Reklama
Reklama

Gessler: Wołowina pachniała padliną

...czyli restauratorka jeszcze raz o swojej wizycie w Jesz Burgerze i "aferze o hamburgera".

Na łamach "Gali" Magda Gessler tłumaczy kolejny raz, że klientom lubelskiej knajpki, zamiast zmielonych oczu i wymion, chciała zaproponować prawdziwe mięso za nieduże pieniądze.

Właściciele restauracji otrzymali od stacji prezent - witrynę chłodniczą - która miała pokazać Polakom, że hamburgery nie są przemielonym papierem toaletowym i wymionami, a cudownym mięsem z udźca wołowego i świeżymi warzywami. Niestety, nie wykorzystali jej.

"Panowie zlekceważyli moje uwagi, bo kiedy wróciłam, w lodówce zastałam dwa placki ziemniaczane. A potem podali mi wołowinę upodloną do tego stopnia, że pachniała padliną! W życiu w restauracji nic tak wszechobecnie nie śmierdziało" - twierdzi Gessler w wywiadzie dla pisma.

Reklama

Restauratorka podkreśla, że program "Kuchenne rewolucje" jest "niemal dokumentalny", scenariusz pisze życie (czyli właściciele restauracji), a to, co widać, to prawda czasu i ekranu.

"Ja nie manipuluję rzeczywistością" - mówi, i dodaje, że polskie restauracje chorują na chciwość. Ich właściciele uważają, że prowadzenie knajpki jest świetnym sposobem na zarobienie dużych pieniędzy. Zdaniem Gessler to błąd. Restauracja musi być przede wszystkim sposobem na życie, filozofią. Po jakimś czasie może zacząć przynosić zyski, jednak trzeba włożyć w nią serce.

Pytana, jak ona sama smakuje, odparła, że "trochę szampańsko, trochę ostrygowo": "Jestem bardzo smaczna. (...) Ładnie pachnę. Mam dużo ciepła, wysoką temperaturę".

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Magda Gessler
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy