Iwona Pavlović porzuciła wszelką nadzieję ws. swojej emerytury. W porę zareagowała
Iwona Pavlović (61 l.) nie należy do celebrytów, lubiących żyć ponad stan, w każdym razie póki nie dostaną wyliczenia z ZUS-u. Wręcz przeciwnie, zamiast żalić się na wysokość prognozowanej emerytury, postanowiła wziąć los w swoje ręce. Dzięki temu, jak wyznała w najnowszym wywiadzie, ma zabezpieczoną przyszłość.
Iwona Pavlović lubi podkreślać w wywiadach, że doskonale zna wartość pieniędzy. Jak wyznała niedawno w rozmowie z Pomponikiem, intuicyjnie czuje, w co warto zainwestować, a jakie wydatki można porównać do wyrzucania pieniędzy przez okno.
Takiej kalkulacji nauczyły ją lata spędzone w Londynie, dokąd pojechała doskonalić talent taneczny pod okiem najlepszych specjalistów. Nie miała wtedy grosza przy duszy, na utrzymanie zarabiała sprzątaniem i wszystko, co zarobiła, wydawała na lekcje tańca. Jednocześnie skąpiła na wszystko inne. Jak wspominała w wywiadzie dla Pomponika:
„Potrafiłam wydać 16 funtów na lekcję tańca, ale napój za 50 pensów po treningu piliśmy z moim partnerem na spółkę”.
Pavlović nie ukrywa, że przed otrzymaniem propozycji sędziowania z „Tańcu w gwiazdami” żyła raczej skromnie. Jednak, jak często powtarza w wywiadach, m.in. dla Pomponika, jej siłą napędową zawsze była pasja.
Po zakończeniu tanecznej kariery, ale jeszcze przed czasami telewizyjnej popularności, prowadziła szkołę tańca i dzięki uprawnieniom sędziowskim dwóch tanecznych organizacji międzynarodowych, sędziowała międzynarodowe turnieje taneczne, w tym mistrzostwa Europy i świata.
Nadal zresztą tym się zajmuje. Jak wyznała Pavlović w tygodniku „Wprost”, propozycja z TVN-u odmieniła jej życie:
"Zmieniła się moja sytuacja finansowa, bo moje gaże urosły. To bardzo ważny aspekt ekonomiczny".
Wiosną 2005 roku Iwona Pavlović zasiadła za stołem jurorskim, obok Zbigniewa Wodeckiego, Piotra Galińskiego i Beaty Tyszkiewicz. To właśnie ona stała się dla Pavlović wzorem, jak zachować się w tej nowej sytuacji. Jak wspomina jurorka „Tańca z gwiazdami” w rozmowie z „Wprost”:
"Beatka mnie uczyła, jak podchodzić do zmian w życiu. Często śmieję się, że popularność zmieniła jeszcze jedną rzecz w moim życiu: albo mam coś za darmo, albo za drogo. Czasem dostaję coś w prezencie, a czasem ceny są dla mnie podniesione. W warzywniaku zdarza się, że dostaję lepsze jabłuszka czy truskaweczki”.
Pavlović zapewnia, że popularność ani pieniądze nie przewróciły jej w głowie. Nadal uważa, że jeśli się samej o coś nie zadba, to się nie będzie miało, bo nic samo z nieba nie spada. Takie właśnie ma podejście do emerytury. Jak wyznała, zawczasu zadbała o swoją przyszłość:
„Jestem poukładana i lubię mieć świadomość, że jestem finansowo zabezpieczona. Nigdy nie pracowałam na etacie i prowadzę od zawsze własną działalność gospodarczą, więc miałam świadomość, że emerytura nie będzie za wysoka i stąd mój pomysł inwestowania swoich dochodów”.
Przed wiele lat modne było wśród celebrytów narzekanie na niskie emerytury, aż wreszcie ówczesna prezeska ZUS-u straciła cierpliwość. Wyjaśniła bez owijania w bawełnę, że zależność między wysokością odprowadzanych składek a emeryturą nie jest wiedzą tajemną. A już zwłaszcza powinni ją pojąć artyści, uważający się za wszechstronnie uzdolnionych i obytych w świecie.
Od tamtej pory publiczne żalenie się na konieczność „pracy do śmierci” przestało spotykać się ze zrozumieniem ze strony Polaków. Wręcz przeciwnie, wywołuje niewygodne pytania na przykład o wieloletnie szastanie pieniędzmi czy życie ponad stan. Pavlović, jak zapewnia, ma do tego racjonalne podejście:
"Marka kompletnie nigdy mnie nie interesowała i nie interesuje. Nie muszę mieć Diora czy Gucci. (...) Ja zagranicznych metek mieć nie muszę. Noszę dużo polskich firm. A za cenę torebki wolę razem z mężem pojechać na wycieczkę".
Czyli całkiem inaczej niż Zenek Martyniuk...
Zobacz też:
Iwona Pavlović po latach powiedziała prawdę o Tyszkiewicz. Do tej pory tylko się domyślano
Co za sceny sceny po zakończeniu odcinka „TzG”. Conan podszedł do Pavlović i się zaczęło