Grażyna Łobaszewska: Wypadek zmienił całe jej życie!
Unika bycia celebrytką, ale sale na jej koncertach są zawsze pełne. Grażyna Łobaszewska (67 l.) to jedna z bardziej tajemniczych gwiazd polskiej estrady. A miałaby o czym opowiadać...
Lubi patrzeć na innych z góry. No może nie tyle na innych ludzi, co na dachy ich mieszkań, które obserwuje z okna swego ukochanego domu w Trójmieście, niby nad morzem, ale „tak naprawdę na najwyższej górze w regionie”.
Tu osiadła po latach podróżowania i tułaczki w poszukiwaniu szczęścia.
Pełne muzyki dzieciństwo spędziła w Gdańsku. Dziadek grał na gitarze rosyjskie romanse, mama była pianistką. Tata, marynarz i wielbiciel soulu, występował amatorsko w orkiestrze.
Sama odkryła swój talent dużo wcześniej, nim wyruszyła w życiowy rejs. Już jako dziecko wyrywała się, by śpiewać podczas rodzinnych uroczystości, stając na środku pokoju, zanim jeszcze któryś z krewnych zdążył ją o to poprosić.
Potem była szkoła muzyczna i występy na żywo w klubach studenckich, wreszcie na początku lat 70. debiut na festiwalu w Zielonej Górze. Miała pecha: choć zaśpiewała wspaniale, dostała tylko wyróżnienie, bo – jak mówiła – autor tekstu był w niełasce u władz.
Wycięli ją, bo popełniła błąd
W 1974 r. w Opolu zaśpiewała proroczo „A ja wejdę wysoko, a ja wejdę na dach”. Na nagrodę musiała jednak poczekać dwa lata – otrzymała ją w 1976 r. za „Nocny spacer” (zobacz!).
W Opolu śpiewała co roku, ale i tu potrafił dopaść ją pech, jak wtedy, gdy w piosence „Czas nas uczy pogody” (posłuchaj!) pomyliła tekst i jej występ jako jedyny został usunięty z telewizyjnego nagrania.
Czy ją to obeszło? Pewnie tak, ale od kilku lat już nie tylko śpiewanie było ważne w jej życiu. Przeniosła się do Poznania, gdzie wyszła za mąż za kierownika zespołu Ergo Band, z którym występowała.
"Zamieszkaliśmy u teściowej, co miało ten minus, że ona najbardziej na świecie kochała mojego męża. Ja gotowałam rosół, ona pomidorową i to się przekładało na wszystko. Mieliśmy z mężem inne charaktery” – wspominała pani Grażyna.
Urodził im się syn Michał, ale związek nie przetrwał. Przez życie prowadziła ją muzyka, publiczność nuciła kolejne wylansowane przez nią przeboje: „Brzydcy” (posłuchaj!), „Wszystko co złe omija mnie”, „Tyle tego masz”, „Gdybyś”.
O tragicznym wypadku z udziałem gwiazdy piszemy na następnej stronie...
W Poznaniu śpiewała z kabaretem TEY, z wrocławską grupą Crash występowała i imprezowała rockandrollowo w całej Europie („Mogłam zostać za granicą, ale śniłam po polsku, płakałam po polsku, tęskniłam”), po przeprowadzce do Warszawy jeździła w trasy z Ewą Bem, Andrzejem Zauchą i kabaretem Elita, zabierając ze sobą dziecko na koncerty.
W stolicy jednak nie czuła się dobrze.
"Mieszkałam w niej 4,5 roku. Ale to nie jest miasto dla mnie. Za duży szum, ciągła gonitwa. I czasami się czułam, jakbym była na cmentarzu. Dla mnie Warszawa jest miastem z pożogi” - mówiła.
Ma szósty zmysł, intuicję, której nauczyła się słuchać. Potrafiła odmówić zaśpiewania piosenki o tym, że nie ma domu, bo bardzo chciała mieć kiedyś własny.
Dziwiła się Annie Jantar, że ta zgodziła się śpiewać o tym, że „nic nie może przecież wiecznie trwać”.
Uważa, że w życiu często „słowo ciałem się staje”. I opowiada o wypadku samochodowym, w którym o mało nie zginęła.
Wyruszając w podróż, powiedziała: „No to z Bogiem”. Przeżyła tylko ona i ta pasażerka, która jej wtedy odpowiedziała.
"Wszystko działo się w ułamkach sekundy, ale miałam czas pomyśleć. »Panie Boże, chciałabym jeszcze pokochać kogoś z wzajemnością, w tym samym czasie, bo takiej miłości dotąd nie spotkałam«. Potem budzę się, żyję. Wydaje mi się, że jestem wielorybem. Pan Bóg mnie zachował, cieszę się. Choć w innej postaci, ale wciąż na świecie... I zemdlałam. Samochód trzeba było piłować” - wspomina.
Ciesz się chwilą!
Czy spotkała tego, o kogo prosiła? Pani Grażyna niechętnie mówi o osobistych sprawach – uważa, że swymi emocjami dzieli się z publicznością w piosenkach i to wystarczy.
Choć zdarzyło jej się zdradzić, że przebój „Brzydcy”, o wielkiej miłości dwu niezbyt przystojnych osób, napisała, myśląc o sobie i swoim ówczesnym partnerze.
Jej przyjaciółka, Ewa Jagielska-Żak, powiedziała kiedyś: „Jej życie uczuciowe było bardzo burzliwe. Kochała, cierpiała, podnosiła się po upadkach. Zawsze silniejsza, mądrzejsza, bardziej pogodzona ze sobą”.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Piosenkarka mówi w wywiadach o tym, że nauczyła się akceptować siebie i swą przeszłość.
"Noszę na twarzy pamięć o tym, co się wydarzyło, a w sercu zgodę na blizny, bo wraz z nimi dostałam nowe życie. I nową mądrość na to życie: ciesz się chwilą! Teraz moja dusza ma świadomość, że szczęście mogę podarować sobie sama. Dobrze jest, gdy każdego dnia możemy zrobić coś dla siebie – prócz herbaty. Nie rozpamiętuję, nie wracam do przeszłości. Mojej przyszłości jest mniej niż przeszłości, więc trzeba o nią dbać, nie zatruwać złymi myślami”.
Nadal wiele podróżuje i koncertuje, uczy też śpiewania młodych, ale zawsze z chęcią wraca do swego domu. Tam może odpocząć.
"Budzi mnie kot, całując po nosie, bym wstała i zajęła się nim. Potem śniadanie… Wszystko bez pośpiechu. Smaczna, poranna kawa z ulubionym miesięcznikiem. Rozglądam się po domu, co by tu jeszcze dopieścić. A później obiad – lubię te swoje obiadki – i już do wieczora nie opuszcza mnie muzyka. Tylko często niedopakowana walizka przypomina o wyjeździe”.
***