Reklama
Reklama

Jan Pietrzak: Przestałem pić. Teraz piję tylko pół kieliszka

Jan Pietrzak (80 l.) przyznaje w najnowszym wywiadzie, że przestał "dużo pić". Teraz stawia na wesoły nastrój i pogodę ducha.

Świętuje pan jubileusz 50-lecia swojej pracy artystycznej. Jak to się robi, by być na scenie tyle lat?

Jan Pietrzak: - Trzeba dbać o to, żeby dożyć. Mnie się to udało. Jakieś trzydzieści kilka lat temu rzuciłem palenie, przestałem dużo pić. Teraz piję tylko pół kieliszka, delektuję się alkoholem. Poza tym trzeba trenować zarówno ciało, jak i umysł. Mieć pogodę ducha, hodować w sobie wesoły nastrój i przede wszystkim nie popadać we frustracje. To jest przepis na to, jak dożyć 80 lat i właśnie wtedy można obchodzić jubileusze.

Reklama

Te pół kieliszka, którym się pan delektuje, to najczęściej...

- Różnie, w zależności od okazji, pory dnia i klimatu, od tego, czy jest ciepło, czy gorąco. Nie mam jakiegoś jednego, ulubionego gatunku alkoholu. Na ogół piję wino, w moim wieku to dobrze robi dla zdrowotności. Czasem to jest piwo, czasem whisky, a jak jest okazja, to i kieliszek wódki. Wszystko jest dla ludzi, chodzi o to, aby nie przekraczać pewnej normy.

Trzymanie się w ryzach to sposób na zdrowie?

- Owszem, to jest dobry przepis na długowieczność. On się bierze stąd, by pozwalać sobie na różne rzeczy, jeść normalnie, pić, bawić się, ale nie przesadzać.

Robi pan z okazji jubileuszu jakieś podsumowania?

- Niczego nie podsumowuję. Mam dużo pracy bieżącej. Do pisania wspomnień jeszcze się nie zabrałem. Może jak się kiedyś zestarzeję, to napiszę. Teraz jest dużo bieżącej pracy. Piszę felietony. Publikuję też w internecie, a z kabaretem kilka razy w miesiącu gramy trasy: "Niech żyje Polska".

Żałuje pan czegoś w życiu?

- Na przykład tego, że się porządnie nie uczyłem muzyki. Mam na swoim koncie wiele kompozycji, ale jestem mało fachowym muzykiem. Życiowo raczej niczego nie żałuję. Nawet tego, że nie zostałem w Ameryce i nie zmieniłem zawodu. Polska jest coraz piękniejsza, ładniejsza. Po dwudziestu paru latach wpuścili mnie na festiwal do Opola. Mam powody do radości i zachwytu.

Co na to wszystko żona?

- Żona jest przyzwyczajona do mojego trybu życia. Gorzej bywało z dziećmi, a mam ich piątkę. I trójkę wspaniałych wnuków, więc jest się kim zajmować. Nie miałem czasu na szaleństwa, ważna była rodzina.

Wnuki to pana oczka w głowie?

- Oczywiście, bycie dziadkiem to piękne uczucie. Mam dwie 8-letnie wnuczki - Zosię i Basię oraz czteromiesięcznego wnuczka Tadzia. To właśnie rodzina mocno trzymała mnie przy życiu. Gdybym jej nie miał, to myślę, że robiłbym głupstwa. A tak zawsze miałem w głowie, że po koncercie trzeba jechać do domu.

Czego dziadek uczy swoje wnuki?

- Starszyzna powinna tłumaczyć, co jest dobre, co złe, co śmieszne czy denerwujące. Wyjaśniam wnukom, dlaczego trzeba czasem płakać albo się śmiać. Uczę ich prostych emocji, wchodzenia w świat.

Rozmawiała: Maria Rojek

Zobacz więcej:

Na żywo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy