Reklama
Reklama

Irena Santor latami nie mogła uwolnić się od tego. Chcieli ją zlinczować

Kiedy obiecująca piosenkarka zginęła w wypadku samochodowym, fani chcieli zlinczować jej męża oraz Irenę Santor. Co tak naprawdę łączyło tych dwoje?

Gdy Ludmiła Jakubczak (†22) pojawiła się na I Międzynarodowym Festiwalu Piosenki Sopot ’61, nikt nie przypuszczał, że młodziutka wokalistka z Warszawy wyśpiewa sobie wielki sukces. Jej niezwykle dojrzałe, pełne ekspresji, bluesowe wykonanie utworu "Alabama" sprawiło, że otrzymała nagrodę za interpretację, zostając ulubienicą publiczności.

Z dnia na dzień stała się gwiazdą, wymienianą obok Sławy Przybylskiej czy Ireny Santor. Niestety, fanom nie dane było w pełni poznać jej talentu... 5 listopada wraz z mężem, a zarazem kompozytorem i jej opiekunem artystycznym Jerzym Abratowskim, pojechała do Łodzi na nagranie programu telewizyjnego "Muzyka łatwa, lekka i przyjemna".

Reklama

Udany występ świętowała wieczorem z mężem i przyjaciółmi na kolacji w Grand Hotelu. Przed godz. 21 małżonkowie wraz ze znajomą Ireną Santor postanowili wrócić do Warszawy. Na nic zdały się prośby biesiadników, którzy próbowali odwieść ich od tego pomysłu z powodu pierwszego w tym roku śniegu i ograniczającej widoczność mgły.

Zaledwie 35 km od stolicy, przed Błoniem, Citröen prowadzony przez Abratowskiego wpadł w poślizg, a następnie uderzył w drzewo. Ludmiła miała poważny uraz głowy - złamanie podstawy czaszki. Umarła w drodze do szpitala.

Mąż piosenkarki i Irena Santor wyszli z wypadku bez poważniejszych obrażeń. I właśnie to sprawiło, że musieli zmierzyć się z absurdalnymi plotkami. Sugerowały one, że oboje ukartowali to zdarzenie, bo nie byli już w stanie dłużej ukrywać łączącego ich uczucia i postanowili pozbyć się Ludmiły. Nie brakowało takich, którzy uwierzyli w te brednie i pragnęli linczu.

Czytaj dalej na następnej stronie...

Po pogrzebie Lusi na warszawskich Powązkach samochód, którym Jerzy Abratowski chciał wracać do domu, został szczelnie otoczony kordonem rozsierdzonych fanów, którzy krzyczeli "morderca". Gdyby nie pomoc milicji, nie udałoby mu się odjechać spod cmentarza. Irena też musiała zmierzyć się z przykrymi incydentami. Miała psychofankę, która chciała ją zabić.

- Ta dziewczyna ubrdała sobie, że to ja spowodowałam śmierć Ludmiły - wspominała pierwsza dama polskiej piosenki.

Jerzy nigdy nie pogodził się ze śmiercią ukochanej żony. Nigdy też nie wyzbył się wyrzutów sumienia, choć tej tragicznej nocy był trzeźwy. W drugiej połowie lat 60. wyjechał do USA. - Ostatni raz rozmawiałam z nim w Ameryce w 1979 r. - wspomina Sława Przybylska. - Zapytałam: "Wrócisz do Polski?". Posmutniał i odpowiedział: "Po co? Żeby umrzeć na grobie Lusi?".

Śmierć dopadła go 10 lat później. Zginął w Los Angeles trafiony przypadkową kulą podczas napadu bandytów na bank. Irena latami nie mogła uwolnić się od traumy po stracie koleżanki. Dziś ma 81 lat i żyje razem ze swoją wielką miłością Zbigniewem Korpolewskim.

***

Zobacz więcej materiałów o gwiazdach:

Na żywo
Dowiedz się więcej na temat: Irena Santor
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy