Reklama
Reklama

Irena Jarocka: Historia tragicznej miłości gwiazdy

Miała 22 lata i prestiżowe stypendium w Paryżu. Oczarowało ją nie tylko miasto, ale i pewien mężczyzna. O mało przez niego nie umarła...

Była wschodzącą gwiazdą. Na festiwalu w Sopocie w 1968 roku odniosła sukces piosenką "Gondolierzy znad Wisły". Dyrektor PAGART-u zaproponował jej stypendium we Francji. Irena Jarocka miała wyjechać na trzy miesiące, została nad Sekwaną cztery lata i przeżyła tam tragiczną miłość.

Przed wyjazdem zerwała ze swoim chłopakiem, kompozytorem Marianem Zacharewiczem. W Paryżu zamieszkała w polskim hotelu. W pokoju obok miała Helenę Majdaniec, która już była zadomowiona i pomogła Irenie w pierwszych krokach.

Co wieczór występowała w kabarecie Rasputin, w ciągu dnia chodziła na lekcje śpiewu i francuskiego. Dostała propozycję nagrania płyty. Świat wydawał się stać przed nią otworem. To wtedy spotkała Jeana-Louisa. - Poznałam wspaniałego chłopaka, który, niestety, cierpi na schizofrenię. Jest geniuszem matematycznym. Imponuje mi ogromną wiedzą, dobrocią, inteligencją - zanotowała w swoim dzienniku.

Reklama

Jean-Louis sprawił, że przestała doskwierać jej samotność. - Widywaliśmy się dość często. Przesiadywaliśmy w kawiarniach Dzielnicy Łacińskiej lub chodziliśmy na długie spacery. Mówił, że nasze spotkania były dla niego najlepszą kuracją. Nareszcie mógł wyrzucić z siebie wszelkie niepokoje. Lubiłam go i bardzo chciałam pomóc - wspominała Jarocka.

Jego choroba jednak nawracała, a ona czuła się bezradna i kompletnie zagubiona. - Czytałam dużo na temat schizofrenii. Biorąc pod uwagę męczące mnie nieustannie nocne koszmary, apatię, brak chęci do życia, zastanawiałam się, czy sama jej nie mam - wyznała szczerze.

Krytycznym momentem był jej pobyt w szpitalu, gdzie trafiła z powodu polipów na strunach głosowych. Wycięto je, a przy okazji migdały. Nie mogła przez jakiś czas śpiewać. Prócz Majdaniec w szpitalu odwiedzał ją też ukochany. Jego wizyty jej nie pomagały.

Czytaj dalej na następnej stronie

- Na spotkaniach z Jeanem-Louisem czułam, jakby udzielała mi się jego choroba. Byłam przybita, on też czuł się gorzej. Zaczęłam go unikać. Miałam wyrzuty sumienia, popadałam w coraz większą depresję. Byłam zdruzgotana, życie kompletnie straciło dla mnie sens. Skończyło się to wszystko moją próbą samobójczą - wyznała w biografii.

Irena zażyła sporą dawkę tabletek na sen. Uratowała ją Helena Majdaniec. Zaopiekowała się koleżanką. Poradziła jej, by się spakowała i opuściła Francję. W marcu 1972 roku dawną ukochaną odwiedził w Paryżu Marian. - Zerwaliśmy ze sobą, ale okazało się, że nasze uczucie mimo upływu czasu nie wygasło. Przyjechał i pomógł mi w podjęciu decyzji o powrocie do kraju - wspominała artystka.

Zacharewicz oświadczył się Irenie, a w prezencie przywiózł jej utwór "Wymyśliłam cię". Bardzo chciała go nagrać, jednak on postawił jeden warunek: może zrobić to tylko w Polsce. Zgodziła się. Piosenka stała się jej wielkim szlagierem, a oni w 1974 roku zostali mężem i żoną.

Jean-Louis nie pogodził się z jej wyjazdem. Ruszył za Ireną do Polski. Chciał ją przekonać, by z nim wróciła. Tłumaczyła mu, że dokonała już wyboru, lecz on nie słuchał. Zaczęła się go bać, ukrywała się przed nim. W poszukiwaniu Jarockiej Francuz odwiedzał jej znajomych. Janusz Kondratowicz, autor tekstów, w ostrych słowach kazał mu wyjechać.

Zrozpaczony mężczyzna posłuchał, ale wciąż wysłał ukochanej listy z błagalnymi prośbami, by dała mu szansę. W końcu uświadomił sobie, że to koniec. Nie mógł sobie z tym poradzić. Popełnił samobójstwo, skacząc z mostu. Choć wiedziała, że był chory, do końca życia miała wyrzuty sumienia.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:



Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Irena Jarocka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy