Gwiazdor "Przyjaciół" ujawnił straszną prawdę o latach nałogu. Przez 2 tygodnie był w śpiączce
Nie jest tajemnicą, że przez lata nagrywania serialu "Przyjaciele" i długo po jego zakończeniu Matthew Perry walczył z uzależnieniem od alkoholu i opioidów. W mającej wkrótce premierę autobiografii aktor po raz pierwszy zdradził jednak, jak blisko śmierci faktycznie się znajdował. Trafił do szpitala w krytycznym stanie i maszyna musiała utrzymywać wszystkie jego ważne funkcje życiowe.
Matthew Perry był jednym z najbardziej uwielbianych aktorów przełomu XX i XXI wieku, głównie za sprawą występów w hitowym sitcomie "Przyjaciele". Już wtedy dało się jednak zauważyć, że między sezonami jego waga i samopoczucie ulegają strasznym fluktuacjom. Widzowie nie wiedzieli wtedy jeszcze, że Perry mierzy się z wielkim uzależnieniem od alkoholu i leków przeciwbólowych.
Koledzy z planu i twórcy serialu wspierali go, jak tylko mogli, ale gwiazdor ciągle wracał do używek. Łącznie na odwyk trafiał aż 15 razy. Lata nałogu odcisnęły piętno na jego wyglądzie i sprawiły, że media zaczęły obiegać zdjęcia wyniszczonego i otyłego mężczyzny. Na szczęście dziś Matthew Perry może o sobie mówić w długiej rozmowie z magazynem "People", że jest "całkiem zdrowym człowiekiem". Nikt z nas nie wiedział jednak do tej pory, jak blisko śmierci znalazł się, gdy miał 49 lat.
W autobiografii "Przyjaciele, kochankowie i Ta Wielka Straszna rzecz" (polska premiera już 9 listopada) aktor opowiedział ze szczegółami o swoim "najczarniejszym momencie". W wieku 49 lat nabawił się perforacji układu pokarmowego i wylądował w szpitalu w stanie krytycznym po pęknięciu okrężnicy. Dwa tygodnie spędził w śpiączce, a jego leczenie szpitalne potrwało ogółem aż 5 miesięcy. Musiał też korzystać przez 9 miesięcy z worka kolostomijnego. A wszystko przez długie nadużywanie opioidów:
Nie ma w tym stwierdzeniu żadnej przesady, bo pozostali czterech pacjenci podłączeni wtedy do ECMO nie przeżyli. Leczenie po tych wydarzeniach było niezwykle trudne i czasochłonne, ale Perry ostatecznie doszedł do siebie i podjął kolejną walkę ze swoimi demonami. Nie wiadomo, jak długo pozostaje obecnie w trzeźwości, lecz podobno wciąż liczy dni bez alkoholu i opioidów.
Perry przyznał, że gdy tylko potrzebuje przypomnienia, czemu warto żyć w trzeźwości, to patrzy na swój brzuch. Widnieją na nim blizny po aż 14 (!) różnych operacjach. Jego terapeuta mówi mu zresztą, że jeśli tylko znów będzie chciał sięgnąć po używki, to powinien wyobrazić sobie siebie używającego worka kolostomijnego do końca życia. Ta świadomość podtrzymuje obecnie aktora w trzeźwości i warto trzymać kciuki, żeby tak pozostało.
Zobacz też:
Matthew Perry uważnie obserwował Igę Świątek. Aż nie mogła się skupić!