Jadwiga Jankowska-Cieślak była największym wsparciem dla męża
Kiedy ją zobaczył, głośno oświadczył, że zostanie jego żoną. I choć trudno było ją zdobyć, ujął ją uporem i konsekwencją. Ich miłość wielokrotnie była wystawiana na próbę. Najdotkliwszy cios przyszedł w 2013 roku...
W latach 70. spoglądała na nas z plakatów filmu "Trzeba zabić tę miłość". Chłopięca grzywka, przenikliwe spojrzenie i piękne usta. Nie było mężczyzny, którego nie intrygowałaby uroda zadziornej nastolatki. A Jadwiga Jankowska-Cieślak (67 l.), choć o to nie zabiegała, przyciągała jak magnes.
Jej pierwszą i jedyną miłością przez ponad 40 lat był aktor i reżyser teatralny Piotr Cieślak (†67 l.). - Pamiętam, kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Byłem po drugim roku i zgłosiłem się, żeby pomagać przy egzaminach wstępnych. Układałem teczki osobowe i wzywałem kandydatów na salę. Ona miała wtedy długie włosy. I te jej usta! Popatrzyłem i powiedziałem do sekretarki, która stała obok: to będzie moja żona - wspominał pan Piotr.
Chociaż ją sobie upatrzył, niełatwo było do niej podejść. Zawsze otoczona była wianuszkiem adoratorów, choć nie była typem słodkiego dziewczątka. - Chodziła ubrana w spodnie na szelkach, siadała na podłodze, czytała literaturę poważną. Typ intelektualistki. Szczególnie spodobała mi się w niej jedna cecha, którą ma do dziś. Nigdy się nie malowała. Jest po prostu naturalna, a w przypadku aktorek to rzadkość - opowiadał mąż pani Jadwigi.Ona też pamięta ich początki. - Miałam powodzenie, ale on był uparty i przystojny - uśmiecha się pani Jadwiga.
Pobrali się, kiedy była na czwartym roku studiów. - Wychodziłam za mąż jako 20-latka. Pamiętam swoją okropną suknię ślubną z żółtej krempliny. Założyłam ją, nie chcąc robić przykrości mamie, która z trudem zdobyła materiał i sama mi ją uszyła - wspomina aktorka.
Ten żółty kolor przyniósł im szczęście. Zamieszkali w wynajętym pokoju na Starym Mieście. Nie przelewało im się, dorabiali myjąc okna i sprzątając, jak większość studentów. Ona dziergała swetry, co lubi robić do dziś. On potrafił zrobić w domu wszystko. Typowa złota rączka. Do tego świetny kucharz.
Dwa lata później na świecie pojawiła się Zosia (45 l.), po 7 latach urodził się Jakub (38 l.). - A przed czterdziestką zafundowaliśmy sobie trzecie dziecko, Antka (27 l.). To stadko to nasz największy dorobek - mówiła szczęśliwa aktorka. Pan Piotr był wspaniałym ojcem, choć wymagającym. - Dzięki niemu dzieci wyszły na ludzi, bo ja byłam pobłażliwa - przyznała po latach aktorka.
Dobrali się jak w korcu maku. Oboje byli mało wylewni. - Emocje dość długo buzują u nas w ukryciu, ale jak wybuchną, to ratuj się kto może! Ale nauczyliśmy się z tym żyć. Trudne warunki na początku rodziły konflikty. Rozstawaliśmy się, wracaliśmy, były pląsy, były dąsy. To było intensywne, burzliwe, ale prawdziwe życie - mówiła pani Jadwiga.
- Zakochać się jest łatwo, ale przeżyć ze sobą kilkadziesiąt lat bardzo trudno - mówił pan Piotr. - Małżeństwo to rodzaj dyplomacji. Jadwiga jest przyjacielem. Można wybrać się z nią na rower, pogadać. Dużo podróżujemy, zwiedzamy. Kochamy Wenecję. Wszystkiego dorabialiśmy się wspólnie, niczego nie odziedziczyliśmy, nie dostaliśmy. Żona potrzebuje dużo ciszy. Dlatego trudno wyciągnąć ją do restauracji, o bankietach nie wspominając - opowiadał pan Piotr.
W środowisku artystycznym Jadwiga Jankowska-Cieślak zawsze trzymała się z boku. O nic nie zabiegała. Choć zdobyła wiele nagród, włącznie ze Złotą Palmą w Cannes w 1982 roku za rolę węgierskim filmie "Inne spojrzenie", nie jest popularna na miarę swego talentu. Nigdy nie potrafiła zabiegać o role, nie przyjaźni się z tymi, którzy mogliby jej w czymś pomóc. Przypomina kota. Można próbować go przywołać, ale on przyjdzie wtedy, gdy zechce.
Sytuacja zawodowa aktorki poprawiła się, gdy na początku lat 90. mąż został dyrektorem artystycznym Teatru Dramatycznego w Warszawie. Ściągnął ją do zespołu. Stabilizacja nie trwała jednak długo. Kiedy w 2007 roku, niedługo przed jubileuszem 50-lecia teatru pan Piotr stracił stanowisko, ona w ramach solidarności również opuściła zespół. - Bardzo ciężko pozbierać się po czymś takim - mówiła wtedy.
Ale najdotkliwszy cios spadł na panią Jadwigę w 2013 roku. Jej ukochany mąż zachorował na nowotwór. Choć wspierała go całą sobą i robiła wszystko, co w ludzkiej mocy, choroba nie dała im szans cieszyć się wspólnym życiem. Pan Piotr zmarł we wrześniu 2015 roku.
- Z perspektywy lat widzę, że ilość ciosów i bolesnych przeżyć przeważa nad tym, co przyjemne w życiu - gorzko stwierdziła aktorka. Nauczyła się jednak czerpać zadowolenie z drobnych przyjemności. Radość dają jej spotkania z dziećmi i z wnukami, które za nią przepadają.
***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd: