Gucci: Tym morderstwem żył cały świat. Sprawa wraca...
Nie zdążyła się jeszcze odbyć tegoroczna gala rozdania Oscarów, a na naszych oczach powstaje film, który ma podbić serca widzów i Akademii podczas kolejnej edycji prestiżowych nagród. Mowa o "House of Gucci" z Lady Gagą i Adamem Driverem w głównych rolach.
Produkcja oparta jest na prawdziwej historii, w której przepych, morderstwo i czarna komedia idą zgodnie pod rękę. Aż ciężko uwierzyć, że to się naprawdę wydarzyło!
Obraz w reżyserii Ridleya Scotta ma się ukazać jesienią tego roku i bazuje na książce Sary Gay Forden "Gucci. Potęga Mody, Szaleństwo Pieniędzy, Gorycz Upadku", która jest kroniką rodzinnych dramatów spadkobierców słynnego założyciela włoskiego domu mody Gucci, Guccio Gucciego.
Punktem kulminacyjnym publikacji i filmu jest śmierć wnuczka Gucciego, Maurizia (w tej roli Adam Driver). Ostatni spadkobierca modowej legendy został zastrzelony w marcu 1995, a zgodnie z wyrokiem sądu zabójstwo zleciła jego była żona, Patrizia Reggiani, w którą wcieli się Lady Gaga.
Tyle tytułem wstępu, bo powiedzieć, że to opera mydlana, to nie powiedzieć nic. Maurizio i Patrizia poznali się w Mediolanie podczas jednego z przyjęć tamtejszych wyższych sfer na początku lat 70-ych.
Reggiani, mimo pochodzenia z bogatej rodziny, nie należała do mediolańskiej socjety, ale sprytem i odpowiednią nawigacją wśród śmietanki towarzyskiej udało jej się w końcu przebić na salony. Jej zawadiacki charakter i ogromna pewność siebie szybko podbiły serce Gucciego i w 1973 para wzięła ślub, a wkrótce na świecie przywitała dwie córki: Alessandrę i Allegrę.
Żona Maurizia słynęła z wystawnego stylu życia i zamiłowania do luksusu, szybko stała się też lokalną ikoną mody. Tak bardzo kochała pieniądze i splendor, że to właśnie z jej ust padło słynne zdanie: "Wolę płakać w Rolls-Royce, niż śmiać się na rowerze". A na brak pieniędzy nie mogła narzekać - w 1983, po śmierci ojca, Maurizio przejął część jego udziałów w domu mody Gucci i posiadając 50 proc. udziałów miał ambicje stanąć na jej czele.
Sama Reggiani realizowała się na stanowisku głównego doradcy i potrafiła wydawać setki tysięcy dolarów... tygodniowo.
Niegospodarność i wewnętrzne konflikty w rodzinie spadkobierców i udziałowców sprawiły, że Gucci dopadł kryzys i przyszłość firmy stanęła pod znakiem zapytania. Podobny los czekał małżeństwo Maurizia i Patrizii.
W 1985 Maurizio Gucci oświadczył żonie, że wyjeżdża w celach biznesowych i... nigdy nie wrócił. Mężczyzna porzucił żonę dla dziesięć lat młodszej dekoratorki wnętrz, Paoli Franchi. Małżonków czekała prawdziwa batalia rozwodowa, bo Patrizia nie zamierzała zostać z niczym.
Niestety, przyznane alimenty w wysokości 500 tysięcy dolarów rocznie w mniemaniu Reggiani były żenującą jałmużną. Rozwódka walczyła regularnie o ich podwyższenie do "przynajmniej" miliona dolarów, ale jej były mąż przez lata nie chciał przystać na tę ofertę.
Co więcej, jego nowy związek wyglądał na poważny, a perspektywa ślubu odsuwała Patrizię od fortuny Guccich coraz dalej. A w samym domu mody nie działo się najlepiej.
Liczne konflikty i walka o wpływy doprowadziły ostatecznie Maurizia do sprzedania w 1993 swoich udziałów za ponad 100 milionów dolarów firmie Investcorp. Skompromitowany biznesowo dziedzic próbował potem swoich sił inwestując w kasyno w Szwajcarii, ale bez większych sukcesów.
Najgorsze jednak miało dopiero nadejść. 27 marca 1995 w wiosenny poranek niczego nieświadomy Maurizio Gucci udał się do swojego biura przy ulicy Via Palestro 20. Zanim zdążył do niego wejść, został zastrzelony na schodach - trzy strzały w plecy, jeden w głowę.
Mężczyzna zmarł na miejscu i rozpoczęło się śledztwo mające ustalić kto stał za ewidentną egzekucją. Patrizia Reggiani z uwagi na to, że w przeszłości wielokrotnie mówiła głośno o chęci zamordowania swojego eks męża, z miejsca stała się jedną z podejrzanych.
