Irena Kwiatkowska długo żyła w nieświadomości
Latami była oszukiwana i okradana przez człowieka, któremu zaufała. Dzięki najbliższym przejrzała na oczy.
Świetna forma Ireny Kwiatkowskiej (†98) sprawiała, że wiekowa gwiazda nie zwalniała tempa, występując na scenie i na estradzie. Rodzina artystki, zajęta własną codziennością, nie mogła poświęcać jej zbyt dużo czasu. Tę lukę, ku uciesze wszystkich, wypełnił dziennikarz Rafał T. Niestety, ta radość nie trwała długo.
Wkrótce wyszło na jaw, do czego jest zdolny. Znajomość Ireny i Rafała rozpoczęła się w 1999 r. Pracujący w jednej ze stacji telewizyjnych mężczyzna zadzwonił do niej z pytaniem, czy zgodziłaby się udzielić wywiadu. Znana z niechęci do dzielenia się prywatnością gwiazda, oczarowana rozmówcą, nie tylko się zgodziła, ale też zaprosiła go do siebie, by uzgodnić szczegóły.
Kiedy po występie w telewizji mężczyzna odwoził ją do domu, Kwiatkowska niespodziewanie zaproponowała mu posadę swojego menadżera. - Ty tak ładnie rozmawiałeś przez telefon. Ty jesteś taki operatywny - przekonywała aktorka. Po ustaleniu wysokości honorarium, podali sobie dłonie, rozpoczynając tym samym współpracę.
Jednak artystycznych przedsięwzięć nie było zbyt wiele. Przez trzy i pół roku zorganizował wyjazd aktorki do Kanady, a w Polsce nieliczne występy w domach kultury i w seminarium duchownym. Spełnił za to wielkie marzenie swojej podopiecznej - zorganizował jej spotkanie z papieżem Janem Pawłem II, który jako młody ksiądz podziwiał ją w krakowskim Kabarecie Siedem Kotów.
Z czasem relacje Ireny i Rafała stały się jeszcze bliższe. Dziennikarz dotrzymywał jej towarzystwa podczas spacerów, pomagał w zakupach, procedurach bankowych.
- Zaczęłam odbierać telefony z różnych stron, od znajomych, od przedstawicieli instytucji - opowiedziała Krystyna, bratanica aktorki w książce "Kobieta pracująca. Rzecz o Irenie Kwiatkowskiej i jej czasach". Żaliła się: "Ten młody człowiek przychodził z ciocią do Teatru Polskiego, gdzie pod jego dyktando zmieniała zlecenie: honoraria ze spektaklu miały nie być przelewane na konto, ale płacone do ręki w kasie. Po pieniądze przychodziła razem z nim. Zrezygnowała też ze skrytki bankowej. Biżuterię zabrała do domu".
Z upływem czasu "menadżer" osaczał gwiazdę coraz bardziej. Robił, co chciał. Zdarzało się, że jego honorarium było czterokrotnie wyższe niż jej. Bratanica artystki postanowiła ukrócić ten proceder. Nie wiedziała jednak, jak ma przekonać ciocię, która cały czas bezgranicznie ufała Rafałowi. Rozmowy nie przynosiły efektów. Krystyna straciła już nawet nadzieję, że coś się zmieni.
Sprawy przybrały inny obrót, gdy gwiazda wysłuchała audycji radiowej. Mówiono w niej o starszych osobach, które padły ofiarami wyrafinowanych oszustów. - Krysiuniu, zrozumiałam, że to chyba mój przypadek. Pomóż mi! Ratuj! - łkała wystraszona.
Bliscy gwiazdy odebrali Rafałowi klucze do mieszkania Ireny i poprosili, by się stamtąd wyprowadził. W obecności prawników anulowano wszelkie pełnomocnictwa, zażądano od mężczyzny zwrotu zaginionej biżuterii oraz trzech telefonów komórkowych kupionych przez Rafała na nazwisko aktorki.
I choć dziennikarz zniknął z jej życia raz na zawsze, artystka psychicznie nigdy się po tym ponurym incydencie nie podniosła.
***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd: