Jacek Borkowski: Jego dzieci nadal nie mają kontaktu z krewnymi
Kiedy otwierał zaadresowany do niego list z Sądu Rejonowego w Wołominie, czuł lekki niepokój. Jacek Borkowski (59 l.) już od końca stycznia czekał na uzasadnienie wyroku w sprawie ustalenia kontaktów syna Jacka (16 l.) i córki Magdaleny (13 l.) z ich babcią Barbarą i ciotką Adrianą.
- Sędzia uznał, że nie może nakazać nastolatkom rozmawiania i widywania się z krewnymi i odrzucił ich roszczenia. Ale rodzina mojej zmarłej żony Magdaleny nie chciała się pogodzić z tą decyzją - wyjaśnia tygodnikowi "Na żywo" artysta.
Otrzymane przez Jacka pismo potwierdza, że sytuacja rodzinna trwale zaburzyła więzi dzieci z Barbarą i Adrianą.
- Wprawdzie panie mogą się jeszcze odwoływać, ale liczę, że tego już nie zrobią i zrozumieją, że mam w domu dwoje nastolatków - podkreśla gwiazdor, przypominając, że przez dwa ostatnie lata jego dzieci wiele przeszły.
- Najpierw straciły matkę. Potem zostały okradzione z pamiątek po niej, a na koniec zmuszono je do zeznawania przed sądem - wylicza aktor.
Rodzinnych relacji nie poprawiła też sprawa o zwrot pożyczki, jaką Barbara Gotowiecka założyła byłemu zięciowi w Sądzie Rejonowym w Żaganiu.
Babcia dzieci uważa, że ma prawo dochodzić od Borkowskiego zwrotu pieniędzy, gdyż przed śmiercią Magdaleny na jej wyraźną prośbę zaciągnęła dla niej pożyczkę na kwotę 30 tysięcy złotych.
Obecnie, jako emerytka nie ma środków, by samodzielnie spłacać za nią raty. Dlatego ponownie wniosła pozew o odzyskanie pożyczonej kwoty. Egzekucja należności ma się odbyć z majątku, jaki dzieci odziedziczyły po matce lub zapłaci sam gwiazdor.
- Jak po takich przejściach dzieci mają w ogóle mieć ochotę na rozmowę z babcią i ciotką? One do końca będą pamiętać to, co się wydarzyło - mówi ze smutkiem Jacek.
- Sam też nie jestem w stanie zapomnieć. Nasze relacje są już nie do odbudowania - podsumowuje.
***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd: