"Jadowite szczury" stracą tytuły książęce? "Król powinien to zrobić szybko"
Piers Morgan (57 l.) od kilku miesięcy daje do zrozumienia na Twitterze, że zachowanie Meghan Markle (41 l.) i księcia Harry’ego (38 l.) wznosi go na wyżyny słowotwórstwa i pobudza wyobraźnię. Do niedawna nazywał ich „Księżną Pinokio” i „Księciem Hipokrytą”. To już nieaktualne. Nowe określenie jest dużo bardziej malownicze…
Piers Morgan, wieloletni publicysta brytyjskich tabloidów: „The Sun”, „Daily Mirror” i „News of the World”, były juror „Britain’s Got Talent” i "America's Got Talent", od stycznia 2020 roku walczy na pierwszej linii „anty-sussexowego” frontu. Zgłosił się, można powiedzieć, na ochotnika, rzucając po ogłoszeniu „Megxitu” sarkastyczną uwagę, że brytyjska rodzina królewska stoczyła się do rangi kółka hobbystycznego, skoro można się z niej w dowolnym czasie wypisać.
Od tamtego czasu nie odpuszcza księciu i księżnej Sussex. Podczas ostatniego pobytu książęcej pary w Wielkiej Brytanii, dokąd przylecieli na zaproszenie organizatorów One Young World, opublikował w „The Sun” felieton miażdżący przemówienie Meghan Markle, w którym w ciągu siedmiu minut 54 razy wspomniała o sobie:
"Nawet jak na jej standardy to było zdumiewające, niedorzeczne i absurdalne. Ta kobieta poślubiła księcia-multimilionera, zrezygnowała z pracy, a teraz całkowicie żyje z gigantycznych dochodów wynikających z jego książęcego statusu, idzie tam, gdzie płacą najwięcej i ma czelność pouczać kogokolwiek w kwestiach ubóstwa i równości. Ona myśli, że kim, ku*wa jest, żeby tu w ogóle wracać, po tym całym gó*nie, którym radośnie obrzuca Wielką Brytanię, monarchię i rodzinę królewską?"
Zaapelował wtedy o odebranie Harry’emu i Meghan tytułów książęcych. Wtedy jeszcze żyła królowa Elżbieta II, więc apel nie został potraktowany poważnie. Po śmierci monarchini, której słabość do „czarnych owiec” rodziny, takich jak książę Andrzej czy książę Harry, była powszechnie znana, sytuacja zmieniła się.
Król Karol III, składając w brytyjskim parlamencie wniosek o zmianę składu Rady Stanu, zakładającą wyrzucenie z niej na pysk brata i syna, pokazał już, że nie zamierza się patyczkować z krewnymi, którzy kompromitują rodzinę.
Krótko po tym, jak Harry wyleciał z Rady Stanu, Netflix wyemitował sześcioodcinkowy serial „Harry i Meghan”, w którym książęca para walczy o współczucie opinii publicznej, kłopot tylko w tym, że robi to za pomocą manipulacji i przekłamań.
Dzięki temu zyskali u Morgana nowe przydomki: „Księżna Pinokio” i „Książę Hipokryta”, jednak po emisji drugiej części serialu, w którym książę Harry wprost zarzuca krewnym i brytyjskiej prasie, że kłamali na korzyść Williama i Kate, jednocześnie rzucając na pożarcie jego i Meghan oraz wymachuje telefonem, w którym rzekomo znajdował się bolesny w treści SMS od księcia Williama, ale go nie pokazuje, brytyjski dziennikarz uznał dotychczasowe określenia za niewystarczające. Jak napisał na Twitterze:
"Król Karol musi pozbawić te dwa jadowite szczury wszystkich tytułów i powiązań z rodziną królewską. Musi to zrobić szybko, zanim zniszczą monarchię".
Pogląd ten zdaje się zyskiwać w Wielkiej Brytanii coraz większą popularność. Wprawdzie taka decyzja wymagałaby zgody parlamentu, ale nie wydaje się, by przy obecnych nastrojach był z tym jakiś kłopot. Jednak jeden z królewskich ekspertów, chyba nie z tych najsławniejszych, bo nie został nawet wymieniony z nazwiska zauważył w rozmowie z amerykańskim portalem Page Six, że byłaby to broń obosieczna:
"Sussexowie stwierdziliby, że to akcja odwetowa i dowód na to, że nigdy nie byli mile widziani w rodzinie królewskiej". Nawet jeśli, to byłby to argument na chwilę. A utrata tytułów, na których zwłaszcza Meghan opiera całą swoją amerykańską karierę, bolałaby do końca życia…
Zobacz też:
Piers Morgan znów masakruje Meghan i Harry’ego. „Gorsi od Kardashianów”
Książę Harry manipuluje SMS-em od brata? Nie pokazał go, tylko stroił miny
"Harry i Meghan": Ostry atak na brata. Prawdziwa bomba w serialu Netfliksa