Jacek Bazan: Moim biologicznym ojcem jest Krzysztof Materna. Brakowało mi go
Podobieństwo między nimi jest uderzające. Ale nawet gdyby nie było, wyniki testu na ojcostwo wykluczyły pomyłkę!
Jeszcze do niedawna życie 68-letniego Krzysztofa Materny biegło utartym, spokojnym torem i niczego mu do szczęścia nie brakowało. Satyryk od wielu lat ma u swego boku ukochaną, młodszą o 21 lat żonę Magdę, spełnia się też jako ojciec syna Michała i córki Matyldy, zaś emocji dostarcza mu głównie gra w golfa.
Nie zawsze był jednak taki stateczny. W autobiografii "Przygody z życia wzięte" wyznał, że przed laty, jako student Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, zachłysnął się wolnością, również seksualną. Teraz okazało się, że po tamtym szalonym okresie w życiu został mu niespodziewany spadek - 49-letni obecnie syn, dziennikarz Jacek Bazan. Krzysztof Materna nie wyparł się go, ale na razie nie zabiera publicznie głosu w tej sprawie. Porozmawiać udało się za to z synem Jackiem.
Twoje Imperium: Dlaczego dopiero jako dojrzały człowiek zdecydował się pan dowiedzieć, kto jest pana biologicznym ojcem?
Jacek Bazan: - Całe życie myślałem, że moim ojcem jest człowiek, który zostawił mnie i mamę, gdy miałem kilka miesięcy. Byłem przekonany, że nie uznał mnie jako syna. Dopiero gdy brałem ślub w urzędzie stanu cywilnego, dowiedziałem się, że ten człowiek nie jest moim ojcem, ponieważ mnie nie uznał formalnie. Do poznania prawdy skłoniły mnie też słowa nieżyjącej już przyjaciółki mojej mamy, która powiedziała mi, że mama zwierzyła się jej, że moim ojcem jest ktoś znany.
Bał się pan tej rozmowy z matką?
- Trochę się wahałem, czy powinienem ją odbyć. Ale żona przekonała mnie, że jeśli tego nie zrobię, w przyszłości mogę tego żałować. Porozmawiałem więc z mamą i dowiedziałem się, jakie mogły być okoliczności mojego poczęcia. Nie zapytałem, dlaczego nie powiedziała panu Krzysztofowi o tym, że może być z nim w ciąży.
A znając już prawdę, nie zwlekał pan z nawiązaniem kontaktu z Krzysztofem Materną.
- Nie, nie zwlekałem. Poprosiłem go o spotkanie. Powiedziałem, że nie jest to sprawa na telefon. On nalegał, żebym powiedział, w jakiej sprawie chcę się spotkać. Wówczas odpowiedziałem, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że jest moim ojcem. Spotkaliśmy się i porozmawialiśmy. Było przyzwoicie i sympatycznie. Zgodził się poddać testowi na ustalenie ojcostwa, ponieważ widział we mnie chłopaka, któremu bardzo zależy na odnalezieniu prawdziwego ojca. Chociaż był w szoku, to z sympatią odniósł się do całej sytuacji.
Kiedy badania potwierdziły ojcostwo pana Materny?
- Kilka miesięcy temu, jesienią ubiegłego roku.
Gdy zobaczył wynik, był zakłopotany?
- Gdy poznał wynik badania, był w jeszcze większym szoku. Ja podobnie. Naturalnie, jeszcze przed badaniami zapewniłem go, że nigdy nie będę miał żadnych roszczeń w stosunku do niego i jego rodziny. Nie miał więc najmniejszych powodów do obaw.
Liczy pan na to, że zbliżycie się teraz do siebie?
- Pewnie każdy na moim miejscu chciałby, żeby ta znajomość była jakoś podtrzymana. Natomiast - i tutaj proszę mnie dokładnie zacytować - nikt nie ma prawa wchodzić z buciorami do obcej rodziny. Pchać się tam na siłę. To prawda, że pan Krzysztof jest moim ojcem, ale prawdziwe więzi między ludźmi tworzą się w trakcie wspólnego życia i spędzania czasu. Obaj jesteśmy dojrzałymi mężczyznami, nikt nikomu nie będzie rzucać się na szyję. Nie wiem, czy nasze relacje się zacieśnią, czy może pozostaniemy dla siebie obcymi ludźmi. Pan Krzysztof, o ile mi wiadomo, ma wspaniałą rodzinę, znakomicie się z nią czuje, jest po prostu szczęśliwy. Ja życzę im wszystkim zdrowia i szczęścia.
Czy fakt, że odnalazł pan ojca, zmieni coś w pana życiu?
- Nie, nic się nie zmieni. Mam wspaniałą żonę, supercórkę, jesteśmy bardzo szczęśliwi razem. Obecnie po prostu wiem, kto jest moim ojcem, i tyle. Czuję duży spokój, ale moje życie toczy się dalej.
Jak rozumiem, wychowywała pana tylko matka. Czy dotkliwie odczuwał pan brak ojca?
- Brakowało mi go wiele razy, zarówno w dobrych chwilach, jak i złych. Zazdrościłem innych chłopakom, że przychodzą z ojcami na boisko pograć w piłkę. A gdy coś nawywijałem, myślałem sobie: "co ja najlepszego zrobiłem! Gdyby mi ojciec porządnie przywalił w dupę, to bym tak nie postąpił". Co pewien czas takie myśli się pojawiały.
Zastanawia się pan czasami, jak by było, gdyby matka powiedziała Krzysztofowi Maternie, że spodziewa się jego dziecka?
- Owszem, takie pytania pojawiały się w mojej głowie - co by było, gdyby powiedziała mu prawdę. Mógłbym z panią teraz nie rozmawiać, bo by mnie na przykład nie było albo też pan Krzysztof wziąłby na siebie odpowiedzialność za utrzymanie rodziny i dziś byłby emerytowanym górnikiem, a nie doskonałym satyrykiem.
Nie ma pan żalu do losu, że sprawy potoczyły się niefortunnie?
- Nie mam żalu do nikogo, tak się życie potoczyło. Akceptuję to. Cieszy mnie każda chwila mego życia, niczego nie żałuję. Fascynujące jest też to, że pan Krzysztof przez wiele lat pracował w mediach, produkował imprezy i je prowadził, a ja przez wiele lat w życiu robiłem dokładnie to samo. Geny?
Rozmawiała: Magdalena Ziętkiewicz