Reklama
Reklama

Halina Frąckowiak: Spadły na nią niewyobrażalne tragedie, ale nigdy nie przestała uważać się za... szczęściarę!

Trudno uwierzyć, jak wielu nieszczęść doświadczyła w przeszłości Halina Frąckowiak (73 l.). Ojca jej jedynego syna oskarżono o szpiegostwo i na dziesięć lat zamknięto w więzieniu, w strasznym wypadku omal nie straciła życia, groziła jej amputacja obu nóg... "Nauczyłam się godzić z przeciwnościami losu" – mówi piosenkarka.

"Przeszkody są po to, żeby je pokonywać" - żartuje Halina Frąckowiak (sprawdź!), która od lat ma wśród znajomych opinię najbardziej... pechowej polskiej piosenkarki, ale sama nazywa siebie "szczęściarą".

"Trochę w życiu wycierpiałam, ale wiem, że wszystko, co mnie spotkało, było po coś..." - powiedziała ostatnio w wywiadzie i dodała, że kiedy patrzy na swojego ukochanego syna, czuje, że jest najszczęśliwszą kobietą na świecie.

Reklama

Filip Frąckowiak, który niedawno świętował 40. urodziny, jest obecnie radnym miasta stołecznego Warszawy i działaczem Prawa i Sprawiedliwości.

Halina Frąckowiak twierdzi, że kocha go tak samo mocno jak wtedy, gdy był dzieckiem i musiała być dla niego i mamą, i tatą. 

Ojciec Filipa trafił bowiem do więzienia, gdy ten miał niespełna pięć lat. Józefa Szaniawskiego, bo o nim mowa, komunistyczne służby bezpieczeństwa oskarżyły o współpracę z CIA i postawiły przed sądem za szpiegostwo. Partner piosenkarki (nie byli małżeństwem) został skazany na dziesięć lat pozbawienia wolności.

"Tłumaczyłam Filipowi, że jego tata wyjechał do Ameryki do pracy" - wspomina Halina Frąckowiak.

Aresztowanie Józefa Szaniawskiego (był ostatnim więźniem politycznym PRL-u) zainaugurowało - jak się później okazało - serię koszmarnych i tragicznych zdarzeń, jakie los "przygotował" dla piosenkarki.

W 1990 roku, tuż po zwolnieniu Szaniawskiego z więzienia, Halina Frąckowiak uległa bardzo poważnemu wypadkowi w drodze do Gorzowa Wielkopolskiego, gdzie miała wystąpić z recitalem. 

Trafiła do szpitala. Lekarze wyciągnęli z jej twarzy kilkadziesiąt odłamków szkła... Gdy odzyskała przytomność, usłyszała, że grozi jej amputacja obu nóg!

"Były roztrzaskane. Na szczęście udało się je uratować. Spędziłam w szpitalu kilka miesięcy, ale rehabilitacja trwała znacznie dłużej" - opowiada wykonawczyni hitu "Papierowy księżyc".

Halina Frąckowiak twierdzi, że jej największą siłą w tragicznych chwilach, był syn. To dla niego chciała żyć...

W 2012 roku piosenkarkę znów spotkało nieszczęście. Ojciec Filipa (Sąd Najwyższy uniewinnił go w 1989 roku i zwrócił mu wolność po czteroletnim pobycie w więzieniu) zginął w Tatrach schodząc po zdobyciu Świnicy w kierunku Zawratu. 

Halina Frąckowiak, choć nie była już wtedy w związku z Józefem Szaniawskim, szczerze go opłakiwała. Do dziś nie pogodziła się z tą tragedią, ale - jak twierdzi - musiała nauczyć się z nią żyć.

"Był miłością mojego życia" - wyznała w wywiadzie.

"Kiedy siedziałem w więzieniu, regularnie mnie odwiedzała. Ona na mnie strasznie czekała. Tak, jak może czekać kochająca kobieta" - powiedział Józef Szaniawski kilka miesięcy przed śmiercią w poświęconym Halinie Frąckowiak odcinku programu TVN "Uwaga. Kulisy sławy".

"Nauczyłam się godzić z przeciwnościami losu. Dzięki cierpliwości i pracy potrafię przezwyciężać napotykane przeszkody. Kiedy nie mam na nie wpływu, przyjmuję rzecz z poczuciem pokory... Wszak głową muru nie przebijesz" - mówi dziś piosenkarka.

Mimo mnóstwa nieszczęść, jakich doświadczyła, Halina Frąckowiak jest optymistką. 

Uważa, że ze wszystkiego można wyciągnąć jakąś lekcję. Nie kryje, że w radzeniu sobie z trudnościami życiowymi pomogły jej studia psychologiczne, modlitwa i... miłość do syna.

"Miłość to największa siła, najwyższe dobro. Z miłości jesteśmy stworzeni" - twierdzi.

***


Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy