Hanna Rek: Tragedia przerwała jej karierę
W czasie wojny mogła zginąć pod gruzami, ale cudem ocalała. W późniejszym życiu los jej jednak nie oszczędził - straciła wszystkich mężczyzn, których kochała. Po tej ostatniej traumie Hanna Rek (80 l.) postanowiła, że już nigdy nie zaśpiewa.
Piosenkarka, której przebój "Gdy mi ciebie zabraknie" w latach 60. nuciła cała Polska, doskonale zna cierpki smak tego refrenu... Hanna Rek (80) przyszła na świat w Warszawie, dwa lata przed hitlerowską okupacją.
Gdy miała zaledwie cztery latka, jej ojciec Ludwik został uwięziony na Pawiaku. Wraz z nim Niemcy aresztowali jego syna - 14-letniego Mietka. Starszy brat piosenkarki miał szczęście, bo po trzech tygodniach odzyskał wolność. Ojciec pozostał za kratami.
Gwiazda do dziś nie wie, jakie były dalsze losy taty, choć jej matka, Zofia, wyprzedała cały majątek, by ocalić męża. - Płaciła gestapowcowi, który jeszcze przez dwa lata, do wybuchu powstania, zabierał od niej pieniądze na paczki dla taty, utrzymując, że ojciec jest w Auschwitz. Do dziś nie ma taty, nie ma grobu, nie wiemy, co się z nim stało - wyznała gorzko Hanna w książce "Piosenkarki PRL-u" Emilii Padoł.
Rek wraz z 9-letnim bratem Leszkiem cudem przeżyli Powstanie Warszawskie. Niewiele brakowało, by kamienica przy ul. Ceglanej, w której się ukryli przed bombardowaniem, stała się ich grobem. - Ten siedmiopiętrowy dom spadł nam na głowę. I nie wiem, jakim cudem powstańcy wydobyli nas z tych gruzów. Dusiliśmy się już, jeszcze pół godziny i pewnie by nas nie wykopali żywych. Ale AK-owcy nas wyciągnęli - wspominała Hanna po latach te dramatyczne chwile.
Szczęśliwie udało im się jednak przeżyć wojenną zawieruchę. A po roku nawet odnaleźli Mietka, który został ranny podczas powstania i trafił do pociągu jadącego do obozu. - Wciąż był w ciężkim stanie i leżał zawinięty w koc. Wykopano go więc z tego pociągu, znalazł się w rowie. Od śmierci uratowali go okoliczni mieszkańcy - opowiadała piosenkarka.
Po wojnie życie Hanny wróciło do normy. Jej mama pracowała w Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, a w wolnych chwilach wyśpiewywała z koleżankami wojenne pieśni, roniąc łzy na wspomnienie utraconego męża. To pewnie po niej Rek odziedziczyła artystyczne zamiłowania. Zofia chciała jednak, aby jej córka zdobyła zawód farmaceutki, bo sama przed wojną była zatrudniona jako pomoc aptekarza. Hanna po maturze rozpoczęła więc naukę na Warszawskiej Akademii Medycznej.
- Mamusia kazała, to studiowałam - mówiła. Jednak niedługo później zrozumiała, że nie jest to miejsce dla niej. W duszy grała jej już muzyka, więc z radością zapisała się do chóru akademickiego. Na drugim roku studiów podczas wakacji w Szklarskiej Porębie zaprzyjaźniła się z grupą osób z warszawskiej szkoły teatralnej. Podczas spotkań z nimi śpiewała piosenki, których nauczyła ją mama. Niedługo później jej wakacyjni znajomi założyli Studencki Teatr Satyryków, w którym Rek zadebiutowała już w pierwszym spektaklu zatytułowanym "To idzie młodość".
Robiąc karierę artystyczną, zaniedbała naukę, więc przerwała studia. - Mama nic o tym nie wiedziała. Kiedy się zorientowała, zezłościła się i zapędziła mnie ponownie na uczelnię - opowiadała piosenkarka.
Rek udało się dokończyć studia, a nawet trzy miesiące pracowała w aptece, ale jej żywiołem była scena, więc na zawsze porzuciła wyuczony zawód. Gdy miała 25 lat, w jej życiu osobistym zaświeciło słońce. Był 1962 r., kiedy jadąc na koncert do Grójca, poznała swojego przyszłego męża Bogusława Wyrobka (†60), znanego rockandrollowca, piosenkarza i gitarzystę. Pochodził z Wybrzeża, był absolwentem ekonomii.
