Henryk Gołębiewski znalazł pracę! "Przestałem pić"
Henryk Gołębiewski (59 l.) jako dziecko był gwiazdą seriali "Podróż za jeden uśmiech" i "Stawiam na Tolka Banana". W dorosłym życiu doceniony został za rolę w filmie "Edi". Jak wygląda dzisiaj jego życie?
Podobno pana 8-letnia córka Różyczka chce zostać aktorką.
Henryk Gołębiewski: - Nic z tych rzeczy. Owszem, dostaliśmy zaproszenie na dwa castingi. Poszliśmy, ale ona nie była zainteresowana. Wolała bawić się z dziećmi. Nie będę jej zmuszał.
Nie chce pan, aby została małą aktorką?
- Jeśli ona nie chce, to ja to szanuję. Dzieci powinny robić to, co lubią.
A pan lubił pracować jako dziecko na planie filmowym?
- Lubiłem, bo dla nas to była zabawa, a nie jakaś poważna sprawa. Wiedzieliśmy, że trzeba nauczyć się roli, zagrać i tyle. Potem na planie mogliśmy łobuzować. Teraz jest inaczej. Jak dziecko wchodzi na plan, to już jest gwiazdą. Rodzice są agentami, czasem zmuszają do gry. A wtedy, na początku lat 70., nikt nas nie traktował jak wybrańców losu. Ani reżyserzy, ani rodzice.
Pan był ostatni z dziewięciorga rodzeństwa.
- I było fajnie. Między mną a najstarszą siostrą było 13 lat różnicy, ale w odstępach między rodzeństwem to rok albo dwa lata. Kiedy miałem 6 lat, to już niektórzy bracia pracowali. Mieszkaliśmy w trzech pokojach, ale moje rodzeństwo sukcesywnie się wyprowadzało, robiło się więcej miejsca. Pomagaliśmy sobie.
Jak pana rodzice radzili sobie w tamtych czasach z taką gromadką dzieci?
- Dobrze. Ojciec pracował jako malarz pokojowy, więc nie najgorzej zarabiał, mama zatrudniała się w różnych miejscach. Wracałem ze szkoły, rzucałem torbę, łapałem co było pod ręką do jedzenia i biegłem na podwórko. W tygodniu jedliśmy zupę z wkładką na kościach czy kiełbaskę, a w weekend był normalny obiad z dwóch dań. Jak mama czasem robiła zupę, to musiała gotować dwie. Bo ja na przykład zupy pomidorowej nie lubiłem.
Czyli mama miała słabość do pana.
- Miała do wszystkich. Każdego traktowała jednakowo. Była ścierka pod ręką, więc niejeden raz się oberwało.
Zasady w domu były jasne?
- Czy ja wiem. Mnie wszystko było wolno (śmiech). Ale jak byłem najmłodszy, to łatwiej mi było się popłakać na zawołanie. Dzięki temu dostałem rolę w moim pierwszym filmie "Abel, twój brat" w 1970 roku.
***
Zobacz więcej materiałów o celebrytach:
Jest pan wrażliwym mężczyzną?
- Jestem zodiakalnym Bliźniakiem, więc albo idę do przodu jak burza, albo bardzo uczuciowo przyglądam się światu. Taka była moja mama... Rodzice już odeszli, tak jak czterech z pięciu braci.
Spotyka się pan dziś z resztą rodzeństwa?
- Czasem. Każde z nas założyło rodziny, ale nie pogubiliśmy się. Najbliżej mam do siostry, bo jesteśmy sąsiadami. Niedawno wróciłem do rodzinnego mieszkania, w którym się urodziłem.
Wspomnienia z dzieciństwa wracają?
- Nie myślę o tym, co było.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Nie rozlicza się pan z przeszłością?
- Nie, bo nie żałuję ani jednego dnia z mojego życia.
Chyba nie jest to możliwe...
- Po prostu nie oglądam się za siebie. Żyję dniem dzisiejszym. Wstaję rano i jestem zadowolony.
Nigdy się pan nie złościł na los?
- Jestem bardzo spokojnym człowiekiem.
A kiedy po 17 latach pracy w filmach nagle o panu zapomniano, nie było ról dla pana, też nie?
- Nie złościłem się i nie mam żalu. W tamtym okresie moja przygoda skończyła się i byłem z tym pogodzony.
Zostawił pan aktorstwo na 20 lat. A dawne przyjaźnie, znajomości - nikt wtedy panu nie pomógł?
- Jakie znajomości? Wtedy tak nie było, nie miałem agenta. Przez jakiś czas spotykałem się z Sergiuszem Lachem, który grał Filipka w serialu "Stawiam na Tolka Banana". Czasami dzwonię do Filipa Łobodzińskiego, serdecznie rozmawiamy. I to jest miłe.
Poszedł pan wtedy do pracy fizycznej. Pan, który był idolem wielu Polaków, gwiazdą seriali z lat dzieciństwa...
- Nie miałem wyjścia. Z czegoś trzeba było żyć.
Ale gwiazda?
- Gwiazda filmowa chce błyszczeć. Chce, ale są też obowiązki. Nie mogłem siedzieć w domu bezczynnie. Jak nic nie robisz, to można oszaleć, różne głupoty przychodzą ci do głowy.
Można na przykład zaglądać częściej do kieliszka.
- Był taki okres w moim życiu. Piło się, bawiło się.
A teraz - jak jest z tym alkoholem?
- Kiedy znalazłem pracę, przestałem pić. I tak jest do dziś, bo mam zajęcie.
Filmowe?
- Na co dzień chodzę rano do pracy do firmy klimatyzacyjnej. Jestem tam zatrudniony od 9 lat. Pracuję z moim przyjacielem. On też gra w filmach. Jesteśmy razem w kabarecie "Ro-Pa". Czasem jak ludzie słyszą nasze rozmowy o kulturze to się dziwią, nie wiedzą o co chodzi.
A jakim jest pan człowiekiem do życia w rodzinie?
- Nie jestem trudny. Ulegam żonie, ale jak jest konfliktowa sytuacja, krzyki to wychodzę z domu.
A czemu żona na pana krzyczy?
- A na przykład kiedy jest bałagan, śmieci niewyniesione. Tak jak to kobiety. U mnie w domu kobiety są krzykliwe, ale pokrzyczą i się uspokoją. nn Pan się dość późno ożenił. Dlaczego? Tak wyszło. Ale wcześniej przez 18 lat byłem w związku partnerskim z Mirą...
Nic nie wskazywało, że tak długo będziecie razem?
- Pierwszy raz zobaczyłem ją na postoju taksówek. Miałem 30 lat. Mnie się akurat spieszyło, więc podszedłem do niej i powiedziałem: "Przepraszam panią, w którą stronę pani jedzie, bo może pojedziemy razem?". A ona na to: "W przeciwną". Potem spotkaliśmy się u kolegi, a następnego dnia przyszła do ojca z pytaniem, czy pomaluje jej koledze mieszkanie.
Założę się, że to pretekst!
- Nie wiem. Ta nasza znajomość była bardzo długa. Potem Mira zmarła, więc ułożyłem sobie szczęśliwie życie na nowo.
Przeżył pan takich "odejść" bardzo dużo...
- Tamtych ludzi już nie ma, a trzeba żyć dalej. Nie wspominam, niech leżą sobie w spokoju.
W jakim miejscu życia dziś pan jest?
- Jestem zadowolony z życia. Spełniam się prywatnie i zawodowo. I to mi wystarczy.
Rozmawiała: Aleksandra Jarosz