (27) to jedynie córka słynnego ojca. Aktorka coraz częściej obsadzana jest w rolach kobiet niepokornych i zbuntowanych. Niedawno oglądaliśmy ją w roli Janeczki w serialu "Anna German". Czy prywatnie też lubi iść pod prąd?
Jak się pani pracowało na planie filmu o Annie German?
Olga Frycz: Rosjanie mają zupełnie inny styl pracy. U nich wszystko zagrane jest z patosem, bardzo teatralnie. Reżyser oczekiwał ode mnie rzeczy, których w Polsce absolutnie się zabrania. U nas ceni się przede wszystkim naturalność.
Dzięki takim produkcjom jest pani rozpoznawalna w międzynarodowym środowisku?
O.F.: - Uważam się za obywatelkę Europy i świata. A rozpoznawalność to po prostu wypadkowa wielu zdarzeń. To kwestia języka, z którym na szczęście nie mam problemów, posiadania dobrego agenta oraz znajomość funkcjonowania rynku filmowego na świecie.
Ma pani jakieś wiosenne postanowienia?
O.F.: - Uważam, że to idealny czas, by zadbać o siebie po długiej zimie. Kiedy jest ładna pogoda, jeżdżę na rolkach i na rowerze. Od czasu do czasu chodzę na fitness i na basen, który, na szczęście, jest blisko mojego domu. Teraz czekam więc na słońce i zabieram się za siebie! (śmiech).
A jak u pani ze zdrowym odżywianiem?
O.F.: - Jem tylko to, co sama przygotuję. Nie stołuję się na mieście, nie jem rzeczy niewiadomego pochodzenia. A w ogóle to bardzo lubię jeść! Jestem wręcz fanką staropolskiego jedzenia!
Do mody też przywiązuje pani wagę?
O.F.: - Jak każda kobieta staram się wyglądać dobrze i być wierną własnemu stylowi. A ten, który preferuję, to styl miejski. Źle się czuję, gdy muszę się przebierać, bo im bardziej się staram, tym gorzej wyglądam (śmiech). Wybieram najprostsze opcje.
Rozm.: O. Siudowska
19/2013