- Od razu się w nim zakochałam. I jakoś tak samo zaiskrzyło u niego - wspominała. Cztery lata później wzięli ślub. Zaczęli wspólnie koncertować za granicą w zespole Hanna Rek Band. Występowali w USA, dwa lata spędzili w Szwecji, pięć w Norwegii i trzynaście w Finlandii. To tam w Oulu, 100 km od koła polarnego, w 1971 r. przyszedł na świat ich ukochany syn Maciej Wyrobek (†42).
- Kiedy się urodził, chciano mu dać obywatelstwo fińskie, ale stwierdziliśmy, że to niemożliwe - wyjaśniała Rek. Nie chcieli mieć w domu Fina. Nie zgodzili się na to, chociaż mieli kłopoty finansowe. Nie skusiła ich nawet gigantyczna pożyczka z długim okresem spłaty i spora bezzwrotna gotówka. W konsekwencji tej decyzji - aby zarobić na utrzymanie - nadal musieli koncertować niemal non stop.
Ich małym synkiem zajmowali się obcy ludzie, co bardzo bolało Hannę. - Śpiewałam nocami i z drżeniem zostawiałam go pod opieką młodego, swoją drogą przesympatycznego, małżeństwa - opowiadała. Gdy Maciej skończył rok, nie wytrzymała i zaczęła go zabierać ze sobą w trasy.
W marcu 1980 r. piosenkarka przeżyła osobistą tragedię - odeszła jej mama. Rek troskliwie się nią opiekowała przez cały rok przed wyjazdem do Nowego Jorku. Zza oceanu wróciła kilka miesięcy przed końcem kontraktu, żeby być przy umierającej Zofii. Śmierć wkrótce zabrała jej też obu braci. Artystka nie mogła nawet uczestniczyć w ich pogrzebach, bo matka nie poinformowała koncertującej za granicą córki o tym, że jej najbliżsi odeszli...
Kiedy Hanna pogodziła się z ich stratą, los rozdzielił ją z mężem. Był 1981 r., gdy w Polsce wprowadzono stan wojenny. Wokalistka wraz z synem byli akurat w kraju, a jej mąż w USA. Dopiero po roku mógł przyjechać po rodzinę i zabrać ją do Norwegii. Do Polski na stałe wrócili w 1986 r. Hanna martwiła się, że to koniec jej kariery, ale stało się inaczej.
- Znalazłam się w Sekcji Estrady ZASP, asystowałam Alinie Janowskiej, która tej sekcji przewodniczyła - mówiła. Wraz z mężem koncertowali z grupą estradową. Ich sceniczne popisy przerwała ciężka choroba Bogusława, która dała o sobie znać w 1995 r. Po dwóch latach walki - przegrali...
Zrozpaczona Hanna rzuciła się w wir pracy, by choć na chwilę zapomnieć o tym, co ją spotkało. W Bielańskim Ośrodku Kultury, gdzie występowała już wcześniej, prowadziła swój Salonik Artystyczny. Dodatkowo kształciła młodych adeptów śpiewu w założonym przez siebie studiu piosenki. Po stracie męża Hannę wspierał ukochany jedynak, który wrócił do kraju z USA.
- Mój syn siedział w muzyce, wsiąkł w nią zupełnie. Pięć lat spędził w Nowym Jorku, pracował w dużej firmie płytowej. Potem jednak zatęsknił do domu, do mamy, szczególnie po śmierci ojca - mówiła z dumą.
14 maja 2014 r. ich szczęśliwe życie się skończyło. Maciej, znany jako DJ i muzyk awangardowy Maceo Wyro, kończył swój najnowszy projekt. Miał go zaprezentować 15 maja. Nie zdążył... Kilka godzin po wizycie w radiu pękł mu tętniak, co spowodowało wylew krwi do mózgu. To był dla Hanny tak dotkliwy cios, że choć od sześćdziesięciu lat nie rozstawała się ze sceną, przestała występować.
- Z głosu nic mi nie ubyło, ale ja już nie chcę śpiewać. W gardle noszę kamień, traumę po śmierci syna - wyznała tragiczną prawdę. Muzyk spoczął na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie w tym samym grobie co ojciec...
***
Zobacz więcej materiałów: