Jan Jakub Kolski pierwszy raz o zmarłej córce: Zuzia rozdawała karty, to ona stawiała światu warunki
Jan Jakub Kolski (58 l.) promuje swój nowy film "Serce, serduszko". W wywiadzie dla jednego z kolorowych magazynów reżyser wspomina córkę Zuzannę, która kilka miesięcy temu zginęła w wypadku samochodowym.
58-letni twórca nie kryje, że bardzo ciężko znosi zainteresowanie mediów swoją osobą. Nie rozumie, dlaczego tabloidy interesują się jego życiem, szczególnie teraz, gdy przeżył osobistą tragedię.
Jak mówi, najchętniej "zostałby przy ziemi, na równi z poszyciem, mchem, z roślinami, niewidzialny". Promocja "Serca..." zmusza go jednak do wyjścia z ukrycia...
"Ten film ratuje mi życie, pozwala odzyskać równowagę, ten film wcześniej niż ja wiedział, co się stanie" - opowiada "Vivie".
Dalej wspomina Zuzannę, która zginęła 24 lipca, jadąc z mamą Grażyną Błęcką-Kolską na festiwal filmowy do Wrocławia. Reżyser podkreśla, że córka była osobą niezwykle zdolną, utalentowaną i dojrzałą.
Jako absolwentka wydziału mediów i fotografii Westminster University w Londynie doskonale wiedziała, co chce robić w życiu. Była bardzo samodzielna i zaradna. By zdążyć na egzamin końcowy, zatrzymała śmieciarkę i dwóm czarnoskórym mężczyznom kazała zawieźć się na uniwersytet!
"Zuzia rozdawała karty, to ona stawiała światu warunki. Myślę, że też robiłaby filmy. Wszystko ku temu zmierzało" - mówi Kolski.
Dodaje, że śmierć bliskich jest czymś strasznym, bolesnym, szczególnie kiedy następuje "odwrócenie kolejności".
"Kiedy stawałem nad grobem matki, łatwiej mi było się z tym pogodzić, niż kiedy stałem nad grobem córki w dwa tygodnie po tym, jak dostała dyplom ukończenia wymarzonych studiów w Londynie. Przecież to jej ostatnie zdjęcie, które obiegło media, było fotografią w birecie".
Pytany, czy córka była silniejsza od niego, przyznaje, że nie poznał jej na tyle, by być tego pewnym i udzielić odpowiedzi na to pytanie.
"To nasze poznawanie miało się dopiero zacząć" - tłumaczy.