W obliczu braku dowodów nikt nie mógł postawić jej zarzutów, a dochodzenie zdawało się nie mieć końca, bo wśród potencjalnych zleceniodawców wymieniano nie tylko byłą żonę Maurizia, ale i członków jego rodziny, wspólników biznesowych i lokalnych mafiozo.
W końcu w 1997 Reggiani została aresztowana - legenda głosi, że jeden z mężczyzn zamieszanych w morderstwo po prostu na nią doniósł, gdy ta po raz kolejny nie chciała zapłacić mu za milczenie. Proces okazał się prawdziwym spektaklem medialnym.
Podczas jego trwania wyszło na jaw, że Reggiani do zorganizowania zabójstwa Gucciego wynajęła swoją przyjaciółkę i wróżkę. Pina Auriemma z kolei z pomocą swojego znajomego znalazła i zleciła morderstwo profesjonalnemu zabójcy, a temu pomagał jeszcze kierowca, który umożliwił mu ucieczkę z miejsca zdarzenia.
Linia obrony Reggiani była zaskakująca. Kobieta twierdziła bowiem, że owszem, życzyła byłemu mężowi śmierci, ale nigdy nie podjęła w tym celu żadnych kroków i to Pina podczas wróżenia wyczytała to z jej myśli i... postanowiła zrobić to za nią.
Przelew, który zrobiła wróżce na blisko 400 tysięcy dolarów, bo tyle miało kosztować zorganizowanie zabójstwa, Reggiani tłumaczyła zwykłą łapówką - Pina miała jej grozić, że wrobi ją w to morderstwo.
Nie dość, że historia zaproponowana przez Patrizię nie bardzo trzymała się kupy, to sąd zainteresowały również notatki z jej prywatnego dziennika. Wśród zapisków znaleziono osobliwe cytaty, jak choćby "Nie ma zbrodni, której nie można kupić" na kilka dni przed zabójstwem, a w jego dniu krótkie, acz wymowne "Raj".
Reggiani zdawała się początkowo nie przejmować całą sprawą i na kolejnych rozprawach pojawiała się w najmodniejszych kreacjach, tak jakby cały proces miał być tylko kolejnym medialnym eventem, na którym brylowała. Włoska prasa szybko okrzyknęła Reggiani "Czarną Wdową", ale zainteresowane medialne nie pomogło przed sądem - Patrizię skazano na 29 lat więzienia, a kilka lat później wyrok skrócono do 26 lat. Na wieść o tym kobieta próbowała popełnić samobójstwo, wieszając się na... sznurówce.
W porę udało się temu zapobiec i Reggiani czekała długa odsiadka, mimo że absolutnie nie chciała przyznać się do winy. Córki skazanej próbowały dowodzić, że ich matka jest niewinna, bo kilka lat wcześniej miała guza mózgu, a choroba kompletnie zmieniła jej osobowość i "nie była sobą". Kilka lat później zaproponowano Patrizii, że będzie mogła opuszczać więzienie pod warunkiem, że znajdzie pracę.
Taka propozycja nie spotkała się jednak z entuzjazmem więźniarki, która skomentowała ją słowami: "Nie przepracowałam w swoim życiu ani jednego dnia, nie widzę powodu, dla którego miałoby się to zmienić". Coś jednak w końcu w niej pękło, bo po szesnastu latach w więzieniu, Reggiani zdecydowała się w 2014 podjąć nieodpłatną pracę jako konsultantka i projektantka w mediolańskiej firmie biżuteryjnej Bozart. Czatujący na nią reporterzy i media często próbowali prowokować ją kontrowersyjnymi pytaniami, na które zawsze miała ciętą ripostę.
Gdy jeden z dziennikarzy zapytał ją, dlaczego nie zastrzeliła swojego byłego męża sama i wynajęła zabójcę, Patrizia odpowiedziała: "Mam kłopoty ze wzrokiem. Nie chciałam spudłować". W 2017 wyszła na wolność. Nie musi się martwić o pieniądze - sąd podtrzymał decyzję alimentach, które wypłaca jej... Gucci. Co ciekawe, Reggiani nie była początkowo zachwycona faktem, iż w filmie "House of Gucci" wcieli się w nią Lady Gaga.
"Irytuje mnie to, że ona wcieli się we mnie bez uprzedniego kontaktu ze mną, choćby krótkiej rozmowy. Wydaje mi się, że każdy dobry aktor powinien najpierw poznać osobę, w którą się wcieli i mówię to z sympatii i szacunku do niej" - zwierzała się włoskiej prasie.
Szybko jednak zmieniła zdanie, prawdopodobnie z uwagi na ogromne zainteresowaniu, które towarzyszy obrazowi i jej samej, odkąd do internetu trafiły pierwsze zdjęcia z planu. Dla Lady Gagi ta rola może przynieść upragnionego Oscara, a Reggiani kolejne pięć minut sławy. Myślicie, że show-biznes jest gotowy na celebrytkę-morderczynię?