Głosi śmiałe tezy na temat pieniędzy. Jej emerytura nie starcza na wiele
Anita z "Sanatorium miłości" opuściła program jako singielka. Wśród widzów nie brakuje opinii, że na jej niekorzyść przemawiały stanowcze opinie, dotyczące między innymi pieniędzy. Seniorka właśnie ujawniła wysokość swojej emerytury. Czy ta kwota rzeczywiście zwala z nóg?
Anita Nowicka z Bydgoszczy, jedna z uczestniczek 5. sezonu „Sanatorium miłości”, jest już po 60. czyli w wieku, który według obecnie obowiązujących w Polsce przepisów, umożliwia kobietom przejście na emeryturę.
Seniorka jednak nadal pracuje jako stomatolożka. Randkowy program TVP opuściła tak, jak do niego weszła – jako singielka. Nie brakuje opinii, że fatalny wpływ na jej wizerunek miały dość kategoryczne poglądy dotyczące pieniędzy.
Anita bowiem otwarcie przyznała, że je ma, lubi wydawać na swoje zachcianki i oczekuje, że jej przyszły partner też będzie wydawał na nią. Jak wyznała w jednym z odcinków:
"Portfelem kobieta też patrzy. Żeby nie było skromnie, dziesięć randek na wodzie mineralnej".
Pojawiły się wtedy zarzuty o interesowność, a Anita jeszcze dolała oliwy do ognia, wyznając, że kandydat na jej ukochanego powinien być nie tylko zamożny, lecz także młodszy:
„Też wolałabym fajnego, młodego faceta z kasą. Te stereotypy się sprawdzają, ale prawdą jest, że interesujących facetów jest mało i do tego są wybredni”.
Ostatecznie opinia wybrednej przylgnęła do samej Anity, a na dodatek od czasu emisji sezonu jest posądzana o to, że śpi na pieniądzach. Seniorka postanowiła raz na zawsze wyjaśnić sprawę i ujawniła wysokość swojej emerytury.
Rzeczywiście, jest aż tak bajkowo, jak podejrzewali pozostali kuracjusze i widzowie? Z twardych danych, podanych przez Anitę na Facebooku, trudno wyprowadzić wniosek, żeby jej się jakoś szczególnie przelewało:
„Ma się emeryturę (ja mam 2300 zł), nie mamy już dzieci na utrzymaniu, a w tym wieku można jeszcze dorobić, gdziekolwiek, i nie odkładać życia na półkę. Wspierajmy się, wtedy życie będzie dla nas wszystkich łatwiejsze”.
Jak wynika z wpisu, Anita, pisząc „my” ma na myśli kobiety w wieku emerytalnym, które często korzystają z pierwszej okazji sięgnięcia po przysługujące im świadczenie z ZUS, nie zwracając uwagi na to, że będzie ono niskie.
Jednocześnie w ogóle nie odnosi się do sytuacji kobiet po 60. na rynku pracy, ani faktu, że wiele z nich rezygnuje z możliwości dorabiania z przyczyn rodzinnych, np. konieczności zajęcia się wnukami czy znajdującymi się w podeszłym wieku rodzicami.
Uczestniczka 5. sezonu „Sanatorium miłości” podkreśla za to, i słusznie, że na swój sukces zawodowy, dzięki któremu nie musi teraz liczyć tylko na świadczenie z ZUS, zapracowała całkiem sama, a łatwo nie było:
"Tak, mam pieniądze i się tego nie wstydzę. Pochodzę z biednej, rozbitej rodziny. Na szczęście moja Mama — mądra kobieta, dobrze mnie ukierunkowała. Dostać się na studia, to był nie lada wyczyn (...). Potem bardzo trudne życie i praca przy fotelu dentystycznym po 12h, wykorzystana przez oszusta matrymonialnego na 370 tys."
Oprócz zarzutów o interesowność, Anita spotkała się także z opiniami, że jest osobą powierzchowną i próżną, a to z powodu jej wyznania, że lubi korzystać z zabiegów medycyny estetycznej. Jak dała do zrozumienia, nie zamierza się tego wstydzić, zwłaszcza że w jej przypadku to kwestia priorytetów. Po prostu oszczędza na czym innym:
"Co do zabiegów medycyny estetycznej, oczywiście korzystam, to osiągnięcia nauki ludzkości, dlaczego mam nie korzystać. Wolę wydać pieniądze na odmładzanie się niż na drogie ciuchy, nowe auto. Jazda tramwajem dla mnie to prawdziwa przyjemność".
Zobacz też:
Anita z "Sanatorium miłości" przeżyła koszmar na lotnisku. Na wszystko patrzyły wnuki
Anita z "Sanatorium miłości" ujawnia kulisy ślubu Dariusza
"Sanatorium miłości 5": Tragedie życiowe Anity. Oszust wyłudził od niej wielkie pieniądze