Irena Santor wiele zawdzięcza Annie Dymnej. Dopiero niedawno o tym opowiedziała!
Ostatni rok był dla Ireny Santor (85 l.) istnym koszmarem. Piosenkarka musiała zmierzyć się z pustką po śmierci ukochanego. Nie wie, jak by sobie poradziła, gdyby nie pomoc przyjaciółki...
"Żeby ten 2020 był lepszy, bo ten ostatni był trudny" – wyznała niedawno Irena Santor (sprawdź!), pytana, czego sobie życzy w nowym roku.
Nie jest tajemnicą, że artystka miała na myśli czas żałoby po śmierci swojego ukochanego, Zbigniewa Korpolewskiego, z którym spędziła 25 lat życia. Reżyser i prezenter zmarł pod koniec 2018 r. po długiej, poważnej chorobie serca.
Piosenkarka bardzo to przeżyła i na pewien czas zawiesiła koncerty.
"Staram się być dzielna, ale jest mi bardzo trudno. Proszę wszystkich o wybaczenie, bo w najbliższym czasie znacznie ograniczę swoją aktywność" – mówiła wtedy.
Na szczęście artystka pozbierała się i już wiosną wróciła na scenę. Kto jej w tym pomógł?
Razem w godzinie próby
Teraz okazuje się, że było to możliwe dzięki pomocy Anny Dymnej (68 l.).
"Pani Anna bardzo wspierała ją w tych trudnych dniach. Dzwoniła do niej, spotykały się. Wiele godzin razem rozmawiały. Dzieliła się z nią swoim doświadczeniem żałoby po śmierci męża. Przecież po odejściu Wiesława jej świat się zawalił, a ona nie wyobrażała sobie życia bez niego. Doskonale wie, co czuła przyjaciółka" – zdradza w rozmowie z „Na żywo” znajoma obu artystek.
Wsparcie aktorki okazało się bezcenne, Irena Santor odzyskała dawną radość życia. Docenia jej bezinteresowną pomoc.
"Gdyby nie Ania, to wiele spraw nie byłoby takich łatwych u mnie, jak się stały. Kocham Anię nad życie. Życzę jej wszystkiego najlepszego. Jest dla mnie wielkim przykładem. I pomocą" – wyznaje Santor.
Ich ścieżki przecięły się 20 lat temu, ale Anna zna piosenkarkę od... dzieciństwa. W jej domu rodzice często słuchali jej piosenek, które śpiewała w „Mazowszu”, a potem zaczęła solową karierę. Anna ma sentyment do starszej koleżanki z tych czasów, wciąż pamięta adapter, który odtwarzał szlagiery, takie jak choćby „Ej, przyleciał ptaszek”.
Gdy kilkanaście lat temu aktorka zaczęła organizować Festiwal Zaczarowanej Piosenki dla utalentowanych niepełnosprawnych, podopiecznych jej fundacji „Mimo wszystko”, nie miała wątpliwości, kogo poprosi o opiekę artystyczną.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Irena zgodziła się bez wahania. Przez 15 lat organizowania imprezy piosenkarka tylko raz, w zeszłym roku z powodu choroby, nie mogła dojechać do Krakowa.
"Dzwoniłam jeszcze wczoraj do Ireny, miałam nadzieję, że będzie mogła do nas przyjechać. Niestety, lekarze odradzili jej podróż ze względu na stan zdrowia. Musimy to zaakceptować. Zawsze wiedziałam, że mogę na nią liczyć. To był już festiwalowy rytuał: wchodziła na scenę, witała gości i wykonawców, wypuszczała gołąbka. Trudno wyobrazić sobie, by było inaczej" – opowiadała wówczas smutno Anna.
Ale, gdy latem Telewizja Polska nagrywała specjalny odcinek programu „Jaka to melodia?”, poświęcony Irenie Santor z okazji jej jubileuszu, Anna z radością zgodziła się wziąć w nim udział. Cieszyła się, że przy okazji spotka się z Ireną.
I tak się też stało. Dziś obie artystki są sobie bliskie jak nigdy przedtem.
***