Reklama
Reklama

Jadwiga Barańska i Jerzy Antczak: Odnaleźli szczęście za oceanem?

Trudno o bardziej trwały związek w rodzimej branży filmowej. Aktorka Jadwiga Barańska (84 l.) i reżyser Jerzy Antczak (90 l.) w 2016 roku obchodzili diamentowe gody. Są ze sobą od 64 lat! I nigdy przez te lata nie stracili z oczu tego, co najważniejsze. Byli u szczytu popularności, kiedy w 1979 roku zdecydowali się wyjechać do USA. Dla aktorki oznaczało to pożegnanie z zawodem. Jak odnaleźli się za oceanem?

Zanim związali się na stałe, on oblał ją na egzaminie do łódzkiej filmówki. Był w szkole asystentem, a ona miała 17 lat, ważyła zaledwie 47 kilogramów i bardzo chciała zostać aktorką.

Kiedy stanęła przed komisją egzaminacyjną, uznał, że nie dosyć, że jest chuda, to jeszcze... brzydka i niezdolna. I że się na aktorkę nie nadaje!

Jadwiga jak niepyszna wróciła z Łodzi. Zaczęła pracować w zakładach dziewiarskich jako pani od kultury i oświaty. Ale po roku postanowiła znowu spróbować i stanęła przed komisją w Filmówce.

Reklama

I wtedy Jerzy Antczak zakochał się w niej do szaleństwa! Niebawem się pobrali. Przez pierwsze 3 lata małżeństwa z trudem wiązali koniec z końcem.

Mieszkali w Łodzi, w malutkim mieszkanku z mamą Jadwigi oraz z psem, kotem i krukiem na dokładkę.

- Teściowa sprzedawała nawet biżuterię, żebyśmy mieli z czego żyć. Bo ja do związku wniosłem niewiele: kapelusz, garnitur, 2 koszule na zmianę, 2 pary skarpetek i płaszcz z misia - śmieje się reżyser.

Po ukończeniu studiów pani Jadwiga dostała angaż do warszawskiego teatru. Mąż został w Łodzi. Tu miał swoje obowiązki. Na szczęście 5-letnia rozłąka nie zaszkodziła ich małżeństwu. Przetrwali.

Wreszcie pan Jerzy dołączył do żony i już nigdy się nie rozstali. Wkrótce urodził im się syn Mikołaj (55 l.), a kariera obojga nabrała tempa.

Pani Jadwiga zagrała w najgłośniejszym dziele męża - "Nocach i dniach". To był ogromny sukces. Film został obsypany morzem nagród, od Złotych Lwów w Gdańsku, po nominację do Oskara dla najlepszego filmu obcojęzycznego.

Za znakomitą rolę Barbary Niechcic, o pani Jadwidze usłyszano nawet poza granicami kraju.

Byli u szczytu popularności, kiedy w 1979 roku zdecydowali się wyjechać do USA. Dla aktorki oznaczało to pożegnanie z zawodem.

- Poczułam, że mam dług do spłacenia wobec bliskich. Wcześniej to oni robili wszystko, bym nie schodziła ze sceny. Dwa lata nie było mnie w domu, bo kręciłam serial. Nagle zrozumiałam, że to nie granie jest najważniejsze, ale rodzina - wspominała pani Jadwiga.

- Dobiegałem 50-tki, a wsiadając do samolotu lecącego do Los Angeles, miałem potworne wyrzuty sumienia. Od żony nie usłyszałem jednak wtedy żadnego słowa skargi - uzupełnia pan Jerzy.

Czytaj dalej na następnej stronie

Zaczynanie od nowa na obcej ziemi nie było łatwe. Pan Jerzy pisał teksty do reklam, pani Jadwiga pracowała w firmie handlowej. - Na początku było strasznie, tułaliśmy się po całej Ameryce - dodają oboje.

Wszystko się zmieniło, gdy Jerzy Antczak objął stanowisko doradcy kulturalnego w ambasadzie w Waszyngtonie. Kilka lat później został wykładowcą Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles. Wtedy przenieśli się do słonecznej Kalifornii.

- Ani razu nie dopadła mnie myśl: o Jezu, nie będę już grać i ludzie o mnie zapomną. No to zapomną! I co? Wielka sprawa! - mówiła wtedy aktorka.

Państwo Antczakowie wrócili na dłużej do kraju w latach 90. To wtedy pan Jerzy nakręcił film "Chopin. Pragnienie miłości". Współautorką scenariusza była pani Jadwiga, która po kilkudziesięciu latach wróciła na ekran w roli matki kompozytora.

Co jakiś czas para przyjeżdża do Polski, ale ich dom jest w USA w słonecznej Kalifornii. Tam także mieszka ich syn, z wykształcenia fizyk oraz ukochane wnuki.

- Dobrze nam za granicą. Jesteśmy już starszymi ludźmi, ale bez przerwy przyjeżdżamy do Polski, bo nie możemy bez niej żyć. To jest nasz kraj, tu płacimy podatki - twierdzą zgodnie.

- Nad oceanem nigdy nie miałam poczucia rozdarcia. Gdy wracam do Polski, to czuję się, jakbym w ogóle stąd nie wyjeżdżała. Dopóki żyją moi przyjaciele, będę przyjeżdżać. Z kolei w Ameryce jest nasz syn, a także środowisko, w które już mocno wrosłam. Poza tym czuję się spełniona i wciąż kochana - podkreśla pani Jadwiga.

- Ja z Polski nigdy nie wyjechałem. Opuściłem ją tylko fizycznie. Wewnętrznie wciąż jestem w kraju, który mnie ukształtował i któremu tak wiele zawdzięczam - dodaje reżyser.

Są przekonani, że gdyby nie pracowali razem, nie odnieśliby takiego sukcesu.

- Odkąd ją spotkałem, wszystko, czego się tknąłem, zawsze się udawało - mówi pan Jerzy.

- Jadzia jest do bólu sprawiedliwa. I lepiej zna się na ludziach niż ja. Ona mnie uzupełniała, ale nigdy nie narzucała swojego zdania. Jest uporządkowana. Zbiera papierki z ulicy, poprawia mnie, kiedy powiem coś niegramatycznie - dodaje.

Pani Jadwiga uważa, że rozmowa i szczerość to podstawa w związku. Nawet kłótnia jest potrzebna, bo oczyszcza.

- Wybuchamy na siebie, a potem zapominamy o tym. Nie daj Boże ciche dni! Nie wyobrażam ich sobie. To zabójstwo - mówi aktorka. - Jesteśmy jak para inwalidów, którzy o szczudłach idą przez życie, podpierając się nawzajem.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:

Rewia
Dowiedz się więcej na temat: Jadwiga Barańska | Jerzy Antczak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy