Iwona i Gerard z "Sanatorium miłości" już po zaręczynach?
Iwona Mazurkiewicz (61 l.) po udziale w "Sanatorium miłości" cieszy się ogromną popularnością. Jak mówi, ludzie podchodzą do niej na ulicy i gratulują. Czy z Gerardem udało jej się stworzyć związek?
Pojawienie się atrakcyjnej blondynki w programie wywołało poruszenie. Iwona Mazurkiewicz z Radomska po rozwodzie, śmierci drugiego męża oraz ciężkiej chorobie zaczęła wreszcie myśleć o sobie. "Rewii" opowiada, dla kogo jej serce mocniej zabiło i skąd czerpie życiową energię.
Dużo się zmieniło dzięki programowi w pani życiu?
Iwona Mazurkiewicz: - Zawsze byłam otwarta na ludzi. Jestem typem gaduły. W moim rodzinnym Radomsku prowadziłam sklep kosmetyczny, zna mnie tam wielu ludzi. Ponadto na Uniwersytecie Trzeciego Wieku wystawiamy układy taneczne, z którymi jeździmy po innych miastach, dlatego ludzie mnie kojarzą. Teraz jednak widzę, że stałam się osobą medialną. Ciągle spotykam ludzi w sklepach, na ulicy, którzy mówią: O, jest nasza gwiazda, nasza Iwonka! Ludzie do mnie lgną, bo czują ciepło, które im przekazuję.
W programie poznała pani Gerarda. Czy to prawda, że się pani oświadczył?
- Też słyszałam takie plotki, ale to nieprawda. Tak samo, jak nie jest prawdą, że razem zamieszkaliśmy.
Ile czasu musi upłynąć, zanim człowiek wyjdzie z życiowego dołka?
- Z pierwszym mężem byłam przez 21 lat. Nasi synowie urodzili się z poważnymi wadami serduszek. Łukaszek zmarł, gdy miał 16 miesięcy. Nie byłam nawet na pogrzebie, bo leżałam w szpitalu. Marcinka natomiast, natychmiast po urodzeniu, zabrano do kliniki. Drugie życie dostał w Holandii. Dzisiaj ma prawie 40 lat. Jest zdrowy, choć nie może uprawiać wyczynowo sportów. Jest fajnym ojcem i mężem. Cieszę się, że mój wnuczek ma zdrowe serce.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Nie dokucza pani samotność?
- Jestem sama, ale nie jestem samotna. Mam dla kogo żyć. Ale los rzeczywiście potrafi być okrutny. Po rozwodzie spotkałam Janusza. Pobraliśmy się. To był dla mnie najpiękniejszy czas. Byłam z mężczyzną, który troszczył się o każdą sferę mojego życia. Ta miłość była wzajemna, pełna troski, szacunku, dbania o siebie. Nakręcaliśmy się pozytywnie. Teraz już potrafię o tym mówić bez łez, ze spokojem. Ale przez długi czas po jego odejściu modliłam się o własną śmierć. Nie umiałam sobie poradzić. Byliśmy razem 7 pięknych lat, zmarł na raka prostaty z przerzutami do kości. Przez 3 tygodnie po jego śmierci pisałam wiersze. Jeden z nich wyryłam na jego grobie...
Wykorzysta pani swoje pięć minut sławy?
- Oczywiście! Chcę pokazać, że senior może być szczupły, wysportowany, zadbany, pogodny, umiejący korzystać z życia. Mam propozycję udziału w pokazie mody, chciałabym wystąpić w jakimś programie telewizyjnym. Kocham taniec, więc może jakieś taneczne show? Niczego nie wykluczam.