Reklama
Reklama

Iwona Wieczorek zginęła z rąk bliskiej osoby. Były inspektor niespodziewanie ujawnia treść akt. To przełom?

Sprawa zaginięcia Iwony Wieczorek, mimo że upłynęło od niego już 13 lat, wciąż jest obiektem niezliczonych spekulacji, domysłów i teorii. Śledczy nie tracą nadziei na rozwikłanie zagadki zniknięcia 19-letniej gdańszczanki i kontynuują dochodzenie. Tymczasem o komentarz do sprawy pokusił się były dyrektor biura kryminalnego Komendy Głównej Policji, insp. Marek Dyjasz. Mężczyzna, który przed laty prowadził śledztwo, twierdzi, że dobrze wie, kto odpowiada za śmierć dziewczyny.

Iwona Wieczorek: zaginięcie

Iwona Wieczorek po raz ostatni była widziana 17 lipca 2010 roku. To właśnie tego dnia o godz. 4:12 przy wejściu na plażę nr 63 kamera monitoringu zarejestrowała 19-latkę zmierzającą w kierunku domu. Zgodnie z ustaleniami śp. Janusza Szostaka, niedługo później Iwona Wieczorek najprawdopodobniej została wciągnięta do samochodu w okolicach wyjścia z Parku Reagana.

Reklama

Dziennikarz śledczy podejrzewał, że w pojeździe mógł znajdować się były partner zaginionej, a zarazem jej kuzyn, Patryk G. oraz jego kolega. Za tą hipotezą przemawiał fakt, że przesłuchiwany mężczyzna wielokrotnie gubił się w zeznaniach i podawał kilka różnych wersji tego, co robił w nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku. Wątpliwości budziły przede wszystkim podawane przez niego godziny powrotu do domu oraz przejażdżki samochodowe po okolicy. Scenariusz Janusza Szostaka potwierdziło wielu jasnowidzów. Współpracujący z dziennikarzem specjaliści podkreślali, że sprawca musiał znać Iwonę Wieczorek.

Kilka dni temu ukazał się reportaż stacji TVN "Co mówi nam telefon Iwony Wieczorek?", w którym reporterzy po raz kolejny próbowali ustalić, co tak naprawdę przydarzyło się 19-latce feralnego dnia.

Premiera filmu zbiegła się z zatrzymaniem Pawła P., który w nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku bawił się wraz z Iwoną w Dream Clubie. Mężczyźnie, który w przeszłości był podejrzewany o mataczenie, postawiono zarzut działania w zorganizowanej grupie przestępczej. 

W materiale TVN-u natomiast przypomniano treść ostatniej rozmowy dziewczyny z matką, jak również pokazano ostatnie esemesy, które wysłała do znajomych. Autorzy reportażu zwracali uwagę na to, że w sprawie za pomocą wariografu zostało przesłuchanych aż 40 osób. Co ciekawe, żaden z podejrzanych nie przeszedł testu pozytywnie.

Iwona Wieczorek: śledztwo

Przed laty w badanie sprawy zaginięcia Iwony Wieczorek zaangażowany był insp. Marek Dyjasz, który działał z ramienia Komendy Głównej Policji. Pracował wówczas w biurze kryminalnym KGP i zajmował się analizowaniem materiałów. Po latach mężczyzna zwraca uwagę na to, że spora część przesłuchiwanych mogła nie pamiętać wydarzeń z nocy z 16 na 17 lipca ze względu na wypity wcześniej alkohol. Nie podlega jednak wątpliwości, że duża grupa osób z otoczenia zaginionej Iwony kłamała.

"Pamiętajmy, że to był okres wakacyjny, ogólne rozluźnienie. To było młode towarzystwo, pod wpływem alkoholu. W późniejszych przesłuchaniach niektóre osoby próbowały nadbudowywać pewne luki, które miały w pamięci. A niektórzy po prostu kłamali i robili to od początku" — tłumaczył w wywiadzie dla Onetu, Marek Dyjasz.

Policjant jest jednak daleki od snucia przypuszczeń "co by było, gdyby..." Uważa, że do niepowodzenia w śledztwie doprowadziła przede wszystkim opieszałość służb.

"To, że na początku postępowania niektóre czynności zostały zbyt późno wykonane, spowodowało to, co teraz mamy. Ale ja nie chcę po 12 latach wyrokować, że gdybyśmy my jako Komenda Główna wzięli tę sprawę, to byśmy na pewno wykryli sprawcę. Być może nie" - mówił kilka miesięcy temu Marek Dyjasz.

Iwona Wieczorek zginęła z rąk bliskiej osoby?

Były inspektor już lata temu uważał, że koledzy i koleżanki Iwony Wieczorek nie mówią prawdy. Jest to spójne z ustaleniami Janusza Szostaka, który w książce "Kto zabił Iwonę Wieczorek" ujawnił, że niektóre osoby do dziś otrzymują pieniądze za milczenie

"Ja już wcześniej mówiłem, że całe to towarzystwo kłamie. Nie, że są w zmowie milczenia ze sobą. Jedni kłamali, by się wybielić. Inni, by wybielić Iwonę Wieczorek. Na samym początku to był główny problem, bo przy takich zeznaniach trudno stworzyć portret psychologiczny samej Iwony" — twierdzi Marek Dyjasz, cytowany przez Onet.

Janusz Szostak podejrzewał, że sama Iwona Kinda, czyli matka Iwony Wieczorek wie, co stało się z jej córką. Marek Dyjasz nie jest tak radykalny w swoich stwierdzeniach, ale nie kryje oburzenia wobec wypowiedzi matki zaginionej, która wielokrotnie krytykowała działania służb.

"Słuchałem tej wypowiedzi matki Iwony Wieczorek, że policja zachowała się tu zbyt łagodnie i nie docisnęła młodzieży. Nie bardzo mi się to sformułowanie spodobało. No bo jak docisnąć? Co policja miała zrobić? Za moment by się pokazały informacje, że policjanci wymuszali zeznania. Nie na tym to polega. Takie naginanie faktów nie zbliża nas do prawdy. A to i tak później wychodzi w sądzie i mamy niesłuszne oskarżenia, czy skazania. I później jest ogólny blamaż" — mówi Marek Dyjasz w rozmowie z Onetem.

Policjant unika dzielenia się własnym zdaniem na temat sprawcy zaginięcia Iwony Wieczorek, jednak nie ma wątpliwości, że musiał on znać 19-latkę.

"To nie był przypadkowy sprawca. W zdecydowanej większości starych, nierozwiązanych spraw, reguła jest następująca: sprawcę można znaleźć w pierwszym tomie akt. Uważam, że podobnie jest w sprawie Iwony Wieczorek" - podsumowuje Marek Dyjasz, cytowany przez Onet.

Zobacz też:

Znajomy Iwony Wieczorek z zarzutami! Mógł należeć do zorganizowanej grupy przestępczej!

Sensacja ws. Iwony Wieczorek. Matka Iwony odebrała telefon. Usłyszała, kto zabił jej córkę!

Sprawa Wieczorek. Paweł P. nie trafi do więzienia. Wiadomo, kto wpłacił kaucję

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Iwona Wieczorek | Janusz Szostak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy