Jacek Wójcicki opowiedział o koszmarze: Dwa lata żyłem w ciągłym strachu!
Jacek Wójcicki (55 l.) odetchnął z ulgą. Piekło i napięcie, w jakim żył przez ponad dwa lata, w końcu się skończyło!
- Padłem ofiarą stalkingu. Czułem się zaszczuty, żyłem w strachu - mówi "Życiu na Gorąco" krakowski aktor Jacek Wójcicki.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Na jednym z koncertów przedstawiono mu fankę Agatę, która po chwili poprosiła o wspólne zdjęcie. Od tego czasu nie odstępowała go na krok. Przychodziła na koncerty, przesyłała listy, maskotki.
- Początkowo nie byłem zaniepokojony. Wiele fanek okazuje mi w ten sposób sympatię - opowiada artysta. Sytuacja zaczęła się komplikować jesienią 2013 roku. Agata zdobyła adres idola.
Pan Jacek mieszka na strzeżonym osiedlu w Krakowie, więc czuł się bezpiecznie. Ale pomysłowość dziewczyny nie znała granic. Portierom przedstawiała się jako żona, kuzynka. Wpuszczano ją. Przesiadywała na klatce schodowej, dobijała się do drzwi mieszkania aktora.
- Wzywałem policję, ale ich interwencja nie przynosiła rezultatu. Spisywali Agatę, czasami odwozili ją na dworzec, bo mieszka poza Krakowem, ale wracała - opowiada Wójcicki.
Bywało, że to ona dzwoniła na policję. Przedstawiała się jako żona i skarżyła, że mąż Jacek nie chce wpuścić jej do mieszkania. Wzywała też pogotowie, mówiąc, że mąż zasłabł. Była jak duch. Potrafiła wejść nawet na imprezy zamknięte. Kiedy menedżer artysty chciał ją izolować, wywoływała awanturę lub wzywała policję, mówiąc, że jest on pod wpływem narkotyków.
Niedawno zapadł wyrok. Zdiagnozowano, że Agata cierpi na zaburzenia psychiczne. Skierowano ją na leczenie w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. - Moje zaufanie zostało zachwiane - mówi Jacek Wójcicki.
- Ta sytuacja nauczyła mnie dystansu wobec fanów. Jest mi przykro z tego powodu. Ale po tym, co przeżyłem, nie mogę pozbyć się lęku. Zachęcam inne ofiary, by stawiały czoło prześladowcom.