Irek Bieleninik był wielką gwiazdą TVN, nagle go wyrzucono i odcięto kurek z pieniędzmi. Tak skończył...
Jeszcze kilka lat temu Irek Bieleninik (57 l.) należał do grona najbardziej rozpoznawalnych "twarzy telewizyjnych" w Polsce. Show "Siłacze", który prowadził na antenie TVN, cieszył się ogromną popularnością, czyniąc z niego sporą gwiazdę. Prezenter przez osiem lat prowadził jednocześnie aż pięć różnych programów, a reklamy proszku do prania i płynu do mycia naczyń z jego udziałem były emitowane we wszystkich stacjach po kilkadziesiąt razy dziennie. Potem nagle zniknął z wizji... Czym dziś się zajmuje?
"Showmen, prezenter, konferansjer, mistrz aukcji i licytacji idealnie grający na emocjach" - tak przedstawia się dziś na swej oficjalnej stronie eks-gwiazdor TVN i TVN Turbo Irek Bieleninik.
Były prowadzący programów "Siłacze" i "Szkoła Auto" oraz teleturniejów "Tele Gra", "Fabryka Gry" i "No to gramy!" kilka lat temu pożegnał się ze stacją, która go wylansowała, i został - jak mówi - wolnym elektronem.
"Wyczerpała się formuła programów, których byłem gospodarzem, nie otrzymałem kolejnych propozycji. Odszedłem, ale nie czułem rozżalenia, złości. Nie przeżyłem szoku" - wyznał niedawno "Angorze".
O tym, że Irek Bieleninik został dziennikarzem i prezenterem, zadecydował przypadek. Zarabiał na życie jako didżej w częstochowskich dyskotekach, gdy pewnego dnia kolega z pirackiego Radia Marconi zaproponował mu, by razem z nim poprowadził konkurs dla słuchaczy. Koledze szybko podziękowano za współpracę, Irkowi ją zaoferowano...
"I tak to się zaczęło" - wspominał na łamach "Gali".
Irek jest z wykształcenia specjalistą od melioracji i urządzeń wodnych. Po ukończeniu technikum nie zdecydował się na kontynuowanie nauki, bo tuż przed maturą został... ojcem.
"Zamiast iść na studia, założyłem rodzinę, a zaraz potem upomniało się o mnie Ludowe Wojsko Polskie" - wyznał w wywiadzie dla "Angory".
W wojsku Bieleninik przeszedł przez piekło. Przełożeni gnębili go, bo odmówił donoszenia na kolegów. W końcu udało mu się załatwić sobie służbę zastępczą.
"Przeczytałem odpowiednią lekturę. Jej tytuł to "Pielęgniarstwo psychiatryczne". I zacząłem symulować. Po 156 dniach pobytu w armii eskortowano mnie do bramy, aby jak najszybciej się mnie pozbyć" - opowiadał "Angorze".
Resztę służby Irek odbył w częstochowskim szpitalu, pracując w nim w charakterze salowego. Potem został didżejem
Praca w pirackim, nadającym bez jakiejkolwiek koncesji Radiu Marconi, okazała się dla Irka przepustką do kariery. Gdy w Częstochowie powstał oddział Radia RMF, zgłosił się na casting na reporterów i został przyjęty.
Szybko zaproponowano mu przejście do centrali rozgłośni w Krakowie, ale wybrał posadę w konkurencyjnej Zetce. Bez wahania zostawił rodzinę pod Jasną Górą i przeprowadził się do Warszawy.
Niewiele osób pamięta, że Irek Bieleninik - jako wysłannik Radia Zet - towarzyszył Markowi Kamińskiemu i Wojtkowi Moskalowi w ich wyprawie na biegun północny i codziennie przez telefon satelitarny relacjonował jej przebieg.
Był jedną z największych gwiazd Zetki, ale po śmierci jej założyciela i właściciela Andrzeja Wojciechowskiego został zwolniony i nagle, z dnia na dzień, został na lodzie. Na szczęście nie był bezrobotny zbyt długo. Przez chwilę pracował w TVP, potem związał się ze stacją TVN.
"Edward Miszczak zaproponował mi, żebym poprowadził "Siłaczy", potem pojawiły się inne programy, a po latach wylądowałem w TVN Turbo jako gospodarz m.in. "Szkoły Auto". Swoją popularność budowałem stopniowo, etapami. Nigdy mi woda sodowa nie uderzyła do głowy" - powiedział "Angorze".
Był moment, że Irek Bieleninik "wyskakiwał z lodówki" - prowadził kilka programów, pojawiał się w charakterze konferansjera na różnego rodzaju eventach i imprezach charytatywnych, a reklamy z jego udziałem były emitowane w każdym bloku reklamowym każdej telewizji z Polsce po kilkanaście, jeśli nie po kilkadziesiąt razy każdego dnia.
"Jestem specjalistą od prania i mycia naczyń dzięki 21-letniemu udziałowi w reklamie tych produktów" - pisze na swojej oficjalnej stronie internetowej.
Nie jest tajemnicą, że to właśnie udział w reklamie spowodował, że TVN podziękował Irkowi za współpracę. Bieleninik opuścił Warszawę, ale nie wrócił do Częstochowy, choć wciąż ma tam piękny dom.
"Miłość wygnała mnie do Bielska-Białej" - mówi i dodaje, że obecnie mieszka na Pogórzu Śląskim i tu znajduje się jego "baza wypadowa".
Irek Bieleninik od prawie dwóch dekad prowadzi własną firmę "Show and Events". Choć nie pojawia się już na wizji, wciąż odcina kupony od swej telewizyjnej popularności. Jest jednym z najbardziej zajętych polskich... wodzirejów.
"Mam dobre notowania w agencjach eventowych. Ludzie organizujący imprezy chcą mieć kogoś, kogo wszyscy znają. Chcą mieć taką osobę na wyciągnięcie ręki. Ja podczas imprez wychodzę poza scenariusz. Prowadzę animacje, namawiam do różnych zabaw. To się podoba. To moja wartość dodana" - chwalił się niedawno w rozmowie z "Angorą".
Irek zarabia też na życie jako prowadzący aukcje. Twierdzi, że wylicytował już w swoim życiu przynajmniej kilka milionów złotych - z czego sporą część na cele charytatywne. Jest Honorowym Ambasadorem Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną, prowadzi bale Stowarzyszenia "Otwarte Serca", wspiera wiele pozarządowych organizacji pomagających ludzion z problemami psychicznymi.
Prywatnie Irek Bieleninik ma u boku zakochaną w nim po uszy kobietę, utrzymuje przyjacielskie kontakty ze swoim 33-letnim już synem, a od jedenastu lat jest dziadkiem.
Jest również zapalonym rowerzystą. Żartuje, że oprócz młotka i deski do licytacji zawsze wozi ze sobą w samochodzie rower. W ciągu roku przejeżdża na nim ok. 12 tysięcy kilometrów!
Były gwiazdor TVN nie kryje, że tęskni za pracą w telewizji, a to, czym zajmuje się obecnie, to jedynie... substytut tego, co robił przez ponad dwie dekady.
"Robię to, co kocham, ale brakuje mi telewizji" - mówi.
Zobacz także:
Gwiazdy żegnają Emiliana Kamińskiego. "Energia życia Emiliana skończyła się zbyt wcześnie"
Mucha pożegnała Kamińskiego. Był jej serialowym ojcem. Co z jego postacią?
Emilian Kamiński poznał Justynę Sieńczyłło, gdy miała 13 lat. Po latach rozpoznał ją po oczach