Janusz Józefowicz: Córka wybaczyła mu błędy!
Zajęty karierą i walką o realizację marzeń, Janusz Józefowicz (56 l.) nie zauważył, że po drodze stracił rodzinę. Małżeństwa nie uratował, ale naprawił relacje z córką. Wyznał jej, że popełnił błąd.
Gdyby nie został artystą, być może przebywałby teraz w więzieniu.
Tak jak większość jego dawnych kolegów z ulicy w Świeciu.
Rodzice zawsze mieli z Januszem Józefowiczem (56 l.) urwanie głowy. Wraz ze starszym o półtora roku bratem ciągle wpadali w kłopoty.
"Mieliśmy taki układ, że ja zaczynałem bójki, a Andrzej je kończył" – opowiada reżyser.
Pewnego razu wrócił do domu w asyście milicji. Został przyłapany jak strzelał z łuku do przejeżdżających samochodów.
Potem tłumaczył, że był Indianinem, a auta pędzącymi bawołami.
Już w wieku 15 lat wyfrunął z rodzinnego gniazda i przeniósł się do Lublina. Po maturze chciał zdawać do szkoły teatralnej, ale nie udało się.
Wtedy dowiedział się o egzaminach do nowo powstałego Studium Taneczno-Wokalnego w Koszęcinie.
Dostał się, ale z przygodami. W drodze na egzaminy przespał jedną stację, aby zdążyć musiał łapać po okazje i pod szkołę zajechał... traktorem.
To właśnie w Koszęcinie poznał przyszłą żonę Danutę.
Ich znajomość zaczęła się od wspólnie zjedzonej jajecznicy, ale rozwijała się powoli, bowiem oboje byli w innych związkach.
"Kiedy go poznałam był chudy, ramionka zapadnięte, pupina malutka, nóżki cieniutkie. Szczęście, że nie miał trądziku.
Ale różnił się od tamtego chłopaka. Wygadany, towarzyski, szalony, szarmancki. Adorował mnie. Zakochałam się w nim i w jego talencie.
Potrafił okazywać osobie bliskiej, że jest najważniejsza. To wystarczyło" – wspominała Danuta.
Tuż po ukończeniu szkoły wzięli ślub, gdyż okazało się, że będzie ich troje.
Nie byli gotowi na rodzicielstwo. Mieli przecież takie plany. On rozpoczął studia aktorskie, ona pracowała już w teatrze jako tancerka.
Nie chciała rezygnować z pasji. Janusz początkowo zostawił Danucie decyzję.
Była już umówiona z lekarzem, ale rano on podszedł do niej, posadził ją sobie na kolanach i postanowił, że nie pójdzie do szpitala.
Gdy urodziła się Kamila, Danusia jeszcze przez trzy lata pracowała jako tancerka, ale ostatecznie zrezygnowała z pracy i zajęła się domem.
Janusz potrzebował znacznie więcej czasu, by dorosnąć do nowej roli. Mieszkał w Warszawie, żona z małym dzieckiem w Chorzowie.
Córkę widywał w weekendy. Ale gdy rodzina przeniosła się do niego do stolicy, wcale nie mieli dla siebie więcej czasu.
"Wpadałem do domu w środku nocy lub o świcie, żeby paść na łóżko. Przychodził facet-worek" – przyznaje Józefowicz.
Danuta długo tolerowała jego styl pracy i związane z nią pokusy.
"Janusz lubi fascynować się kobietami i wtedy to boli, ale zawsze do mnie wraca.
Potrafi być despotyczny, ale bywa też bezradny i wtedy ja jestem jego lekiem na całe zło. Wtedy jest mój.
Jeśli czasem przemknie mi myśl, by go porzucić, wstrzymuje mnie następna: gdzie znaleźć lepszego? – opowiadała.
Ale wkrótce ich związek został wystawiony na kolejną próbę.
W 1990 r. Józefowicz rozpoczął próby do musicalu „Metro”. Trwały one do późnych godzin nocnych, co prowadziło do częstych kłótni między małżonkami.
Świadkami awantur była mała Kamila. Na początku stawała po stronie mamy, potem zamknęła się w sobie.
"Nie chciałam wiedzieć, o co się kłócą. To była moja reakcja obronna" – wyznała po latach.
Gdy zamieszanie wokół musicalu zmniejszyło się, małżonkowie próbowali scalić swój związek.
W 1993 r. na świat przyszedł ich syn Jakub. Ale było już za późno na ratowanie małżeństwa.
Januszowi udało się za to naprawić relacje z dziećmi.
"Z Kubą nie przegapiłem momentu, kiedy dziecko musi wiedzieć, że jest dla ciebie najważniejsze.
Przy nim zawsze byłem blisko. Powiedziałem sobie, że nie odpuszczę tego tematu" – wyznał.
Z Kamilą musieli najpierw odbyć kilka bolesnych rozmów. Po latach zadedykował jej swój spektakl „Romeo i Julia”.
W tym czasie był już związany z Nataszą Urbańską (37 l.).
Poznali się jeszcze podczas castingu do „Metra”, ale nie przyjął jej, gdyż miała zaledwie 14 lat.
Dziś są małżeństwem, wychowują córkę Kalinę.
"Bardzo długo byłem chłopcem. To myślenie bez perspektywy, życie z dnia na dzień. Entuzjazm skierowany na rzeczy, sprawy, które bardzo często nie są tego warte"– stwierdził reżyser.
Odkrył radość w spokojnym życiu na wsi, z żoną i dzieckiem u boku.
Teatr wciąż pozostaje dla niego sensem życia, ale tym razem nie jest sam, a z Nataszą.
Z.Król