Reklama
Reklama

Gorąco przed preselekcjami do Eurowizji. "Wielu fanów nie ufa TVP"

Już dziś, 14 lutego, koncert "Wielki Finał Polskich Kwalifikacji do Konkursu Piosenki Eurowizji 2025". Widzowie w głosowaniu SMS wyłonią naszego reprezentanta, tymczasem całe wydarzenie upływa w cieniu kolejnych afer, kontrowersji i wątpliwości widzów. Eksperci eurowizyjni mówią teraz o kolejnych przykrych aspektach.

Wielki Finał Polskich Kwalifikacji do Konkursu Piosenki Eurowizji 2025

Koncert na żywo, podczas którego zostanie wyłoniony reprezentant Polski w Konkursie Eurowizji 2025, zostanie wyemitowany dzisiaj, 14 lutego, na TVP. Wydarzenie poprowadzą Artur Orzech i Michał Szpak, a gościem specjalnym będzie gwiazdor zeszłorocznego konkursu, Marko Purišić, znany jako Baby Lasagna.

Reklama

W finale preselekcji usłyszymy 11 artystów. O zwycięstwo i występ w Bazylei rywalizują Sw@da i Niczos, Chrust, Kuba Szmajkowski, Tynsky, Daria Marx, Dominik Dudek, Sonia Maselik, Janusz Radek, Marien, Justyna Steczkowska i Teo Tomczuk.

"Wielki Finał Polskich Kwalifikacji do Konkursu Piosenki Eurowizji 2025", bo tak nazwano wydarzenie, wyłoni reprezentanta w głosowaniu SMS. Komisja preselekcyjna będzie miała głos tylko w przypadku całkowitego remisu, co jest mało prawdopodobne. Teoretycznie powinno to wyeliminować wszelkie wątpliwości co do uczciwości wyboru, jednak i w tym roku nie obyło się bez poważnych kontrowersji. Wiele wątpliwości wywołało zwłaszcza dwoje artystów.

Preselekcje do Konkursu Eurowizji: kontrowersje i afery

Eksperci w temacie konkursu, tacy jak Maciej Błażewicz, twórca serwisu "Dziennik Eurowizyjny", zrzeszającego wielkie grono fanów wydarzenia, zauważają, że tegoroczne preselekcje mają swoje jasne strony. Błażewicz wymienia choćby udział duetu Sw@da x Niczos, startującego z utworem "Lusterka", nagranym w mikrojęzyku podlaskim. Wskazuje na pokazanie otwartości na zapomniane dotychczas zakątki kulturowe Polski.

"Zamieszanie wokół »Lusterek« na pewno pobudziło wielu internautów do zaznajomienia się z tematyką mikrojęzyka podlaskiego, pokazało też, że Polska jest różnorodna. Bardzo cieszyły mnie wypowiedzi wielu ekspertów z różnych dziedzin, którzy przedstawiali swoje stanowisko w kwestii języka utworu. Ma to ogromną wartość edukacyjną" - tłumaczy w rozmowie z Jastrząb Post.

Zdaje się, że na tym wyraziste pozytywy jednak się kończą. Kontrowersje pojawiły się tuż po ogłoszeniu finałowych dziesięciorga artystów. Początkowo muzycy biorący udział w eliminacjach, wspominali o nieprzyjemnych kulisach kolejnych etapów. Później wyszło na jaw, że niektórzy wokaliści - jak Justyna Steczkowska - mieli "szczególne prawa". Ostatnio głosy krytyki przybrały na sile, kiedy do listy finalistów niespodziewanie dołączyło 11 nazwisko.

Zaledwie na dwa tygodnie przed finałem preselekcji do Eurowizji, komisja podjęła zaskakującą decyzję. Ogłoszono jedenastego uczestnika kwalifikacji, który wystąpi 14 lutego. Szczęśliwym wybrańcem okazał się Teo Tomczuk, który wcześniej nie mógł wziąć udziału ze względu na brak polskiego obywatelstwa. Kiedy je uzyskał, komisja - wręczając mu tak zwaną kartę uczestnictwa - dopuściła go do finału. Choć jest to zgodne z regulaminem, wśród ekspertów wywołało szereg pytań.

Wątpliwości widzów wobec preselekcji do Eurowizji 2025

Maciej Błażewicz wyjaśnił niedawno w rozmowie z Jastrząb Post, czemu jego zdaniem tylu widzów straciło zaufanie do transparentności preselekcji do Eurowizji.

"Nie dziwię się, że nikt teraz nie ufa telewizji, która na półtora tygodnia przed finałem dodaje jednego uczestnika, nawet jeśli intencje były dobre. [...] Jest mi przykro, że po raz kolejny konkurs pełen jest negatywnych komentarzy z powodu działań organizatorów. Nigdy nie wyjdziemy z dołka, jeżeli konkurs będzie traktowany przez nadawcę w taki sposób" - mówił niedawno Błażewicz w Jastrząb Post.

Inny eurowizyjny specjalista, czyli Mieszko Czerniakowski, znany w sieci jako Miechulec, zauważył wtedy podwójne standardy, wynikające z wykluczenia Sary James, kiedy ta zdecydowała się zmienić utwór, z którym chciałaby wystartować.

"Ze strony formalnej Telewizja Polska miała prawo przyznać kartę uczestnictwa wokaliście, bo tak mówi regulamin. Decyzja jest zaskakująca, gdy zestawimy ją z brakiem zgody dla Sary James na zmianę utworu. Wtedy telewizja również postąpiła właściwie z punktu widzenia regulaminu, ale mogła wokalistce przyznać dziką kartę" - tłumaczył.

Teraz założyciel "Dziennika Eurowizyjnego" zwrócił uwagę na jeszcze jeden, do tej pory pomijany aspekt. Wyjaśnił, czemu decyzje TVP wywołują - według niego zrozumiałe - wątpliwości wobec uczciwości organizatorów preselekcji.

"Zamieszanie wokół Teo jest spowodowane przede wszystkim obawami o sprawiedliwe wyniki preselekcji. Wielu fanów konkursu ma sporą traumę po skandalach, jakie miały miejsce przy wcześniejszych wyborach polskiego reprezentanta i nie ufa TVP. Fakt dodania "karty uczestnictwa" w ostatnim momencie wzbudził podejrzenia" - wyjaśnia Błażewicz.

Bloger podkreślił, że dla samego Teo byłoby lepiej, gdyby poczekał ze swoim utworem i zgłosił go w 2026 roku. Uniknąłby teraz krytyki i atmosfery braku zaufania, która wytworzyła się wobec niego. Na dodatek kilka dni temu ktoś podszywał się pod artystę, namawiając na głosowanie na niego w preselekcjach. Wiadomości okazały się fałszywe i nie pochodziły od Teo ani jego managmentu, jednak przyczyniły się do jeszcze większych kontrowersji.

Zobacz materiał promocyjny partnera:
Halo! Wejdź na halotu.polsat.pl i nie przegap najświeższych informacji z poranka w Polsacie.

Zobacz też:

Uczestniczka przesłuchań do Eurowizji ujawnia kulisy castingu

Zwrot akcji tuż przed przesłuchaniem do Eurowizji. TVP ogłasza

Półfinalista "Mam talent!" o kulisach wyboru na Eurowizję. "Brak szacunku"

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: "Eurowizja" | TVP | Justyna Steczkowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama