Gwiazdor „Lokatorów” spełnia się w roli... młodego dziadka. Jego córka to znana aktorka
Dzięki roli Franka Stachyry w „Lokatorach” Maciej Kowalewski był 20 lat temu jednym z najpopularniejszych polskich aktorów młodego pokolenia. Aktorstwo jednak nigdy nie było dla niego na tyle ważne, by poświęcić mu całą swoją energię i czas. Dziś jest przede wszystkim reżyserem, scenarzystą i producentem, spełnia się też jako dramaturg i... dziadek. Niewiele osób wie, że jest ojcem aktorki Marianny Gierszewskiej i to właśnie ona w 2021 roku „obdarowała” go wnukiem.
W tym roku minęły dokładnie trzy dekady od dnia, gdy 24-letni wtedy Maciej Kowalewski odebrał dyplom ukończenia studiów aktorskich w krakowskiej szkole teatralnej.
Na to, by zaistnieć w zawodzie i zdobyć sympatię publiczności, musiał jednak poczekać kilka lat. Co prawda zagrał w nagrodzonej kilkoma Oscarami „Liście Schindlera” i w paru spektaklach Teatru Telewizji, ale nie miał na początku kariery szczęścia do ról zapadających w pamięć.
Dopiero w 1999 roku, gdy zaproszono go do udziału w „Lokatorach”, słońce zaświeciło nad jego głową. Dzięki roli przyjaciela Jacka Przypadka (wcielał się w niego Michał Lesień) Maciej zyskał nie tylko rozpoznawalność, ale też popularność, o jakiej wcześniej mógł tylko pomarzyć.
„Lokatorzy” co prawda uczynili z Kowalewskiego gwiazdę, ale nie zagwarantowali mu kolejnych ról. Maciej tak naprawdę ciągle grał w filmach i serialach role drugoplanowe i epizodyczne. Po roli w słynnym „Pianiście” Polańskiego, nie został nawet wymieniony w napisach końcowych, ale nic sobie z tego nie robił, bo – jak mówił – realizował swoje zawodowe ambicje w teatrze i to nie tylko jako aktor, ale też jako reżyser i... autor. Spod jego pióra wyszły znakomite sztuki, możemy go pamiętać z „Ballady o Zakaczawiu”.
W 2003 roku Maciej Kowalewski wyreżyserował własną „Poczekalnię” na scenie warszawskiej Kompanii Teatralnej MM Przebudzenie i odniósł pierwszy wielki sukces jako reżyser. Tego, jak realizować przedstawienia teatralne, uczył się od najlepszych. Jego mistrzem był Adam Hanuszkiewicz, z którym współpracował przez kilka lat i dzięki któremu stworzył w spektaklach Teatru Narodowego wiele wysoko ocenionych przez krytyków kreacji.
„Reżyserem zostałem niejako z konieczności. Tak było po prostu taniej. Teraz wiem, że dobrze się stało, bo moje spektakle po prostu są moje – od pomysłu do premiery” - opowiadał „Gazecie Studenckiej”.
W pewnym momencie Maciej Kowalewski poszedł w „dyrektory”. W 2007 roku wygrał konkurs na dyrektora naczelnego i artystycznego warszawskiego Teatru na Woli.
Maciej Kowalewski wyreżyserował w Teatrze na Woli trzy spektakle, ale gdy jego kadencja dyrektora dobiegała końca, dowiedział się, że ówczesna prezydent miasta nie zamierza przedłużyć umowy z nim, a w dodatku nie pozwoli mu wystartować w nowym konkursie. Wybuchła afera, w którą włączyło się wielu znanych artystów.
Pod listem w obronie Kowalewskiego do Hanny Gronkiewicz podpisali się m.in. Paweł Królikowski, Małgorzata Braunek, Izabela Kuna, Edward Linde-Lubaszenko i Agnieszka Holland. Niestety, nic to nie dało.
W 2010 roku Maciej Kowalewski pożegnał się ze sceną przy ul. Kasprzaka, a rok później... zadebiutował jako reżyser filmowy fabułą „Trzy siostry T.”, do której napisał scenariusz na podstawie własnej sztuki i którą wyprodukował.
W styczniu 2022 roku Kowalewski wygrał konkurs na dyrektora Teatru Komedia, ale prezydent stolicy Rafał Trzaskowski nie powołał go na to stanowisko, zasłaniając się „brakiem porozumienia w sprawie koncepcji funkcjonowania placówki”.
Dziś Maciej reżyseruje na wielu scenach w całej Polsce – jego spektakle można oglądać m.in. w warszawskich teatrach Polonia i Ateneum, w Jeleniej Górze i Łodzi. Pisze też scenariusze do pojedynczych odcinków „Barw szczęścia” i „Leśniczówki”, a od czasu do czasu staje przed kamerą i przypomina o sobie gościnnymi epizodami w popularnych serialach (w ciągu ostatnich lat wystąpił w „Na dobre i na złe”, „Ojcu Mateuszu”, „Barwach szczęścia” i „Głębokiej wodzie”).
Dziś Maciej Kowalewski, jak sam żartuje, spełnia się przede wszystkim w roli dziadka.
„Szczęście wszechogarniające. Fruwam pod niebo. Nie ma co o tym pisać, to trzeba przeżyć. Bycie dziadkiem to tak jak być ojcem, tylko jeszcze głębiej” - napisał na Instagramie pod zdjęciem z malutkim Ignacym i jego mamą, a swoją córką - aktorką Marianną Gierszewską.
Marianna – znana choćby z serialu „Pułapka” i filmu „Chrzciny” - nie jest jedynym dzieckiem Macieja. Jej siostra, Zofia Kowalewska, też poszła w ślady ojca i została reżyserką (jej film „Więzi” zdobył parę lat temu kilkadziesiąt nagród na międzynarodowych festiwalach i znalazł się na shortliście do Oscara w kategorii Najlepszy Krótkometrażowy Film Dokumentalny). Przyrodni brat Marianny i Zofii, Gabriel, jest jeszcze licealistą, ale nie wyklucza, że zwiąże swoją przyszłość z filmem i teatrem.
„Moje dzieci są dziećmi wychowanymi za kulisami teatrów i na planach zdjęciowych. Jak się jest dzieckiem artystów, naturalnie przesiąka się tą atmosferą. Siłą rzeczy często zabieraliśmy je ze sobą do pracy, bo nie zawsze mogliśmy mieć opiekunkę” - opowiadał Kowalewski w wywiadzie dla serwisu Noizz.pl.
Maciej Kowalewski dwukrotnie stawał na ślubnym kobiercu. Jego pierwszą żoną (matką obu jego córek) była aktorka Edyta Torhan, drugą wciąż jest (ma z nią syna) Ewa Dominika Kowalewska.
Zobacz też:
Była gwiazdą "Lokatorów", a potem pomagała bezdomnym. Tak dziś żyje Małgorzata Lewińska!
Znalazła miłość na planie popularnego serialu. Ukrywali rozwód przez dwa lata
To koniec plotek o małżeństwie Krupińskiej i Karpiela-Bułecki. Poruszenie na całą Polskę