Henryk Gołębiewski: Znowu trzeba kombinować
Nie robi planów, nie ma wielkich marzeń. Zdrowie i praca są dla niego najważniejsze. I ukochana córka Róża. Henryk Gołębiewski świętował 64. urodziny. "Teraz mamy koronawirusa i trzeba kombinować, bo pracy nie ma, wszystko stoi albo dopiero nabiera tempa" - żali się aktor.
Jak spędził pan ten dzień?
- Było skromnie, miło i sympatycznie. Rodzina odśpiewała sto lat, dostałem prezent od córki. Ale życie toczy się dalej. Mam nadzieję, że jeszcze niejedne urodziny przede mną.
Czy ten mijający rok życia był dla pana udany?
- Każdy rok uważam za udany. Dlatego, że przeżyłem raka. A przecież ludzie umierają na tę chorobę, nawet w bardzo młodym wieku. Dlatego każdy przeżyty rok to dla mnie szczęście. Jestem optymistą, choć czasem chodzą po głowie myśli, że może gdzieś jest przerzut. Rak do tyłu chodzi (śmiech). Teraz miałem mieć badania kontrolne, ale przez pandemię koronawirusa zostały odwołane. Ale jestem dobrej myśli.
Dwa lata temu wylądował pan na wózku inwalidzkim?
- Miałem roztrzaskaną piętę, wszyto mi trzy szpile. Dlatego najpierw trafiłem na wózek inwalidzki, potem dostałem kule. Przez dwa tygodnie chodziłem na rehabilitację i wystarczy.
A co najfajniejszego wydarzyło się u pana w mijającym roku życia?
- Czy ja wiem... mnie naprawdę cieszy każdy dzień.
A to, że pana córka Róża wystąpiła z panem w serialu "Lombard. Życie pod zastaw"?
- O tak, cieszyliśmy się. Natomiast propozycja przyszła do niej samej. Róża powiedziała, że chętnie spróbuje, więc pozwoliliśmy jej zagrać. Ale gdyby powiedziała, że nie chce, to też byłoby dla mnie dobrze. Nic na siłę. Dziecka nie można zmuszać do tego, czego nie chce.
Zaczynał pan w podobnym wieku, co ona...
- I dla mnie to była przede wszystkim przyjemność, zabawa. Rozrabiało się na planie, poza planem, a kiedy trzeba było, to grało się. A dziś młodzi mówią, że praca na planie to ciężka praca, a między ujęciami "zatapiają" się w telefonach i laptopach. Nie ma spontaniczności.
Inne czasy, a sklepy pełne wszystkiego, jest na co wydawać, czego pragnąć...
- U mnie pieniądze za rzekomą pracę dostawali moi rodzice. I rozdawali między moje rodzeństwo po równo. Jak coś kupowali, to wszystkim. A my między sobą zawsze wszystkim się dzieliliśmy, trzymaliśmy się razem. Nie było rywalizacji.
Jak potoczyły się losy pana rodzeństwa?
- Zmarło mi już pięciu braci i jedna siostra. Zostały dwie i ja, najmłodszy tzw. wypierdek.
Ale ten najmłodszy jest potem najbardziej zaradny...
- Może coś w tym jest. Zawsze mówię, że do pierwszego filmu dostałem się dzięki rodzeństwu, bo czasem przy rodzicach płakałem na zawołanie. A na castingu też mi tak kazali, a że to potrafiłem, to otrzymałem angaż.
A potem, w dorosłym życiu zdarzało się panu płakać?
- Uroniłem łzę, gdy umierali moi rodzice i rodzeństwo. A tak to raczej nie.
Nie miał pan w życiu łatwo.
- Były chude lata bez pracy na planie filmowym, choroby, zakręty... Musiałem kombinować, nie jestem z tych co się poddają. Może załamałem się jak usłyszałem, że mam raka, ale tylko przez chwilę. Co było, minęło. Teraz mamy koronawirusa i też trzeba kombinować, bo pracy nie ma, wszystko stoi albo dopiero nabiera tempa. Troszkę pomagałem więc przy remontach, trochę grosza dostałem. Trzeba jakoś żyć, ja od rodziców nie dostałem nic.
A gdyby miał pan wymienić cechy charakteru, z których jest pan dumny to...
- Jestem taki jaki jestem: człowiek twardy, ale uczuciowy, wrażliwy. I pracowity, w domu zawsze jest coś zresztą do roboty. Nie umiałbym tak bezczynnie siedzieć i nic nie robić.
Jak układa się teraz panu z córką nastolatką?
- Bardzo dobrze. Jest takie przekonanie, że córka zawsze będzie za ojcem. I u nas to się sprawdza. Mnie trudno zdenerwować, a Róża w gorącej wodzie kąpana. A jednocześnie bardzo wrażliwa. Ale nawet jeśli denerwuje się na mnie, to też może. Mi to nie przeszkadza.
Przekazuje jej pan jakieś życiowe wskazówki?
- Raczej mam świadomość tego, że dziecko bierze przykład z rodziców, zachowuje się tak jak oni. Mówienie w stylu: "zrób tak albo tak" nie ma sensu. Bo dziecko, widząc poczynania rodziców, powinno samo wiedzieć, jak ma się zachować. A przede wszystkim znać podstawowe słowa: przepraszam, proszę, dziękuję.
Córka podobno obejrzała wszystkie filmy z pana udziałem?
- To prawda. Powiedziała potem do mnie ze śmiechem: Tata jak fajnie zagrałeś, ale byłeś młody, a teraz jesteś stary. A ja jej na to: Ja ci dam stary. I tak sobie żartujemy. Jej rola w serialu na razie była tylko przygodą. Różę teraz bardziej interesuje śpiew i taniec. Z koleżankami układają choreografię, tańczą, potem to nagrywają. Widzę, że sprawia jej to radość.
Jakie ma pan marzenie na ten kolejny rok?
Żeby praca i zdrowie było. Bo tak jest dobrze, nie ma co tego psuć.
Rozmawiała Aleksandra Jarosz