Grażyna Wolszczak wraca do tragedii sprzed lat! To ją zmieniło na zawsze
Grażyna Wolszczak (58 l.) to jedna z ulubionych aktorek widzów serialu „Na wspólnej”. Mimo, że na co dzień jest bardzo pogodną osobą, życie jej nie rozpieszczało.
Grażyna Wolszczak to jedna z najpopularniejszych i piękniejszych polskich aktorek. Szerszej publiczności znana jest z roli Barbary Brzozowskiej z serialu "Na Wspólnej", w którym gra od 14 lat. "Rewii" przyznaje się do kompleksów sprzed lat, zdradza, dlaczego nie będzie genialną aktorką i wspomina tragicznie zmarłego męża...
Podobno jest Pani pozbawiona egoizmu?
Mam go tyle, ile potrzeba. Wybaczam sobie tylko konstruktywny egoizm. Aby nie być w życiu osobą sfrustrowaną, trzeba siebie lubić. Od czasów liceum, kiedy nie miałam wiary we własne siły i poczucia wartości, przeszłam długą drogę. Przewartościowało mi się życie i uznałam, że ze mną wszystko w porządku. Zaczęłam wierzyć, że jestem ładna i niegłupia, aczkolwiek mam do tego świata dystans...
Miała więc Pani kiedyś kompleksy?
Jako nastolatka nie byłam zadowolona ze swoich nóg, ramion, nie lubiłam swoich oczu. Dziś to wszystko w sobie akceptuję.
Uważa się Pani za dobrą aktorkę?
Nigdy nie będę genialną aktorką, ponieważ jestem zdrowa psychicznie. A w aktorstwie szalenie interesujące są ciężkie doświadczenia i skazy psychiczne. Przecież sporo Pani w życiu wycierpiała... Nie ma człowieka, który nie cierpi. Życie generalnie nie jest wesołe. Pytanie tylko, czy człowiek w tym cierpieniu się zamyka, czy też stara się jak najszybciej z niego otrząsnąć. Ja zawsze preferowałam tę drugą metodę, choć niekiedy trudno było się podnieść...
W 1996 roku zmarł nagle Pani mąż, reżyser Marek Sikora (†37). Jego śmierć zmieniła coś w Pani życiu?
I tak, i nie, ale zdarzenie to całkowicie mnie rozłożyło i zrozumiałam, że w życiu nic nie jest pewne. Dotarło do mnie, że gdy wyjdę z domu, mogę do niego już nie wrócić...
Została Pani wtedy sama z dzieckiem, bez środków do życia. Czuła Pani lęk?
Poza najbliższą osobą w życiu traci się również poczucie bezpieczeństwa. Nie jestem jednak człowiekiem, który siada i płacze, tylko zastanawiam się, jak dać sobie radę w życiu. W takiej sytuacji pomaga konkretny cel. Dziś jestem twardzielką i sobie radzę.
5 lat po śmierci męża spotkała Pani wielką miłość, Cezarego Harasimowicza.
To był moment, w którym uświadomiłam sobie, że nie mogę tej znajomości przegapić. Wiedziałam, że nikogo fajniejszego już w życiu nie spotkam.
***
Zobacz więcej materiałów wideo: