Jan Englert i jego przyjaźń z milionerem wystawiona na próbę! Powód zaskakuje
Jan Englert (77 l.) oraz Beata Ścibakówna (52 l.) od lat przyjaźnią się z milionerem Zbigniewem Niemczyckim i jego żoną Katarzyną. Jednak ostatnio ich wieloletnia przyjaźń została wystawiona na próbę. Wszystkiemu winna Doda (36 l.)!
Nadmorskie słońce Juraty sprawia, że Jan Englert może wreszcie zregenerować siły. Dyrektor Teatru Narodowego przyjechał tu z żoną, Beatą Ścibakówną, ich córką Heleną i suczką Bellą. Małżonkowie pokochali to miejsce już wiele lat temu. Duża w tym zasługa miliardera Zbigniewa Niemczyckiego i jego żony, Katarzyny Frank-Niemczyckiej.
Właściciele luksusowego hotelu Bryza, a zarazem przyjaciele aktorskiej pary, chętnie otwierają przed nimi swoje podwoje i goszczą u siebie nad morzem. Ale niewiele brakowało, by ta piękna tradycja corocznych lipcowych spotkań, została przerwana. A wszystko z powodu przyjętej przez Jana i Beatę propozycji...
Dobre relacje obu rodzin zostały wystawione na próbę po tym, jak aktorska para zdecydowała się wystąpić w filmie "Dziewczyny z Dubaju", który ma opowiadać o Polkach, świadczących seksualne usługi dla bliskowschodnich szejków.
"Beata i Jan zgodzili się wziąć udział w tej kontrowersyjnej produkcji, bo potrzebują pieniędzy" - zdradza ich znajoma.
Małżonkowie są dumni z córki, która dostała się do nowojorskiej Tisch School of the Arts, ale nie ukrywają, że generuje ona ogromne koszty, bo rok nauki w tej prestiżowej uczelni to wydatek 300 tys. zł. Decyzja o zagraniu w filmie, którego producentami są Doda i jej mąż Emil Stępień, sprawiła, że w środowisku aktorskim zawrzało.
Nie brak głosów, że Englert nie okazał się lojalnym przyjacielem wobec Niemczyckich. Dobrze pamiętają głośną aferę sprzed dwóch lat w hotelu Bryza, której bohaterami byli wokalistka i jej mąż.
"Przyjechaliśmy w nocy, nikomu nic nie mówiliśmy. Taki wypadzik do Juraty na 2 dni, żeby świętować 2. miesięcznicę małżeństwa. A rano, na plaży hotelowej, przed oknem mojego pokoju stali paparazzi"- pisała Doda na Instagramie.
Zdaniem wokalistki, informacja o jej pobycie wyciekła z hotelu.
"Na pewno wiedzieli do jakiej gazety zadzwonić w nocy, żeby zrobić promocję hotelowi - akurat na to się nie nabiorę, z księżyca nie spadłam. Już wiem, że stoją pod hotelem, więc nie zjem spokojnie gofra, nie pójdę na molo" - relacjonowała oburzona.
Z kolei dyrektor znanego hotelu twierdził, że cała sprawa wyglądała zupełnie inaczej.
"Prawda jest taka, że to była ustawka. Ta pani wynajęła pokój dla tych fotografów" - tłumaczył w rozmowie z portalem Wirtualna Polska. I dodał: "Potem, przed basenem, zrobiła nam chamską, karczemną awanturę. Padały różne epitety, na tyle wulgarne, że goście wypoczywający na leżakach chcieli interweniować. Więcej do nas nie przyjedzie, jest na czarnej liście".
Doda zapewniała, że złoży do sądu pozew przeciwko hotelowi. Ostatecznie afera przycichła, jak mówi się w kuluarach - z powodu zawartej ugody.
"Niemczyccy nie potrzebują reklamy, ale też nie lubią skandali. Pozostała niechęć do osoby, która naraziła na szwank ich dobre imię" - mówi znajomy rodziny. I dodaje, że wszystko, co wiąże się z Dodą, budzi w nich niemiłe wspomnienia. Czy dołączy do nich Jan Englert po filmie Dody?
Opinie w internecie mówią same za siebie: "Każdy zarabia jak może, ale promowanie najstarszego zawodu świata, trudno nazwać artystycznym przedsięwzięciem".
W środowisku słyszy się głosy, że artysta tej klasy, i z takim dorobkiem, może wprawdzie zagrać i złodzieja, i księdza, czyli każdą rolę... ale jednak nie w każdym filmie...
Czas pokaże, czy jego decyzja odbije się na przyjaźni z Niemczyckimi. Na razie miliarderzy wydają się nie dostrzegać nietaktu z jego strony. Ale niesmak z pewnością pozostał...
***
Zobacz więcej materiałów wideo: