Gonera widziany na planie "M jak miłość". Sensacyjny powrót stanie się faktem?!
Robert Gonera (54 l.) był ostatnio widziany na planie serialu „M jak miłość”. Po 17 latach nieobecności pojawił się w Grabinie jako Jacek Milecki, były mąż Marty. Zdjęcie, zamieszczone na Instastory przez Rafała Mroczka wywołało falę spekulacji.
Robert Gonera spędził 6 lat na planie serialu „M jak miłość”. Grał adwokata Jacka Mileckiego, pierwszego męża Marty Mostowiak, w którą do tej pory wciela się Dominika Ostałowska.
Niestety, ich serialowa miłość nie przetrwała zdrady Jacka z szefową, graną przez Katarzynę Herman Iwoną Majer. Wątek Mileckiego zakończył jego wyjazd do Moskwy. Ostatnio jednak aktor znów pojawił się w Grabinie. Wspólne zdjęcie z planu zamieścił na Instastory Rafał Mroczek z podpisem:
„Z Robertem poznaliśmy się lata temu, przy nagrywaniu pierwszych odcinków serialu. Miło było spotkać się na planie ponownie”.
Wiadomo, że tego samego dnia nagrania miała także Dominika Ostałowska. To wystarczyło, by wywołać falę plotek na temat powrotu Jacka Mileckiego do serialu.
Sam Gonera od dawna nie ukrywa, że jest otwarty na taką propozycję i chętnie wróci, choćby ze względu na Ostałowską. Jak wyznał w magazynie „Show”:
„To znakomita aktorka i kochana osoba. Dla niej chętnie bym wrócił. To by było dziwne, ale z drugiej strony ciekawe do zagrania”.
Rzeczywiście, powroty po 17 latach nie zdarzają się w polskich telenowelach zbyt często. Na razie jednak produkcja nie chce komentować plotek. „Fakt” dowiedział się tylko, że informacje na temat nowego sezonu nie są jeszcze udzielane.
Gonera po latach ujawnił, że odejście z serialu było związane z jego problemami osobistymi. 8 lat temu udzielił „Newsweekowi” wywiadu, w którym przyznał, że boryka się z problemami psychicznymi. Wspominał, że po drugim rozwodzie otarł się o bezdomność i bezrobocie.
Po wyprowadzce z mieszkania, które przypadło drugiej żonie i synom, został bez dachu nad głową. Jak wyznał, myślał wtedy, że to sytuacja przejściowa:
"Byłem przekonany, że po doświadczeniach filmowych i teatralnych to kwestia czasu kiedy zacznie dzwonić telefon, pojawią się propozycje. Myliłem się".
Podczas drugiego rozwodu cierpiał już na depresję, dodatkowo pogłębioną utratą ukochanego ojca. Jak potem tłumaczył, był wtedy w takim stanie, że w sądzie godził się na wszystko. W rezultacie okazało się, że ma prawo widywać synów… dwa razy w roku.
Dopiero to podziałało na Gonerę otrzeźwiająco, przynajmniej na tyle, by złożyć wniosek o zabezpieczenie kontaktów z dziećmi. Jednocześnie szukał pracy poza zawodem, co, jak wyznał w „Newsweeku” prowadziło czasem do kłopotliwych sytuacji:
"Pan, który ze mną się spotkał, patrzył podejrzliwie: „Wczoraj pana widziałem w telewizji, a dziś chce pan być pilarzem w lesie?”
Aktor w rozmowie z „Twoim Stylem” wyjawił, że kiedy przyznał się publicznie do depresji, ludzie zaczęli na niego krzywo patrzeć:
"Zrobiłem to otwarcie, nie udawałem, że wyjechałem na Seszele. Naruszyłem społeczne tabu: wtedy niewiele osób, zwłaszcza mężczyzn, przyznawało się do problemów psychicznych. Mężczyzna i załamanie nerwowe - to był oksymoron".
Od tamtej pory do Gonery przylgnęła łatka człowieka, z którym jest „coś nie halo”. Chociaż aktor dawno już wyszedł na prostą, ciągle jest traktowany podejrzliwie. Jak ujawnił w rozmowie z „Twoim Stylem”:
"Zapłaciłem ogromną cenę za przyznanie się do tego, że mam kłopoty. (...)Do dziś, choć jestem świetnie zorganizowany i staram się wzorowo wypełniać obowiązki, czasem słyszę jeszcze: "Gonera? No fajnie, ale czy on pojawi się na planie, bo podobno coś u niego nie halo"".
Miejmy nadzieję, że jego pojawienie się na planie „M jak miłość” zwiastuje nadejście dobrej passy…
Zobacz też:
Robert Gonera przyznał się do problemów psychicznych „Złamałem tabu”
O córce Gonery i Fraszyńskiej głośno za granicą. Wyszło, czym się teraz zajmuje