Irena Kwiatkowska wielokrotnie otarła się o śmierć. Tylko cudem dożyła do 98 lat: "Poprosiłam Pana Boga, żeby pozwolił mi wrócić"
Irena Kwiatkowska, która bez wątpienia była jedną z najmocniej kochanych przez widzów polskich aktorek wszech czasów, często mówiła w wywiadach, że nie boi się śmierci. Doskonale wiedziała, że gdy na zawsze zamknie oczy, trafi do nieba. Była o tym przekonana, bo... przeżyła własną śmierć!
Choć od śmierci Ireny Kwiatkowskiej 3 marca minie już 12 lat, wciąż żyje we wspomnieniach ludzi, którzy ją kochali za jej kreacje Grała m.in. w serialach "Wojna domowa" i "Czterdziestolatek", filmach "Hallo Szpicbródka" i "Rozmowy kontrolowane" oraz na scenie.
Aktorka dożyła sędziwego wieku (odeszła pół roku po swych 98. urodzinach), ale do końca była w niezłej formie. Całe życie miała obsesję na punkcie swojego zdrowia, a najbardziej bała się... chorób przenoszonych drogą płciową.
Fobii na punkcie wszelkiego rodzaju chorób, a szczególnie chorób wenerycznych, Irena Kwiatkowska nabawiła się w czasie wojny. Prowadziła nawet specjalny zeszyt, w którym zapisywała wszystko na temat zagrożeń wynikających z uprawiania seksu i nie chodziło jej wcale o ewentualność zajścia w niepożądaną ciążę (już jako młoda dziewczyna postanowiła, że nie będzie miała dzieci).
Zobacz też: Irena Kwiatkowska długo żyła w nieświadomości
Aktorka maniakalnie dbała o higienę, a ważniejsze od zdobycia jedzenia było dla niej zdobycie mydła i składników potrzebnych na produkcję kremu. Sama robiła mazidło, które - jej zdaniem - miało zbawienny wpływ na cerę. Z jej zapisków wynika, że co miesiąc wydawała 90 groszy na wazelinę, 10 groszy na parafinę, 9 groszy na zasadowy azotan bizmutu i 1 grosz na kwas borowy. Wiele lat później stwierdziła, że dzięki regularnemu wklepywaniu w twarz kremu, który robiła według własnej receptury, na zawsze pozbyła się piegów!
Pod koniec wojny aktorka - wiedząc, że kiedyś przecież wróci na scenę i że musi wtedy "wyglądać" - regularnie jeździła do Mińska Mazowieckiego, gdzie można było "zaznawać upiększających kąpieli w owsiance". Irena Kwiatkowska do końca swych dni uchodziła za okaz zdrowia. Nie kryła jednak, że śmierć parę razy zajrzała jej w oczy, a raz nawet... umarła.
Aktorka, która debiutowała na scenie kilka lat przed wybuchem II wojny światowej, przez niemal całą okupację występowała w oblężonej Warszawie, ale nie bała się też stawać do walki z nazistami. W powstaniu warszawskim jako "Katarzyna" - bo taki miała pseudonim - pełniła rolę łączniczki w sztabie grupy "Północ".
"Nocowałam w maglu na Bednarskiej na parapecie. To było dobre łóżko. Tylko bardzo niebezpieczne, bo wiadomo - odłamki. Ale byłam tak zmęczona, że było mi wszystko jedno, co będzie" - wyznała autorowi książki "Irena Kwiatkowska i znani sprawcy", wspominając tamten czas.
W czasie powstania życie Ireny Kwiatkowskiej wiele razy zawisło na włosku. Kiedyś, gdy biegła z meldunkiem po Krakowskim Przedmieściu, nad głową przeleciał jej szrapnel, czyli pocisk artyleryjski używany do rażenia ludzi. Myślała, że to koniec... Na szczęście nic się jej nie stało, ale zaraz potem, w miejscu, do którego miała dostarczyć "papiery" od swego dowódcy, wpadła na gestapowców.
"Otworzyłam drzwi, a tam ciemno od hitlerowskich mundurów. Nawet mi w oczach nie zdążyło pociemnieć, tak pryskałam. Zatrzasnęłam drzwi i w nogi. Coś tam załomotało za tymi drzwiami, ale udało mi się uciec" - wspominała na kartach biografii.
Pod koniec życia, będąc tuż po dziewięćdziesiątce, Irena Kwiatkowska - jak sama później mówiła - umarła i ożyła. Podczas jednej z wizyt na rutynowych badaniach w szpitalu nagle straciła przytomność. Okazało się, że doszło do zatoru... Lekarze postawili już na niej krzyżyk i stwierdzili śmierć, gdy nagle otworzyła oczy.
"Doświadczyłam śmierci. Trafiłam do nieba, ale nie chciałam jeszcze w nim zostać. Poprosiłam Pana Boga, żeby pozwolił mi wrócić" - opowiadała później na Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach Bohdanowi Gadomskiemu z "Angory".
To, że aktorka przeżyła śmierć kliniczną, potwierdził niedawno jej biograf Marcin Wilk: "Organizm Ireny, choć wyczerpany i wyniszczony, jest wyjątkowo silny. Ma jeszcze siłę, by nabrać oddechu w płuca, odmówić modlitwę. Przeżyje śmierć kliniczną, wróci do życia..." - napisał w poświęconej Irenie Kwiatkowskiej książce "Żarty się skończyły".
Ostatnie lata swojego życia ulubienica Polaków spędziła w Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie.
"Wydaje mi się, że znalazłam receptę na długie życie w dobrej kondycji" - powiedziała w wywiadzie dla "Tele Tygodnia" i dodała, że optymizm, pogoda ducha i życzliwość dla ludzi to cechy, które ciągle nie pozwalają się jej zestarzeć.
Irena Kwiatkowska, pytana, czy boi się śmierci, żartowała, że jest nie do zdarcia, a poza tym... była już w zaświatach i wie, że nie ma się czego bać. Gdy 3 marca 2011 roku poczuła, że zbliża się koniec, po prostu zamknęła oczy. Nie miała siły, by po raz kolejny walczyć ze śmiercią...
Zobacz też:
Irena Kwiatkowska jako astronautka! Spełniono jej marzenie o locie na Księżyc