Górniak wywołała prawdziwą aferę wokół preselekcji. Odpowiada na zarzut jurora
Edyta Górniak nie mogła ze spokojem patrzeć na to, jak jeden z dziennikarzy, który pełnił rolę jurora w tegorocznych preselekcjach do Eurowizji, niszczy jej renomę w opinii publicznej. Mężczyzna zarzucił jej kłamstwo, sugerując, że wcale nie spóźniła się z oddaniem utworu w terminie wyznaczonym w regulaminie, jak twierdziła po głośnej przegranej z Luną. Wykonawczyni przeboju „Remember” szybko odpowiedziała na tę zniewagę i zwróciła uwagę na kilka ważnych szczegółów. Takich słów nikt się nie spodziewał.
Po ogłoszeniu wyników tegorocznych preselekcji do Eurowizji 2024, nie cichną plotki wokół wygranej Luny, która - ku zaskoczeniu wielu miłośników konkursu - pokonała nie tylko tegoroczną faworytkę Justynę Steczkowską, ale również największą triumfatorkę Eurowizji Edytę Górniak. Wokalistka, która już raz zawojowała międzynarodową scenę utworem "To nie ja byłam Ewą" poszła za namową znajomych i z okazji 30. rocznicy sukcesu w konkursie Eurowizji, postanowiła ponownie spróbować swoich sił w preselekcjach. Na tę okazję przygotowała nawet specjalny utwór, ale... nie zdążyła go wysłać w odpowiednim terminie, co doprowadziło do jej porażki.
"W ostatniej chwili zdecydowałam, żeby wysłać go do konkursu, za namową najbliższych mi osób. Zrobiłam to już niestety po czasie. Dosłownie przekroczyłam te wskazane daty i godziny" — wyjaśniła wokalistka w swoich social mediach.
Niewinne oświadczenie gwiazdy spotkało się z reakcją jednego z członków jury preselekcyjnego, w którego skład wchodzili: Kasia Moś, Łukasz Pieter, Michał Hanczak, Konrad Szczęsny i Piotr Klatt. To właśnie dziennikarz Radia Eska, Michał Hańczak, postanowił publicznie obalić twierdzenia Górniak, wskazując, że wcale nie złożyła utworu po terminie.
"Nie wiem, w jakim celu pani Edyta to powiedziała. Widziałem jej story i niestety muszę zarzucić jej kłamstwo. Pokazuje, że wysłała zgłoszenie 11 lutego. Jurorzy mieli dostęp do konkursowych piosenek od 8 lutego i jej piosenka już tam była" — napisał na Instagramie.
Edyta Górniak nie mogła ze spokojem patrzeć, jak dziennikarz próbuje działać na jej niekorzyść. Wokalistka kategorycznie odpowiedziała na jego zarzuty, zaznaczając, że udostępniony TVP materiał nie stanowił ostatecznej wersji uwtoru, którą zgodnie z tym, co przedstawiła wcześniej, przekazała po terminie wskazanym w regulaminie preselekcji.
"Słyszał pan szkic utworu, który wysłałam do TVP i tak przekraczając wskazany czas w regulaminie, gdyż decyzję wysłania podjęłam spontanicznie. Utwór szykowany był na kwiecień, czyli moją rocznicę eurowizyjnego wystąpienia w Dublinie i nie był jeszcze gotowy. Pełną wersję master wysłałam 12 lutego, nie 2 lutego, więc nie mógł pan słuchać faktycznego utworu" - napisała Edyta na Instagramie.
Na tym jednak nie poprzestała. W dalszej części swojego komentarza wyraziła chęć skonfrontowania się z dziennikarzem publicznie w celu wyjaśnienia sprawy.
"Prawdopodobnie nie zna pan wszystkich szczegółów istoty sprawy, stąd spontaniczna i niesłuszna pana reakcja na moje InstaStory... Niezależnie, mogę chętnie słuchaczom radia i panu opowiedzieć o tym osobiście podczas premiery utworu w Radio Eska. Jak rozumiem, nie jest pan wrogo nastawiony i chętnie usłyszy prawdziwą wersję »I Remember«" — dodała.
Zobacz też:
Górniak uznała, że najwyższa pora oficjalnie to ogłosić. "No to już wiecie, to prawda"
Luna reprezentantką Polski na Eurowizji. Pokonała blisko dwustu kandydatów
Eurowizja 2024. Przy wyborze Luny złamano regulamin. Jurorzy się wygadali