Gwiazda „Janosika” dziś jest kompletnie zapomniana, schorowana i samotna! Emerytura nie starcza na leki
Ewa Ciepiela (81 l.) pół wieku temu uważana była za jedną z najpiękniejszych i najzdolniejszych polskich aktorek. Niestety, problemy ze zdrowiem zmusiły ją do wycofania się z zawodu. Była gwiazda krakowskiego Starego Teatru i odtwórczyni roli księżniczki Eweliny w „Janosiku” dziś nie porusza się już o własnych siłach, prawie nie widzi i ledwo wiąże koniec z końcem. Gdyby nie pomoc Anny Dymnej, nie miałaby środków na zaspokojenie nawet najpilniejszych potrzeb!
Mija właśnie 20 lat od chwili, gdy Ewa Ciepiela po raz ostatni stanęła przed kamerą, by zagrać epizod w filmie "Karol. Człowiek, który został papieżem". Jej rola była tak mała, że nie została nawet wymieniona w napisach końcowych... Kiedyś jej nazwisko przyciągało do kin oraz do Starego Teatru w Krakowie tłumy widzów i było gwarantem najwyższej jakości aktorstwa.
Dziś jest kompletnie zapomniana, schorowana i samotna.
Ewa Ciepiela ukończyła krakowską szkołę teatralną i wkrótce po obronie dyplomu dołączyła do zespołu Starego Teatru. Szybko upomniały się też o nią kino i telewizja. W latach 70. i 80. ubiegłego wieku należała do grona najzdolniejszych polskich aktorek - widzowie pokochali ją za rolę Eweliny w "Janosiku" i Wici Chomińskiej w serialu "Z biegiem lat, z biegiem dni...", a krytycy wręcz rozpływali się w zachwytach nad jej kreacjami w spektaklach Teatru Telewizji.
Była jeszcze studentką, gdy zadebiutowała w monodramie Agnieszki Osieckiej "Kiedy zapomnę", który reżyser Wojciech Jesionka wystawił w krakowskim Klubie pod Jaszczurami. Już wtedy zwróciła na siebie uwagę nie tylko urodą, ale przede wszystkim charyzmą.
"Dzięki słuchaczce IV roku Wyższej Szkoły Aktorskiej, Ewie Ciepieli, która brawurowo wykonała monolog autorstwa Osieckiej przy akompaniamencie Bożeny Nowackiej, przedstawienie wypadło niezwykle ciekawie. O Ciepieli z pewnością jeszcze usłyszymy" - pisał w 1966 roku recenzent "Przekroju".
Aktorka przez prawie trzy dekady była gwiazdą Starego Teatru, który nazywała swoim drugim domem. Gdy 6 stycznia 2007 roku kłaniała się przybyłym na premierę "Sejmu kobiet" widzom, wiedziała już, że rola Staruchy jest ostatnią w jej życiu. Wkrótce potem zrezygnowała z uprawiania zawodu, który był jej wielką pasją i miłością.
"Jestem chora, nie mam siły" - tłumaczyła w rozmowie z "Gazetą Krakowską".
Kilka lat przed swoim ostatnim występem Ewa Ciepiela miała kilka tragicznych w skutkach wypadków. Była u szczytu kariery, gdy doznała poważnego urazu kręgosłupa, potem złamała biodro, później nogę. Po operacji wszczepienia endoprotezy praktycznie przestała poruszać się o własnych siłach. Kolejne zabiegi, jakim musiała się poddać, nie przyniosły jej ulgi, więc - z bólem serca - pożegnała się ze swoją publicznością i zamknęła w domu.
O tym, że była gwiazda Starego Teatru jest ciężko chora, praktycznie nie chodzi i nie widzi (postępująca zaćma niemal całkowicie pozbawiła ją wzroku), a w dodatku zmaga się z zaawansowaną cukrzycą, do niedawna wiedzieli tylko nieliczni. Sprawę nagłośniła jej koleżanka ze Starego Teatru, Anna Dymna, której fundacja Mimo Wszystko wzięła schorowaną i samotną aktorkę pod swoją opiekę.
Ewa Ciepiela przed laty rozwiodła się z mężem, dziennikarzem i pisarzem Zbigniewem Święchem, i od tamtej pory jest sama.
"Nikt z mojej rodziny już nie żyje. Mogę liczyć tylko na przyjaciół" - powiedziała, gdy Anna Dymna zainaugurowała zbiórkę pieniędzy na opłacenie jej leczenia i rehabilitacji.
Jak łatwo się domyślić, emerytura, jaką ZUS przelewa na konto chorej aktorki, zaspokaja tylko jej najpilniejsze potrzeby - wystarcza jedynie na opłaty i jedzenie. Zdarza się, że 81-letnia Ewa Ciepiela nie ma za co wykupić leków, nie mówiąc już o pokryciu kosztów rehabilitacji. Gdyby nie pomoc przyjaciół, skazana byłaby na wegetację...