Jan Suzin też nie ma telewizora
Legendarny spiker Jan Suzin (80 l.) wypowiedział się na temat kondycji dzisiejszej telewizji. Jego zdaniem nie ma w niej nic poza reklamami.
Kiedy 26 listopada 1996 roku zakończył pracę w mediach, nie bardzo wiedział, co ze sobą począć. Był tak przyzwyczajony do intensywnego trybu życia, że zupełnie nie potrafił odnaleźć się w nowej dla siebie rzeczywistości.
- Na szczęście zorientowałem się, że wreszcie mam czas na naprawienie czegoś w domu i spokojne wyjazdy do ukochanego Kazimierza nad Wisłą - opowiada magazynowi "Świat&Ludzie".
Od zawsze starannie chronił swoją prywatność. Nigdy nie opowiadał o żonie, aktorce Alicji Pawlickiej. Do dziś nie znosi być zaczepiany, zmuszany do wypowiedzi, a nawet proszony o autograf. Ale w doborowym towarzystwie bardzo szybko pokazuje swoją prawdziwą twarz gawędziarza.
I choć z wykształcenia jest architektem (był jednym z twórców projektu warszawskiej dzielnicy MDM), to od zawsze uwielbiał opowiadać i występować. Nigdy jednak nie chciał oglądać siebie na ekranie, do tej pory zresztą nie kupił telewizora...
- Nie ma co oglądać w tym miszmaszu. Nie wiadomo o co chodzi, a wszędzie reklamy. Poza tym nie ma instytucji spikera... Co te panienki wygadują? Słuchać się odechciewa - mówi. Nie lubi wracać do tego, co było. Telewizja przez wiele lat była jego wielką pasją, przez wiele lat tworzył jej historię, ale ten rozdział jest już dawno zamknięty.
Nie wstydzi się swojej wiary
Do niedawna regularnie czytał fragmenty Pisma Świętego podczas niedzielnych mszy. - Gdy ktoś widzi, że znana osoba nie wstydzi się swojej wiary, że identyfikuje się z Kościołem, to jest to rodzaj świadectwa - mówi jeden z kapłanów z parafii na Saskiej Kępie, gdzie od 40 lat mieszka pan Jan. Podkreśla także, że prezenter chętnie angażuje się w akcje charytatywne i wspiera najbardziej potrzebujących.
- To po prostu dobry człowiek, bardzo uczynny i pokorny. Pan Jan wiedzie teraz spokojne życie. Uwielbia kawiarnie na ulicy Francuskiej i swoje mieszkanie, w którym czeka na niego żółty kanarek Gucio. - Kocham zwierzęta, zwłaszcza psy - mówi. - Ale, niestety, przestałem je trzymać.
Powodem są dolegliwości związane z wiekiem. Szczęśliwie jest przy nim troskliwa żona. Opiekuje się mężem i razem z nim rozwiązuje krzyżówki. - Wśród znajomych zawiązał się klub "jolkowiczów", czyli tych, którzy lubią rozwiązywać tę najtrudniejszą z krzyżówek - opowiada. Pan Jan dla jolki mógłby zrobić wszystko. I co czwartek, gdy pismo z tymi szaradami pojawia się w kioskach, bez reszty oddaje się rozrywce, wpisując hasła w nienumerowane kratki.
IL
nr 24