Groniec: Miałam depresję
"Myśl, że będę się borykała z wychowaniem dziecka w pojedynkę, z pewnością miała wpływ na pojawienie się mojej depresji" - mówi Katarzyna Groniec.
Wszystko zaczęło się w 1993 roku, po urodzeniu córki, kiedy okazało się, że wraz z ówczesnym partnerem, Olafem Lubaszenko, nie tylko nie jest gotowa na przyjęcie nowego człowieka, ale także na siebie nawzajem.
"Szybko stało się jasne, że będę wychowywała Manię sama" - opowiada wokalistka na łamach "Gazety Wyborczej".
Koszmarem był już sam poród. Jak wspomina, rodziła w pozycji horyzontalnej za przepierzeniem. Po drugiej stronie pielęgniarki... piły kawę. Nie mogła chodzić, skulić się, nie miała możliwości przetworzenia bólu. Po porodzie żyła jak maszyna.
"Moja depresja objawiała się tym, że cały czas działałam, ale jakby automatycznie, mając przemożne poczucie, że to wszystko mnie przerasta" - podkreśla. Schudła, ważyła 44 kg.
Kiedy udała się do lekarza i opisała mu, że czuje się jak w przeszklonym tunelu z poczuciem ogromnego osamotnienia, on zapytał, czy... jara trawę? Kiedy odpowiedziała, że nie, podsumował: "Dobra, dobra, wszyscy jaramy".
Przełom nastąpił rok później, kiedy, leżąc w wannie, uświadomiła sobie, jak bardzo kocha córkę Mariannę. Ta świadomość pomogła jej zobaczyć wszystko w innym świetle. Poczuła ulgę.
Posłuchaj piosenki napisanej przez artystkę dla córki: