Reklama
Reklama

Ilona Łepkowska oszczędza na starość: W Polsce zdrowie dużo kosztuje!

Życie jej nie rozpieszczało. Wszystko co osiągnęła, zawdzięcza ciężkiej pracy i uporowi. Dziś dla "królowej polskich seriali" najważniejsze jest "poczucie bezpieczeństwa finansowego", gdyż - jak mówi - na stare lata nie chce być ciężarem dla córki Weroniki.

Gdyby miała pani opisać się trzema przymiotnikami, jakie byłyby to słowa?

Ilona Łepkowska: - Myślę, że jestem lojalna, pracowita i odpowiedzialna. Lojalna wobec przyjaciół, współpracowników. Odpowiedzialna za swoje słowa, za obietnice, które składam. Za bliskich, wobec których mam zobowiązania. Za psa. Za to, jak wygląda mieszkanie.

Pani pracowitość objawia się też tym, że ciągle szuka pani nowych wyzwań?

- Już tej pracy tak bardzo nie szukam. Ale bywały momenty, kiedy robiłam dwa seriale równocześnie. Teraz przystopowałam. Praca scenarzysty jest dość monotonna, rytm wyznaczają terminy i trzeba mieć żelazny tyłek, by 12 godzin dziennie spędzać przed komputerem. Dziś przyszedł taki etap, że chcę się jeszcze pocieszyć życiem.

Reklama

Wygląda na to, że jest pani osobą racjonalną i twardo stąpającą po ziemi...

- W sprawach osobistych bywałam bardzo nierozsądna, impulsywna. Nie zawsze dokonywałam dobrych wyborów, moje związki się rozsypywały. Natomiast w życiu zawodowym i w codziennych sprawach jestem rozważna i racjonalna.

Kiedyś jako jedną ze swoich cech wymieniła pani także oszczędność.

- To prawda, nie lubię szastać pieniędzmi. Choć uwielbiam robić prezenty i potrafię sporo wydać, by komuś sprawić frajdę. Ale na siebie nie wydaję zbyt wiele. Kupowanie sukienek za parę tysięcy to coś głupiego i niemoralnego. Od czasu do czasu biorę udział w jakiejś gali, ale nie muszę za każdym razem mieć na sobie nowego ciucha. Zdarzało mi się dwa razy odbierać Telekamery w tej samej sukni. Poza tym większość czasu spędzam w domu. Nawet do restauracji rzadko chodzimy. Sama gotuję, bo bardzo to lubię.

Czytaj dalej na następną stronę...

Oszczędzając, zabezpiecza sobie pani emeryturę?

- Na pewno dobrze jest mieć coś na koncie. Wiele lat byłam sama, miałam dziecko, nie dostawałam alimentów, nie pracowałam na etacie. Wtedy poczucie bezpieczeństwa finansowego było dla mnie bardzo ważne. A na stare lata nie chciałabym być ciężarem dla mojej córki.

Z ostatnich moich doświadczeń ze złamaną nogą wiem, że zdrowie dużo kosztuje. Ale może kiedyś część pieniędzy przeznaczę na jakąś fundację, stypendia dla młodych. Uważam, że jeśli się ma, to trzeba się dzielić. Od lat staram się to robić, ale bez rozgłosu.

Zdaje się, że oszczędności nauczono panią w domu.

- Tata był profesorem historii, mama nie pracowała, a była jeszcze dwójka rodzeństwa, więc się nie przelewało. Nie miałam roweru, ani łyżew, bo rodziców nie stać było, by kupili każdemu z nas. Więc sprawiedliwie nikt nie dostał.

Z domu wyniosłam poczucie, że na pieniądze się ciężko pracuje i trzeba je szanować. Rodzice tworzyli dobre małżeństwo, bardzo się kochali. Tata zmarł nagle w wieku 62 lat. Mama miała wtedy 59, nie związała się już z nikim. Obserwując ją, doszłam do wniosku, że kobieta, która się decyduje na bycie żoną i mamą, też musi mieć swoją własną sferę życia. Bo gdy męża zabraknie, a dzieci wyfruną, to życie staje się niesamowicie puste. Dlatego w związkach zawsze chciałam być osobą niezależną, która ma swoich znajomych, swoje pasje i zainteresowania.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Ma pani za sobą trzy małżeństwa, a stabilizacja przyszła dopiero w wieku dojrzałym u boku Czesława Bieleckiego.

- Trzeba było w końcu dorosnąć. Z latami zaczynamy wiedzieć, co jest ważne, a co nie. Nie chciałam być z kimś za wszelką cenę. Przez kilkanaście lat żyłam sama, dobrze sobie radziłam, ale wolę być z kimś. Ze Sławkiem jesteśmy dobrze dobrani, obydwoje z silnymi charakterami, ale nie iskrzy między nami, bo wiemy, że siła tej drugiej osoby jest wartością. Łatwo było nam wejść w tę relację, ponieważ znamy się od dawna. Wiedzieliśmy, co się działo w naszym życiu, oboje jesteśmy po przejściach. A poznałam go, jak miałam 5 lat, mieszkaliśmy drzwi w drzwi.

Pani córka Weronika jest operatorem i realizatorem telewizyjnym. Iskrzy?

- Przez lata musiałam być dla niej i matką, i ojcem. W wielu sprawach jest do mnie podobna, ale w wielu różnimy się i czasem są burze z piorunami. Pracuje też w mediach, więc dużo rozmawiamy na tematy zawodowe, co wbrew pozorom, nie jest wcale idealnym rozwiązaniem. Kiedyś dużo wspólnie podróżowałyśmy, ale teraz ja jeżdżę ze Sławkiem, a córka ma już swoje grono znajomych. Jest dość wysportowana i tu niestety nie mamy wspólnej płaszczyzny. Nasza ostatnia gra w badmingtona skończyła się dla mnie na stole operacyjnym.

Wspominała pani, że chce mniej pracować, a właśnie ukazuje się pani powieść?

- To wszystko przez tę złamaną nogę. Coś musiałam zrobić, by nie zwariować przez 3 miesiące unieruchomienia i tak powstała książka "Pani mnie z kimś pomyliła" rozgrywająca się w środowisku show-biznesu. Mam do tego świata dość krytyczny stosunek. Wiele doświadczyłam na własnej skórze. Moja bohaterka przeżywa początkowo fascynację, a potem rozczarowanie, bo to nie jest wielki świat a mały, marny światek. Tak naprawdę w życiu ważne są: miłość, rodzina, uczciwość.

Rozmawiała: Ewa Modrzejewska

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy