Gruba afera w TVP wokół miliona złotych. Kontrola ujawniła gigantyczne nieprawidłowości
Z każdym mijającym tygodniem nad TVP zbiera się coraz więcej czarnych chmur. Pracownicy zarzucają szefostwu szereg nielegalnych działań w sprawie obiecanych podwyżek, a tymczasem na jaw wychodzą kolejne miliony wyrzucone przez stację w błoto. Aż brak słów na to, co właśnie odkryła Najwyższa Izba Kontroli.
Telewizja Polska od kilku tygodni jest targana wewnętrznymi konfliktami, głośnymi skandalami i aferami wokół kolejnych dziennikarzy stacji. Największy kryzys dotyczy otwartego i coraz ostrzejszego sporu na temat podwyżek wyrównawczych dla pracowników TVP. Zignorowani przez szefostwo związkowcy już nawet próbują łagodzić słów i otwarcie mówią o nielegalnych działaniach. W takiej sytuacji coraz trudniej się dziwić, że kolejne gwiazdy "Wiadomości" i innych serwisów "uciekają z tonącego okrętu".
Można by pomyśleć, że w sytuacji długo rosnącej inflacji i gospodarczych zawirowań TVP wprowadzi strategię zaciskania pasa. Nic bardziej mylnego. Zaledwie kilka dni temu stacja z hukiem otworzyła nowe studio "Teleexpressu" i "Panoramy", którego remont pochłonął niemal 10 milionów złotych! Oba programy informacyjne cieszą się zainteresowaniem głównie starszej widowni, więc można się zastanawiać nad zasadnością takiej inwestycji. Tym bardziej, że Telewizja Polska wcześniej wydała ogromne pieniądze na studia dla "Wiadomości" i TVP Info.
A to tak naprawdę dopiero początek szokujących informacji o niegospodarności, na temat których trwają dyskusje. W ubiegłym roku na Woronicza doszło do absolutnie skandalicznego wydatku w wysokości 1,04 mln złotych. Sprawa budziła na tyle duże wątpliwości, że jej zbadaniem zajęła się Najwyższa Izba Kontroli. Wiemy już, co udało się ujawnić.
Jak informują Wirtualne Media, Telewizja Polska na mocy dziesięciu umów kupiła w 2022 roku od Telewizji Republika prawa do emisji dwóch anglojęzycznych programów. Chodziło o cykle "NATO Dispaches" i "Middle East Observer". Nikt raczej nie zakładał, że będą wielkimi hitami, a mimo to ich zakup pochłonął odpowiednio 192,8 tys. zł oraz 843,3 tys. zł. Na umowach widniały podpisy zarządzających wówczas kanałem dyrektorów (Marcin Darmas pełnił tę funkcję do maja, po czym zastąpił go Filip Styczyński).
Szefowie TVP World podjęli decyzję o zakupie praw bez konsultacji z właściwą jednostką organizacyjną spółki, czym złamali wewnętrzny regulamin Telewizji Polskiej. Co więcej, jak dowiedzieli się kontrolerzy NIK, do kupna programów doszło bez wcześniejszych negocjacji dotyczących ceny! "Do dnia zakończenia czynności kontrolnych TVP World nie przekazało żadnych dokumentów potwierdzających przeprowadzenie negocjacji w przedmiotowym zakresie" - czytamy w raporcie.
Obaj dyrektorzy TVP World zostali poproszeni o wyjaśnienia przez Najwyższą Izbę Kontroli. Darmas przyznał, że słabo pamięta sytuację, ale w swojej opinii działał w zgodzie obowiązującymi w spółce procedurami. Styczyński zasłania się z kolei pozytywną opinią biura prawnego TVP, które analizowało projekty umów. Twierdzi też, że współpraca z Telewizją Republika wcześniej była owocna. Niestety, on również "nie pamięta szczegółów".
"Przyczyna nabycia licencji przez jednostkę niewyspecjalizowaną w zawieraniu takich umów oraz nieposiadającą odpowiedniego doświadczenia leżała w błędnym odczytaniu postanowień regulaminu organizacyjnego TVP World, przy pominięciu obowiązujących procedur" - tłumaczy z kolei prezes TVP Mateusz Matyszkowicz.
Całe działanie trudno jednak uznać za przypadek czy też błąd ludzki. Kontrolerzy NIK zauważyli, że nabycie praw do obu programów rozbito sztucznie na kilka umów, by zmieścić się w granicy 150 tys. zł brutto, w ramach której dyrektor i wicedyrektor TVP World mogą podejmować decyzje samodzielnie. Wydaje się więc, że to jeszcze nie był ostatni akord tej afery.
Zobacz też:
Żałoba w TVP. Nie żyje zasłużony pracownik stacji
Jest decyzja w sprawie Sylwestra Marzeń TVP. A jednak to nie były plotki!
Prezes TVP nałożył kary na pracowników. Doszło do skandalicznej sytuacji