Halina Frąckowiak: Wróżka powiedziała jej, że nie oszuka losu
Trudno w to uwierzyć, ale to prawda. Piosenkarka, z którą festiwalowa widownia śpiewała "Bądź gotowy dziś do drogi" i "Małego elfa", 10 kwietnia kończy 70 lat! Jej młodość przepełniona była sukcesami oraz szczęśliwymi chwilami, ale nie brakowało także tragicznych momentów. Jednym z nich był wypadek, z którego ledwo uszła z życiem...
Gdy była panienką, wróżka powiedziała jej, że swego losu nie oszuka... Nawet nie próbowała. Przyjęła wszystkie jego zrządzenia z pokorą.
Od najmłodszych lat marzyła o scenie: chciała zostać aktorką. Talentów miała więcej. Pisała wiersze, malowała i śpiewała. Ale wybrała technikum ekonomiczne, bo... zdawała do niego koleżanka. I być może zostałaby księgową, gdyby nie urodzinowy prezent, który zapamiętała do dziś. Kończyła 16 lat, gdy z koleżanką chciały zobaczyć przegląd "Szukamy młodych talentów" zorganizowany przez zespół Czerwono-Czarni.
Nie miały pieniędzy na bilet, więc koleżanka wypaliła, że przyszły na konkurs. Weszły bez biletu i Halina musiała wystąpić. Zebrała pochlebne opinie. Zachęcona, wzięła udział w Festiwalu Młodych Talentów i w finale Złotej Dziesiątki. Zaopiekował się nią zespół Drumlersi, z którym śpiewała pod pseudonimem Sonia Sulin. Po roku już pod własnym nazwiskiem pojawiła się w zespole ABC. Zachwycano się jej głosem i to wystarczało, choć dostawała takie grosze, że ledwo na jedzenie miała.
Spała na krzesłach w klubach, w których występowała. Falę zmian przyniósł jej 1972 rok, gdy zdecydowała się na solową karierę. Pojawiły się pieniądze, czasami dawała aż trzy koncerty dziennie, wyjeżdżała poza granice Polski. Wydała płyty "Idę" i "Geira". Znalazła też czas, by po rocznej znajomości stanąć na ślubnym kobiercu z reżyserem Krzysztofem Bukowskim (†51 l.). Dla niego zrezygnowała z wyjazdu do słonecznej Italii, gdzie miała występować pół roku.
Mąż do jej muzyki napisał słowa przeboju "Julio nie bądź zła", ale małżeństwo przetrwało tylko 7 lat. Gdy poznała dziennikarza Józefa Szaniawskiego (†67 l.), myślała, że wreszcie zbuduje coś trwałego. Miała 33 lata i doskonale już wiedziała, że to nie pokoje hotelowe są jej potrzebne. Szybko zostali rodzicami Filipa. Mniej występowała, cieszyła się ze zmiany. Na ślub tym razem jednak się nie zdecydowała. I byłoby wspaniale, gdyby nie dramatyczne wydarzenia.
Filip miał niespełna 5 lat, gdy jego tata trafił na 10 lat do więzienia za domniemaną współpracę z CIA. Halina Frąckowiak skoncentrowała się na walce o uwolnienie go. Zgodziła się nawet na występ na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu w zamian za wypuszczenie ukochanego. Nie udało się, ale nie załamała się. Z dumnie uniesioną głową, w szpilkach i pięknie ubrana przychodziła na widzenia do ostatniego więźnia politycznego PRL-u.
Tuż przed Bożym Narodzeniem 1989 roku znowu byli razem. Na krótko. 4 marca 1990 roku kierowca odwożący panią Halinę na koncert wyjechał z podporządkowanej drogi wprost pod nadjeżdżające auto. Uderzenie było akurat od strony, po której siedziała wokalistka. Z obrażeniami twarzy, połamanymi nogami przez 9 miesięcy walczyła o zdrowie w szpitalu w Gorzowie Wielkopolskim. Tęskniła za synem, telefonicznie odrabiali lekcje.
Powrót do domu okazał się zbyt trudny. Wciąż miała kłopoty z chodzeniem, a partner się oddalał. Dopiero w 1993 roku próbowała tańczyć na scenie w Opolu, kiedy odbierała Złotą Płytę za całokształt twórczości... Wkrótce po tym tańcu rozstała się z Józefem Szaniawskim. - Zrozumiałam, że powinnam zwolnić, spojrzeć na drogę, którą idę. Teraz wiem, że to była łaska. Kiedy leżałam w szpitalu, doświadczyłam troski różnych ludzi, wsparcia i oznak miłości - wspominała.
Z synem i swoją mamą mieszkała w domu z ogrodem na warszawskim Zaciszu. Wkrótce po śmierci ukochanej mamy jej syn wyprowadził się. 5 lat temu zginął w Tatrach Józef Szaniawski. By nie mieszkać samotnie ze wspomnieniami, przeniosła się 2 lata temu do Wilanowa. Tu świętować będzie urodziny z synem Filipem, jego żoną i dziećmi Frankiem (8 l.) i Zosią (3 l.).